Płać gotówką – dostaniesz rabat? To może wyjaśnię, co jest nie tak z nową praktyką sprzedawców

natemat.pl 4 godzin temu
Jeden z lubelskich lokali gastronomicznych podpalił internet. Oferuje spory, bo aż 10-procentowy rabat za płatność... gotówką. Obrońcy waluty i wszelkiej maści "wolnościowcy" są w niebie. Inni podejrzewają jakiś przekręt, pytając, czy takie działanie jest w ogóle legalne. Co może stać za taką promocją, czy to pragmatyzm, czy unikanie podatków?


Przez media społecznościowe przewala się właśnie kolejna fala tzw. obrony gotówki, włączyli się w nią choćby narodowcy. Powodem jest zdjęcie, sprzed kilku już miesięcy, ale zyskujące nowe życie. Przypomnijmy: jeden z lubelskich lokali gastronomicznych oferuje swoim klientom aż 10 proc. rabatu za płatność gotówkową.

Co za tym stoi?


Kiedyś sprzedawcy bronili się przed przyjmowaniem płatności kartami, arbitralnie ustanawiając minimalną kwotę takiej transakcji. Mogliśmy więc zobaczyć przy terminalach karteczki z napisem "płatność kartą od 10 złotych".

Potem mogliśmy spotkać się z kolejną dziwną praktyką, polegającą na doliczaniu jakiejś kwoty do zamówienia, mającej rzekomo pokryć dodatkowe koszty transakcji kartą.



Przypomnijmy więc: takie praktyki są nielegalne. Nie wolno uzależniać możliwości płatności kartą od kwoty płatności. Nie wolno także doliczać żadnych opłat dodatkowych.

I ma to logiczne uzasadnienie: jeżeli ktoś umożliwia płatność kartą, to powinien sobie ewentualne koszty takiej transakcji wliczyć w koszty działalności. A może to zrobić na przykład podnosząc cenę towaru czy usługi, czego nikt nie może mu przecież zabronić.

Dodajmy jednak, iż w tej chwili koszty obsługi kart płatniczych są znikome. Przedsiębiorca płaci ok. 50 zł za dzierżawę terminala oraz prowizję w wysokości 0,2 - 0,5 proc. wartości transakcji. To 2-5 groszy od każdych 10 złotych. Przedsiębiorca musi mieć też dostęp do internetu, ale w tej chwili ten problem rozwiązuje dowolny telefon.

W tej sytuacji przedsiębiorcy niechętni płatnościom kartami próbują innego rozwiązania: oferują rabat za płatność gotówkową.

Czy rabat za płatność gotówkową jest legalny?


Tak, nielegalne jest doliczanie wydumanych opłat. Oferowanie rabatów to legalna praktyka. Ale dlaczego są przedsiębiorcy, którzy się na to decydują? Chodzi przecież o groszowe sprawy.

Opisywany rabat w wysokości 10 proc. to sporo. Z pewnością jest o wiele większy, niż kosz przyjęcia płatności bezgotówkowej. Dlaczego więc niektórzy przedsiębiorcy oferują aż tak dużą zniżkę? Najczęściej mówią o "wolności". Tylko od czego?

Powodów nieprzyjmowania płatności kartą może być kilka.

– Ja nie wdrożyłem u siebie płatności bezgotówkowych. Po prostu mi się to nie opłaca. Produkty kupuję sam, muszę za nie płacić gotówką, na miejscu. Po prostu tak życzą sobie dostawcy. Tę gotówkę i tak muszę wozić, muszę ją więc skądś mieć. Wpłacać do banku i wypłacać? Bez sensu. U mnie większość spraw załatwiam gotówką – mówi mi znajomy przedsiębiorca, prowadzi punkt gastronomiczny z lokalnymi produktami.

Płatności kartą nie przyjmują też sprzedawcy na bazarach. Krzywo patrzą na to właściciele sklepów w takich miejscach. Pytam o to właściciela warzywniaka przy jednym z warszawskich osiedlowych targowisk.

– Jak przyjmuję płatności kartą, to jest jasne, iż zostaje po tym ślad. Każda transakcja jest zaksięgowana na tej oto kasie fiskalnej. Z tego też powodu jajko kosztuje u mnie 1,30 zł. A u pana w namiocie jajko kosztuje złotówkę. Uważam, iż to i tak dużo, bo on nie tylko nie płaci VAT-u, ale i nie płaci ZUS-u, nie przechodzi kontroli sanepidu, nie handluje o 7 do 18, nie ponosi odpowiedzialności. Jak się pan struje jajem ode mnie, to pan przyjdzie do mnie i mi to powie, może mnie pan choćby pozwać i ja to zrozumiem, nie będę na pana zły. A jak się pan struje jajem od tego pana, to jak pan udowodni, iż pan je w ogóle od niego kupił? – tłumaczy mi sprzedawca pan Andrzej, utyskujący na stojący 10 metrów od jego sklepu stragan z "jajkami z Mazur".

I faktycznie trudno odnieść wrażenie, iż oferowane przez część przedsiębiorców rabaty za płatności gotówkowe tak naprawdę mają na celu ominięcie nie tyle płatności bezgotówkowych, ile rejestracji transakcji.

– Ja też bardzo chętnie przyjmuję gotówkę, bo z częścią dostawców również muszę rozliczać się żywym pieniądzem, a nie przelewami. Ale wszystko mam udokumentowane, u mnie zawsze pan dostaje paragon. Jaki ja mógłbym dać panu rabat za płatność gotówką? 2-3 procent? To by miało jakiś sens ekonomiczny dla mnie, ale dla pana – żaden. To jak "będę winny grosika". Żeby dać panu 10 proc. rabatu, musiałbym nie wydawać paragonu, czyli sprzedać na lewo – mówi sprzedawca.

– A gotówka jako taka też mnie kosztuje, trzeba wpłacać, wypłacać, ona się niszczy, jest też kwestia bezpieczeństwa. Złodzieje przecież mają oczy i uszy szeroko otwarte. Ja wolę nie mieć za dużo gotówki, bo to proszenie się o kłopoty – dodaje.

Gotówka też kosztuje


Wiele osób myśli, iż gotówka przecież nic nie kosztuje, iż w przeciwieństwie do obrotu kartami (z którego zyski czerpią banki i organizacje finansowe), jej obrót nie generuje żadnych kosztów. Koszt emisji i obsługi gotówki bierze na siebie państwo. Kto więc za nią płaci? Cóż, my wszyscy. Obywatele. Ile to kosztuje? W Polsce koszt obsługi gotówki szacowany jest choćby na 2-3 proc. PKB.

Ile to jest w gotówce? Co jakiś czas NBP lub resort finansów podaje te dane w wartościach bezwzględnych. Kwoty są różne, raz jest to kilkanaście, raz ponad 20 miliardów złotych. I te koszty ponosimy my wszyscy. Mówienie, iż obrót gotówkowy nic nas nie kosztuje, jest więc bzdurą. My po prostu nie widzimy pieniędzy, które na to idą.

Podobnie jest w przypadku przedsiębiorców. Obrót bezgotówkowy kosztuje, ale gotówkowy też. Pieniądze trzeba wozić, ochraniać, liczyć, wpłacać do banku i wypłacać. To wszystko nie dzieje się za darmo. Ale przypomnijmy: przedsiębiorcy nie mają żadnego obowiązku udostępniania swoim klientom płatności bezgotówkowych, mogą pozostać przy gotówce. Pytanie tylko, czy to się im naprawdę opłaca.

Idź do oryginalnego materiału