Piza

adamaswtrasie.blogspot.com 2 dni temu
Był 25. sierpnia roku 1609. Przed Pałacem Dożów, bodajże w loggi słynnej dzwonnicy, w najważniejszym miejscu weneckiego imperium odbywało się prawdziwe dziwowisko. Oto słynny naukowiec i matematyk, można by rzec, iż pierwszy astronom, prezentował władcom Najjaśniejszej Republiki Świętego Marka przełomowy dla dziejów zachodniej cywilizacji wynalazek – lunetę.
Widok na Pałac Dożów i campanilę na Placu Swiętego Marka
Mężczyzna ów nie był autorem tego dzieła. Teleskop – czy też lunetę wynaleziono, podobnie jak mikroskop, w odległych Niderlandach (ale przecież to, podobnie jak Wenecja, ziemie podtapiane) przez Hansa Lipperheya i/lub Zachariasa Janssena z ojcem (możliwe też, iż był to Jacob Metius – ot, taki czas na wynalezienie lunety był, działali de Brache czy Kepler), ludzi zajmujących się obróbką kamienni szlachetnych (w końcu i w teleskopie, i mikroskopie wynalezionym podobno także przez wspominanych Janssenów, to tylko odpowiednio oszlifowane soczewki), niemniej ulepszył znacząco całą machinę – i można było zacząć obserwować tajemnice Sfer Niebieskich (co oczywiście nie spotkało się z przychylnością kręgów kościelnych, ale o tym w następnym wpisie).
Najciekawsze jest, iż ów wynalazca wcale nie było Wenecjaninem. Ba, pochodził z miasta, które kilkaset lat wcześniej było prawdziwą potęgą w śródziemnomorskim handlu lewantyńskim, i dopiero jej upadek utorował drogę do weneckiej potęgi. Był to mianowicie Galileo Galilei z Pizy.

Dom rodziny Galilei
Tak, wszyscy wiemy z czego słynie ta dawna kupiecka republika, ale naprawdę od wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Pola Cudów (Campo de Miracle) dla rozwoju naszej cywilizacji ważniejsi byli tamtejsi matematycy – uznawany za wynalazcę lunety Galileusz (Galileo Galilei adekwatnie nazywać się powinien Bonaiuti, ale na cześć odległego przodka o imieniu także Galileo rodzina zmieniła swe miano na to, jakie znamy) i Leonardo z Pizy, szerzej znany jako Fibonacci (a kto ciągu Fibonacciego nie zna, ten ostro wagarował w szkole). Byli także liczni artyści i rzeźbiarze, ale tacy odpowiadają głównie za piękno, nie za postęp. Choć oczywiście jedno nie wyklucza drugiego.

Pizańska starówka
Niemniej rzeczywiście Pole Cudów warte jest odwiedzenia. Cudowna romańska katedra czy baptysterium w czasach świetności miasta robiące za wieżę informacyjną dla wpływających do portu statków to klasa sama dla siebie (zagadkowy jest zwłaszcza dach baptysterium, w połowie pokryty blachą a w połowie dachówką – wiele jest teorii, możliwe, iż chodziło o brak pieniędzy; no i cudowna średniowieczna ambona w kilkukrotnie powiększanej katedrze, cymes).

Pole Cudów - baptysterium, katedra i dzwonnica
A Camposanto? Zabytkowy cmentarz, wedle legendy dzięki ziemi przywiezionej z Jerozolimy posiadający niezwykłą adekwatność rozkładania ciał pochowanych zmarłych w jedną noc. Teraz informacja dla wszystkich co sobie teraz podśmichujki robią: legenda jest prawdziwa (dla pewnej wartości prawdy), jest to przedbobon. Otóż nim założono cmentarz były tu doły z wapnem, potrzebnym do budowy cudnych konstrukcji Placu Cudów. A co wapno robi z ludzkimi zwłokami wiedzą wszyscy, nie trzeba być stosującym je komunistą.

Camposanto
Jest też oczywiści campanila, dzwonnica, postawiona na niestabilnym piaszczystym gruncie już w czasie wznoszenia okazała się katastrofą budowlaną. Z jakiegoś powodu większość turystów robi sobie zdjęcia na których ową konstrukcję podpiera. Z ciekawostek: Krzywą Wieżę przed totalnym runięciem ocaliły m.in prace polskich inżynierów.

Krzywa Wieża
Przez piękno Placu Cudów turyści rzadziej oglądają resztę miasta – a tłok jest tam zdecydowanie mniejszy (brak jest chociażby majfrendów – czyli nachalnych sprzedawców tanich podróbek kręcących się masowo podle katedry oraz kieszonkowców). Dom Galileusza jest rzadko fotografowany (leży za to przy głównej ulicy miasta), podobnie jak Pałac Pod Zegarem na Placu Kawalerów skrywający w swoich murach wieżę będącą miejscem tragedii Ugolina della Gherardesci (wiecie, tego, który osadzony w zamknięciu by nie umrzeć z głodu zjadł swoich potomków).

Palazzo dell'Orologio
Rzadko kto dociera do Arno, rzeki która najpierw przyczyniła się do rozwoju Pizy, a potem stała się zgubą miasta.
Dziś bowiem Piza leży kilkanaście kilometrów od Morza Tyrreńskiego, i trudno sobie wyobrazić, iż mieszkańcy miasta w Średniowieczu regularnie wypływali spod katedry handlować toskańskimi dobrami w Konstantynopolu, Lewancie czy północnej Afryce. Okręty republiki wojowały z Amalfi i Genuą o dominację na szlakach handlowych, ze sporym powodzeniem (to znaczy: Amalfińczyków pogonili, ale od Genueńczyków dostali oklep). Finalnie wszystkich pogodziła ta okrutna Wenecja (ostała się ino Genua). Dla Pizy dodatkowym ciosem była bliskość potężnej Florencji, ale ostatecznie portowe znaczenie miasta pogrążyła Arno. Kto widział tą rzeką, czy to tu, czy we Florencji, doskonale wie, iż rzeka nigdy nie jest przezroczysta. Niesie tony materiału z gór – i przez te kilkaset lat przyniosła go tyle, iż z Pizy nad morze jest daleko. Bardzo.

Arno w słoneczny dzień
Funkcję głównego portu Toskanii dziś spełnia Livorno.

Port w Livorno
Ale zostawmy to relatywnie młode (bo z XVI wieku) włoskie miasto, i wróćmy do owej wspominanej na początku wpisu lunety. Bo był to przyrząd – uznany przez część członków Kościoła za dzieło szatana – który bardzo mocno zmienił nasze postrzeganie rzeczywistości. Chyba bardziej niż wiekopomne O obrotach sfer niebieskich Kopernika.
Idź do oryginalnego materiału