To będzie głownie o roli kolei w życiu pisarzy, a nie o ich dziełach w których występują pociągi i kolejarze.
Zacznijmy od laureata nagrody Nobla, czyli Władysława Reymonta. Urodzony w 1867 roku, w młodości często zmieniał zawody, w szczególności w latach 1888–1893 dzięki protekcji ojca znalazł pracę jako niskiej rangi funkcjonariusz Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Ale ważniejszym kolejowym wydarzeniem w jego życiu było zderzenie dwóch pociągów w podwarszawskich Włochach 13 lipca 1900.
Tego dnia, o godz. 10:40 Reymont wyjechał z Warszawy pociągiem nr 17 Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. który, po 10 minutach miał minąć zdążający z przeciwka pociąg nr 74 ze Skierniewic do Warszawy. Ale z powodu źle ustawionej zwrotnicy pociągi jadące w przeciwnych kierunkach znalazły się na jednym torze i doszło do zderzenia. Wskutek wypadku zginęły 4 (według innych źródeł 5) osoby a ponad 30 zostało rannych. Reymont przeżył wypadek, ale na temat jego obrażeń są sprzeczne informacje. Co jest istotne, to to, iż otrzymał od kolei odszkodowanie w wysokości 38.500 rubli („dosyć jeżeli na pogrzeb – za mało, jeżeli na życie”, jak to określił sam pisarz). Z tej kwoty musiał zapłacić 5000 rubli swojemu adwokatowi. Dla porównania: w tym samym roku społeczeństwo polskie kupiło ze składek majątek (około 280 ha) w Oblęgorku dla Henryka Sienkiewicza, z okazji 25-lecia jego pracy literackiej za nieco ponad 51 tysięcy rubli.
Warto podkreślić, iż w ówczesnych gazetach pojawiły się artykuły według których obrażenia Reymonta były powierzchowne (złamanie jednego lub dwóch żeber) i iż świadectwo lekarskie będące podstawą odszkodowania nie odpowiadało rzeczywistości. Co jest ważne dla historii literatury, to to iż pieniądze uzyskane z odszkodowania zapewniły Reymontowi stabilność finansową, umożliwiającą mu pełne oddanie się pracy twórczej, w szczególności napisanie „Chłopów” w latach 1901–1908. Można zaryzykować tezę, iż gdyby nie ten wypadek kolejowy Reymont nie dostałby literackiej nagrody Nobla w 1924 roku.
Drugim pisarzem, który przeżył katastrofę kolejową jest Charles Dickens (1812 – 1870). Wracając z Paryża, jechał pociągiem z Folkestone do Londynu. Tego dnia, 9 czerwca 1865, wymieniano szyny na moście w miejscowości Staplehurst (hrabstwo Kent) przez którą prowadziła trasa tego pociągu. Kierownik robót nie zauważył iż tego dnia w rozkładzie był dodatkowy pociąg (ten którym jechał Dickens) i uznał, iż jest dostatecznie długa przerwa w ruchu, by usunąć stare szyny i założyć nowe . Dodatkowo, nie dopilnował by sygnały „stop” zostały ustawione w przepisowej odległości od początku robót. Skutek był taki, iż o godzinie 15:13 pociąg wjechał na most bez szyn. Wprawdzie lokomotywa i pierwsze wagony przejechały przez most po podkładach, ale pozostałe siedem wagonów spadło 3 metry do koryta rzeki, w którym na szczęście było głównie błoto a mało wody.
Charles Dickens jechał w wagonie pierwszej klasy, który nie spadł z mostu. Jego towarzyszkami podróży były Ellen Ternan, (o której więcej za chwilę) i jej matka, Frances. Wyciągnął obie panie Ternan przez okno w bezpieczne miejsce, a sam, z butelką brandy i kapeluszem pełnym wody, przez trzy godziny opiekował się ofiarami, z których część zmarła, gdy był z nimi. Przed odjazdem z innymi ocalałymi pasażerami pociągiem ratunkowym do Londynu, odzyskał ze swojego wagonu rękopis odcinka powieści Our Mutual Friend (Nasz wspólny przyjaciel), nad którym pracował.
Chociaż kilku pasażerów rozpoznało Dickensa, który już za życia był bardzo popularnym pisarzem, nie zgłosił się on do South Eastern Railway, właściciela linii kolejowej i operatora pociągu, po odszkodowanie, ani nie uczestniczył jako świadek w powypadkowym śledztwie. Zdecydował tak prawdopodobnie dlatego, iż nie chciał rozgłosu na temat współpasażerki Ellen Ternan, która była jego kochanką. Dickens miał żonę, z którą mieli 10 dzieci, i chciał uniknąć skandalu, który mógłby źle wpłynąć na sprzedaż jego książek. Dyrektorzy South Eastern Railway wręczyli mu srebrny puchar jako dowód uznania za jego pomoc w następstwie wypadku.
Dickens wykorzystał później doświadczenie katastrofy jako materiał do swojego krótkiego opowiadania o duchach „The Signal-Man„, w którym główny bohater ma przeczucie własnej śmierci w katastrofie kolejowej. O ile wiem, opowiadanie to nie jest przetłumaczone na polski, angielską wersję, również w wersji audio, można za darmo pobrać pod tym linkiem.
Po katastrofie Dickens denerwował się podczas podróży pociągiem i korzystał z alternatywnych środków transportu, gdy tylko były dostępne. Trzy lata po wypadku napisał: „Mam nagłe, niejasne napady przerażenia, choćby podczas jazdy dorożką, które są całkowicie nieuzasadnione, ale całkiem nie do pokonania”. Henry Dickens, syn pisarza, wspominał: „Widywałem go czasami w wagonie kolejowym, kiedy był lekki wstrząs. Kiedy tak się działo, wpadał niemal w panikę i chwytał siedzenie obiema rękami”.
Charles Dickens zmarł dokładnie pięć lat po wypadku kolejowym w którym brał udział.