W Liceum Nr 17 w Krakowie postanowiono zorganizować lekcję otwartą o bezpieczeństwie. W auli zebrali się uczniowie starszych klas, nauczyciele i rodzice. Zaproszono policjanta z psem służbowym, owczarkiem niemieckim o imieniu Burek. Psy tropiące zawsze robiły wrażenie na nastolatkach, a tu obiecywano pokaz jak zwierzę wykrywa narkotyki, reaguje na broń i słucha przewodnika.
Funkcjonariusz w mundurze pewnie wszedł na scenę z Burkiem. Pies był spokojny, wręcz trochę leniwy szedł dostojnie u boku, ale jego oczy nieustannie badały salę. Uczniowie wymieniali się spojrzeniami i szeptali.
To nie zwykły pies uśmiechnął się policjant to mój partner. I nigdy się nie myli.
Pokazał kilka komend: Burek znalazł ukrytą w plecaku atrapę pistoletu i położył się choćby przy uczniu, który miał specjalną próbkę w kieszeni. Dzieci biły brawo.
Lecz nagle wszystko się zmieniło.
Gdy funkcjonariusz zamierzał zakończyć pokaz, Burek niespodziewanie zesztywniał. Uszy stanęły mu dęba, sierść na karku się zjeżyła. Zastygł, wpatrując się w tłum uczniów. A potem z warkotem rzucił się do przodu.
Burek! Waruj! warknął przewodnik, ale pies nie reagował.
Owczarek z głośnym szczekaniem skoczył na dziewczynę w trzecim rzędzie. Była to nieśmiała, cicha uczennica o imieniu Weronika zawsze siedziała z tyłu, nie odzywała się, unikała szkolnych sporów. Tego dnia stała z koleżankami, trzymając podręcznik przy piersi. Wyglądała na zwykłą niepewną nastolatkę.
Lecz Burek rzucał się na nią, jakby oszalał. Warczał, pokazywał kły, aż w końcu skoczył, przewracając ją na podłogę. Dziewczyna krzyknęła, książki rozleciały się, a wokół wybuchła panika. Nauczyciele próbowali odciągnąć psa.
Fe, Burek! Waruj! policjant złapał obrożę i z trudem odciągnął owczarka. Ale zwierzę wciąż nie spuszczało wzroku z Weroniki, ciężko dysząc i warcząc.
Funkcjonariusz był zaskoczony:
Nigdy tak się nie zachowuje bez powodu Nigdy.
Uczennica drżała, miała łzy w oczach. Wszyscy uznali, iż pies pomylił zapachy. Ale policjant nalegał:
Proszę panią i rodziców do komisariatu. Musimy coś sprawdzić.
Rodzice protestowali, krzyczeli o hańbie, ale pies nie przestawał warczeć, a z jego instynktem nie sposób było dyskutować.
Gdy dziewczynę zabrano na komisariat, zdjęto jej odciski palców. I wtedy policjantom włosy stanęły dęba. System pokazał trafienie.
Ślady należały do kobiety figurującej w ogólnopolskiej bazie poszukiwanych przestępców.
Funkcjonariusz zwrócił się do drżącej uczennicy:
Powiesz sama czy mam odczytać akta?
Dziewczyna westchnęła ciężko i nagle zmienił się wyraz jej twarzy. Z zalęknionej nastolatki stała się zimną, dojrzałą kobietą, której oczy widziały zbyt wiele.
No dobrze koniec zabawy powiedziała niskim, pewnym głosem.
Okazało się, iż nazywa się Katarzyna i ma 32 lata, nie 16. Dzięki rzadkiej chorobie genetycznej wciąż wyglądała jak dziecko: niski wzrost, delikatne rysy, cienki głos. I to wykorzystywała.
Katarzyna od lat ukrywała się przed wymiarem sprawiedliwości, zmieniając miasta. W jej aktach były włamania, oszustwa, kradzieże biżuterii.
Ślady znajdowano na sejfach, klamkach, w mieszkaniach ale zawsze uciekała, bo nikt nie podejrzewał, iż za zbrodniami stoi nastolatka.
Zapisywała się do szkół, udając sierotę, zmieniając tożsamość. Nikt nie domyślił się, iż wśród dzieci uczy się dorosła kobieta.
Nikt by mnie nie złapał uśmiechnęła się szyderczo. Gdyby nie ten wasz przeklęty pies.
Policjant spojrzał na Burka, który siedział u jego stóp, nie spuszczając wzroku z zatrzymanej.
Widzisz, Katarzyno powiedział zimno ludzie mogą się mylić. Ale mój partner? Nigdy.