Pies, który ocalił mnie po zdradzie

newsempire24.com 1 tydzień temu

Pies, który przywrócił mnie do życia po zdradzie

Byłem szczęśliwy z Moniką.
Z moją żoną Moniką pobraliśmy się z miłości, mimo wszelkich przeszkód. Rodzice byli przeciwni naszemu związkowi – jej rodzina nie miała wiele pieniędzy, moja też nie mogła się pochwalić luksusem, ale mieliśmy miłość. Tylko przyjaciele nas wspierali.

Na początku mieliśmy trudności. Nie mogliśmy wynająć mieszkania, ponieważ byliśmy studentami bez stałych dochodów. Mieszkaliśmy u znajomych – miesiąc u jednych, potem u drugich. Pracowaliśmy, jak mogliśmy, oszczędzając każdą złotówkę.

Kiedy w końcu dostaliśmy pierwsze wynagrodzenia, wynajęliśmy maleńką kawalerkę. Zimą było w niej zimno, dach przeciekał, ale dla nas był to prawdziwy pałac. Bo obok był ukochany człowiek, a nam wydawało się, iż nic więcej nie potrzeba.

Z biegiem czasu stanęliśmy na nogi, ukończyliśmy studia, znaleźliśmy dobre prace, kupiliśmy przestronne mieszkanie i samochód. Urodziła nam się córka. Staraliśmy się zapewnić jej to, co najlepsze, a kiedy podrosła, wysłaliśmy ją na studia za granicę. gwałtownie przyzwyczaiła się do nowego życia i teraz wszystko jej się układa.

Myślałem, iż z Moniką również wszystko jest świetnie.

Myliłem się.

Zdrada, której się nie spodziewałem
Kiedy powiedziała, iż odchodzi, nie uwierzyłem.

Wydawało mi się, iż to zła żart, iż chce jedynie sprawdzić moją miłość, zobaczyć moją reakcję.

Jednak nie.

Cicho spakowała swoje rzeczy, przebrała się, wzięła walizkę z szafy, gdzie kiedyś trzymaliśmy ozdoby choinkowe, i ruszyła w stronę drzwi.

– Przykro mi – powiedziała tylko.

A ja patrzyłem, jak przekracza próg, jak zamyka drzwi za sobą… i w tej chwili moje życie runęło.

Ból, który rozrywał mnie od środka
Następnego dnia nie mogłem wstać z łóżka. Zadzwoniłem do pracy, skłamałem, iż jestem chory, i leżałem tak przez cały tydzień.

Ściskałem w rękach poduszkę Moniki, na której pozostał jeszcze jej zapach. Wdychałem go, mając nadzieję, iż jeżeli będę się trzymał przeszłości, nie zniknie.

Ale zniknęła.

Przestałem jeść, przestałem dostrzegać, co dzieje się wokół.

Tylko jeden żywy stwór nie przestał we mnie wierzyć – mój pies Max.

Nie pozwolił mi się poddać
Max chodził po mieszkaniu, zaglądał mi w twarz, popychał mnie łapą. Czekał, aż wstanę, aż pójdziemy na spacer, jak zawsze.

Po raz pierwszy w życiu wyszedłem na zewnątrz w starym dresie, z nieogolonym zarostem, w pełnym osłupieniu.

Gdy wróciliśmy, znów położyłem się do łóżka.

I wtedy wydarzyło się coś, czego się nie spodziewałem.

Max przestał jeść.

Stawiałem mu miskę, a on po prostu kładł się obok, milcząco patrząc na mnie swoimi ciepłymi oczami.

Nawet na spacer nie chciał wychodzić.

Wtedy zrozumiałem: on nie tylko smuci się – pokazuje mi, iż powinienem wziąć się w garść.

Jakby próbował powiedzieć: „Nie możesz się tak poddać”.

Zmonopolizowałem się, by pójść do łazienki, wziąć prysznic. Gdy tylko wyszedłem, Max podszedł do swojej miski i zaczął jeść.

Czekał, aż zrobię pierwszy krok.

Tak zaczęło się moje odrodzenie.

Los zaaranżowany przez psa
Nadal pracowałem, obciążając się obowiązkami, aby mniej myśleć.

Jednak wieczorami, gdy w mieszkaniu stawało się zbyt cicho, nachodziło mnie osamotnienie.

Max to czuł. Kładł się obok łóżka, podstawiał głowę pod moją rękę, jakby przypominał: „Nie jesteś sam”.

Mijały miesiące. Pewnego dnia, gdy spacerowałem z nim w parku, poluzowałem smycz, a on nagle zerwał się z miejsca.

Zatrwożony, pobiegłem za nim.

I wtedy zobaczyłem, jak zatrzymał się przed nieznajomym mężczyzną – w podobnym wieku do mnie, z innym psem. Max spokojnie usiadł obok niego, a ten, uśmiechając się, pogłaskał go po głowie.

Zatrzymałem się, ciężko dysząc.

– Świetny pies – powiedział nieznajomy. – Już go tu widziałem. Ale jego właściciela widzę po raz pierwszy.

Niechcący się uśmiechnąłem.

Tak poznałem Olka. A adekwatnie, tak nas z sobą zapoznał Max.

Na początku spotykaliśmy się tylko na spacerach.

Później zaczęliśmy pić kawę.

Potem kawa zamieniła się w wino.

A w końcu zrozumieliśmy, iż nie chcemy być samotni.

Pewnego sobotniego dnia wziąłem wszystko, co przypominało mi o Monice, spakowałem do pudełka i wyrzuciłem.

I po raz pierwszy od długiego czasu poczułem, iż naprawdę oddycham.

Teraz jesteśmy z Olkiem razem, ale nie spieszymy się – żyjemy w swoim rytmie, cieszymy się chwilami.

Ale wiem jedno: gdyby nie Max, wciąż tkwiłbym w tym mroku, w którym znalazłem się po zdradzie.

Mój przyjaciel, mój wierny pies, pokazał mi, iż życie toczy się dalej.

I być może przede mną jest to, co najlepsze.

Idź do oryginalnego materiału