Co prawda od powrotu minęło już dwa miesiące, jednak cały czas myślami jestem gdzieś na omańskiej pustyni, dziewiczej wyspie Masirah czy na basztach dawnych fortów, które to stanowią wizytówkę tego kraju. Ciągle czuję unoszący się w powietrzu zapach palonego kadzidła oraz smak czarnej kawy z kardamonem, zagryzanej słodkimi daktylami. Oman skradł moje serce, wyzwolił swego rodzaju tęsknotę oraz pozostawił ogromny niedosyt, bo przecież dwa tygodnie to zdecydowanie za mało, by zobaczyć i poznać dobrze cały kraj. Oman już dawno znalazł się na mojej podróżniczej liście marzeń i pewnie niektórzy moi znajomi dobrze pamiętają, gdy kilka lat temu usilnie namawiałam ich na ten wyjazd. Cóż, wtedy się nie udało, ale w głowie pomysłu nigdy nie porzuciłam i kiedy pojawiły się bilety w atrakcyjne cenie, akcja była krótka. I tak oto wyjazd do Omanu nabrał realnego kształtu i trzeba było rozpocząć przygotowania. A to, co zobaczyłam, czego doświadczyłam podczas tych dwóch tygodni przeszło moje najśmielsze oczekiwania. jeżeli marzy się Wam podróż do Omanu, zajrzyjcie także do innych moich wpisów o tym kraju: Plan na Oman, czyli dwa tygodnie w krainie kadzidła TOP 15: najpiękniejsze miejsca w Omanie, które warto zobaczyć Forty w Omanie – 3 twierdze, które koniecznie trzeba zobaczyć Kilka informacji o tym ciekawym kraju. Co wiemy o Omanie? Jest to oczywiście jedyny kraj na O, kilka słychać o nim w mediach, kilka się o nim mówi. Leży na krańcu Półwyspu Arabskiego, sąsiaduje z Jemenem, Arabią Saudyjską oraz Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Położenie nie za ciekawe, a mimo to jest on od dawna oazą spokoju w tym regionie. Według corocznego raportu Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego USA badającego wpływ i zagrożenie terroryzmem na całym świecie, Oman uplasował się na samym końcu rankingu, obok takich państw jak Polska czy Słowacja. Taka sytuacja jest wynikiem dwóch czynników. Od bardzo długiego czasu Omanem rządzi sułtan Kabus ibn Said, który to prowadzi neutralną politykę, nie angażując się w żadne wojny ani spory swoich sąsiadów. To jemu kraj zawdzięcza ogromny postęp, rozwój oraz modernizację, co jest ogromną odmianą po despotycznych rządach jego ojca, którego Kabus ibn Said przy współpracy z Wielką Brytanią po prostu obalił. Niestety sułtan nie posiada potomka, więc nikt nie wie, kto obejmie po nim rządy i w jakim kierunku one pójdą. Podobno sukcesor został już wyznaczony, jednak ta informacja trzymana jest w ścisłej tajemnicy, być może tylko królowa Wielkiej Brytanii zna jego imię. Drugim czynnikiem jest dominująca religia w tym kraju, a jest nią ibadytyzm. Jest to łagodna odmiana islamu, którą nie należy łączyć z głównymi wyznaniami, czyli z sunnizmem i szyizmem. Ibadytyzm nie uznaje żadnej przemocy, choćby w imię Boga, jest tolerancyjną religią, nie zwalczającą innych wyznawców. [Aktualizacja] Dotychczasowy władca, sułtan Kabus ibn Said as-Said, rządzący krajem od 1970 roku, zmarł w 2020 roku w wieku 79 lat. Jego następcą został Haitham bin Tarik al-Said, kuzyn sułtana Kabusa. Co można zatem zwiedzić w Omanie? Ci, którzy interesują się tematem z pewnością od razu odpowiedzą “forty!” I słusznie. Oman fortami stoi. Na terenie kraju jest ich bardzo dużo. Wszystkie te, które odwiedziliśmy zrobiły na mnie ogromne wrażenie, mimo iż architektonicznie podobne, to jednak mimo wszystko różne. Wszystkie bardzo malowniczo położone, wśród gór, wśród gajów palmowych, serwujące zapierające dech w piersiach widoki. Do większości wstęp kosztuje gorszę, bo ok. 5 zł, jedynie fort w Nizwie jest droższy z racji tego, iż w tej chwili znajduje się w prywatnych rękach. Niemniej zdecydowanie wart jest zobaczenia. Budowla została odnowiona, na terenie fortu można zobaczyć tradycyjne męskie tańce, skosztować tradycyjnego chlebka, wypiekanego starą metodą, a choćby zakupić różnego rodzaju olejki czy kadzidła po dobrej cenie od miejscowych kobiet (nie mam tu na myśli pamiątek ze sklepiku w forcie). Inne forty w pobliżu to Bahla oraz Jabrin, w nich ciągle czuć starego ducha, w środku hula nieco przerażająca pustka, co dodaje tylko tajemniczego klimatu tym miejscom. Wyruszając z Maskatu w przeciwnymj kierunku, koniecznie trzeba zajrzeć do fortów Nakhal oraz Al Rustaq. Te także są niezwykle malowniczo usytuowane, do tego stara wioska Al Rustaq sprawia wrażenie, iż czas się tu zatrzymał. Oprócz twierdz po dawnych czasach pozostały także stare wioski, jedne już kompletnie opuszczone, inne ciągle zamieszkane, gdzie życie w tradycyjny sposób toczy się dalej i gdzie koniecznie przybywający turyści powinni uszanować, panujące tu zasady. Największe wrażenie zrobiły na mnie dwa miejsca, ruiny wioski Birkat Al-Mouz oraz stara Al-Hamra. Obie opuszczone, w zasadzie na naszych oczach rozpadające się, obie, kryjące w sobie perełki z dawnych czasów. Birkat Al-Mouz, malowniczo położona na zboczu, otoczona gajami daktylowymi… Al- Hamra, większa i lepiej zachowana, kryjąca w sobie żywe muzeum, miejsce, gdzie można dowiedzieć się mnóstwo o dawnych czasach, o tym, jak pieczono chleb, wyrabiano olejki, maści szafranowe, spędzić czas przy kawie czy herbacie z Omańczykami, a choćby przebrać się w tradycyjne omańskie stroje. Miłośnicy przyrody także znajdą coś dla siebie. Oman to oczywiście kraj pustynny, niemniej dość zróżnicowany. Pustynia ma tutaj różne oblicza, od wysuszonych stepów, przez białe czy pomarańczowy wydmy po górskie kaniony i ostre górskie szczyty. Oman to także piękne plaże oraz rajskie wąwozy, zwane wadi, którymi usiany jest cały kraj. jeżeli pustynia, to wiadomo… Wahiba Sands, której nowa nazwa brzmi teraz Sharqiya Sands, z czym nie do końca zgadza się plemię, od którego pierwotna nazwa się wywodzi. I tutaj pojawia się ogromne zaskoczenie, przez przypadek trafiamy do fantastycznego kameralnego obozu beduińskiego, położonego u stóp pięknych soczyście pomarańczowych wydm. Obóz prowadzi przemiły i przeciekawy starszy Beduin, który między innymi wieczorem przy ognisku opowiada niesamowite historie. Kolejnym pozytywnym zaskoczeniem jest pustynna wyspa Masirah. Jedni twierdzą, iż absolutnie nic tu nie ma, inni zachwycają się tą pustką, przestrzenią, pustynnym krajobrazem oraz bajecznymi plażami. To miejsce tak naprawdę nie zostało jeszcze odkryte dla masowej turystyki i dobrze, oby pozostało takie jak najdłużej. Owszem, znajdziecie tu nieliczne hotele, hoteliki, niemniej kilka osób tu dociera. Wyspa jest mała, spokojnie objedziemy ją w jeden dzień, choć zdecydowanie warto zatrzymać się tu na dłużej. Oprócz kąpieli w Morzu Arabskim, koniecznie trzeba wskoczyć do naturalnych basenów, czy to Wadi Bani Khalid czy to Wadi Kiwi czy Shab. Droga do takich źródełek bywa często męcząca, w palącym słońcu skalnymi ścieżkami, ale za to nagroda jest przednia, a i widoki po drodze z pewnością wynagrodzą cały trud i wysiłek. Czy Oman może poszczycić się ładnymi plażami? To te wspomniane już na wyspie Masirah. Najpiękniejsze plaże znajdują się po wschodniej stronie wyspy, puste, szerokie, z krystalicznie czystą wodą, niektóre okolone ostrymi niewielkimi górami. Dwie z nich zachwyciły nad do tego stopnia, iż spędziliśmy tam niemalże cały dzień. Do pierwszej trafić nie jest łatwo, gdyż trzeba zjechać w bok między góry i jeżeli nie ma się samochodu 4×4, przejść kawałek piaszczystą drogą, prowadzą wprost na długą malowniczą plaże. Na początku drogi znajduje się tablica informacyjna o żółwiach oraz o tym, jak należy się tu zachować. W to miejsce trafiliśmy zupełnie przez przypadek. Druga plaża zaś to iście pocztówkowy obrazek. Z daleka ma się wrażenie, iż to nie piasek, a śnieg pokrył wybrzeże, bowiem piasek ma tutaj biały kolor. Plażę widać z drogi, więc przegapić nie można. Woda jest czyściutka, wręcz krystaliczna, wejście do wody łagodne, piaszczyste i zero tłumów… Innym miejscem z pięknymi plażami są okolice Salalah. Tam niestety nie dotarliśmy. Niestety, bowiem patrząc na zdjęcia wprost marzy się, by odpocząć w tym miejscu. I tu może Was zaskoczę, ale to właśnie Itaka ma bardzo dobrą ofertę, jeżeli chodzi o odpoczynek na plażach. Piękne hotele, rajskie plaże i błogi spokój… a do tego w atrakcyjnej cenie. Być może kiedyś skorzystam i ja, jeżeli cenowo na własną rękę się nie opłaci. Tak, Oman pachnie… pachnie kadzidłem, perfumami, kardamonem oraz daktylami. Oman często nazywany jest krainą kadzidła i ma to swoje uzasadnienie. Kadzidło to najważniejszy zapach Omanu. Kadzielnice, małe gliniane naczynia, z których unosi się jasny, wonny dym można zobaczyć na każdym kroku, czy to na targu, w sklepie, restauracji czy choćby w urzędzie. Do owego naczynia wsypuje się małe kamyczki żywicy olibanowej (zwanej też frankincense lub olibanum) czy też specjalną mieszankę kadzidła, które to spalane dają piękny zapach. W wielu miejscach, najczęściej na targach, można nabyć niezbędne przybory do okadzania, pięknie zdobione kadzielnice, węgiel oraz mieszanki żywic o zapachu lawendy, drzewa sandałowego, piżma czy ambry. Okadza się nie tylko pomieszczania, ale także ubrania oraz samych siebie, szczególnie ten rodzaj perfumowania stosują kobiety. Omańczycy pachną jednak nie tylko kadzidłem, ale także perfumami, które tutaj wytwarza się na bazie olejków bez dodatku alkoholu, ten może bowiem podrażniać skórę przy tak wysokich temperaturach. Od razu wiemy, kiedy zbliżamy się do perfumerii, cudowny zapach unosi się w powietrzu, kusi, przyciąga do środka. Perfumy znajdują się w większych butelkach, przy zakupie są po prostu przelewane do mniejszych flakoników o wybranej pojemności, zapachy są mocne i bardzo trwałe. Kolejny omański aromat to kawa… ta w niczym nie przypomina tego, co pijamy w Europie. Jest lżejsza i doprawiona kardamonem, czasem także płatkami róż. Kawę piją tu wszyscy, czy to w kawiarniach, coffee shopach czy hotelach… zawsze znajdzie się dzbanek ze świeżym napojem. Pija się bez cukru, bowiem zagryza się ja słodkimi lokalnymi daktylami. Oman kulinarnie… No właśnie, a co się jada w tym kraju? Kuchnia w Omanie jest bardzo różnorodna i w zasadzie zdominowana przez przyjezdnych z okolicznych krajów. Zarówno w coffee shopach, jak i restauracjach zjemy przede wszystkim dania kuchni hinduskiej, pakistańskiej czy jemeńskiej. Znalezienie coś, co będzie daniem typowo omańskim wymaga nieco wysiłku. Ale jeżeli mamy już dość ostrych dań typu masala, można rozejrzeć się za pieczoną baraniną, drobiem czy rybami. Fajną opcją są szaszłyki z grillowanego mięsa, świeże pachnące, ale niezbyt tanie. Punkty grillowe późnym popołudniem wprost wyrastają spod ziemi, Omańczycy lubują się w tego typu fast foodach. Oczywiście jedzenie w Omanie jest smaczne, połączenie kuchni arabskiej z hinduską to prawdziwa mieszanka różnych smaków, mnóstwo aromatycznych przypraw, a jeżeli ktoś lubi na ostro, to dobrze trafił. W większości stołowaliśmy się w tzw. coffee shopach z uwagi na ceny, jakość posiłków w tych miejscach jest naprawdę dobra, jedynie mój żołądek pod koniec już się buntował i dawał znaki, iż większej ilości pikantności już nie przetrawi. Na szczęście były też soki, które niejako łagodziły żołądkowy protest, soki świeżo wyciskane i to za grosze. Czy to mango, papaja czy awokado… wszystkie smaczne i pożywne, dostępne niemalże na każdym rogu. Mieszkańcy Omanu to oczywiście Omańczycy, ale nie tylko. Mieszka tu bardzo dużo Pakistańczyków, Hindusów czy Banglijczyków. To oni budują ten kraj, pracują we wszelakich usługach, wykonują prace, których rodowici Omańczycy wykonywać nie chcą. Są bardzo mili, grzeczni i otwarci, ciekawi nas turystów. Zagadują, wypytują… Podlegają też bardzo surowemu prawu, wiedzą, iż jeżeli coś przeskrobią, zostaną wydaleni i do Omanu już nigdy nie wrócą, a praca w tym kraju to bardzo dobre źródło utrzymania, często choćby kilku rodzin. A sami Omańczycy? To bardzo serdeczni i pomocni ludzie, o czym przekonałam się już na lotnisku tuż po wylądowaniu, kiedy to mój bagaż nie dotarł. Są także gościnni, może się zdarzyć, iż zaproszą Was do swojego domu i sowicie ugoszczą. To także pasjonaci, tak jak np. założyciel Old Castle Museum w Al-Kamil, miejsca, które koniecznie trzeba odwiedzić, będąc w tym rejonie. O tym przybytku dowiedziałam się przez przypadek, wertując strony oraz fora w Internecie, nie jest ono bowiem wymieniane wśród topowych atrakcji Omanu. To prywatny zamek, który kryje w sobie prywatną kolekcję szejka Khalfan Al Hashmi. Historia tego miejsca jest niesamowita. Jego pradziadek był właścicielem 250-letniego zamku, który następnie przekazał rządowi. Pod obecnym sułtanem Qaboos zamek wyremontowano, przywrócono mu dawną świetność, a następnie oddano ponownie rodzinie Al Hashmi. Obecny właściciel mieszka w zamku i to on rozpoczął zbieranie antyków, a co za tym idzie ozdabianie pokoi swoimi znaleziskami. Po zamku oprowadzi Was przewodnik, jednak jeżeli właściciel jest w tym czasie obecny, z pewnością ugości Was kawą i opowie o swojej pasji. Tak było w naszym przypadku. Na spotkaniu odbyła się także swoista lekcja arabskiego. Dowiedzieliśmy się więcej o rodzinie szejka i jak się okazało, ma on pewne relacje także z Polską. Jakie? Musicie sami tu przyjechać, by się o tym przekonać. Oman to bardzo, ale to bardzo bezpieczny kraj. Nie wiem, czy wiecie, ale znajduje się on w tej chwili na czwarty miejscu pod względem bezpieczeństwa na świecie. Bez problemu można poruszać się samochodem po całym kraju, parkować gdzie popadnie i zostawiać samochód na kilka dni na niestrzeżonym parkingu. Można także rozbijać namiot na dziko, czy też spać...