Pudełko z pierścionkiem
Ania i Tomek przyjaźnili się od podstawówki. Mieszkali w tym samym bloku, w sąsiednich klatkach, chodzili do jednej klasy. Przez pierwsze dwa lata nauki babcia Tomka odprowadzała ich ze szkoły. Mama Ani pracowała na zmiany, a ojciec często wyjeżdżał w delegacje.
— Aniu, chodź do nas, nakarmię cię obiadem — proponowała za każdym razem babcia Tomka.
Podchodząc pod blok, Ania z drżeniem serca wypatrywała, czy babcia znów ją zaprosi. Z przyjemnością zajadała się jej aromatycznym barszczem, kotletami z ziemniakami albo makaronem z parówką.
— Znów nic nie jadłaś? Dla kogo ja gotuję? Jakbyś w domu głodowała — krzyczała mama, wieczorem otwierając lodówkę.
Ania tłumaczyła, iż jedzenie w samotności jest smutne, iż babcia ją zaprosiła i nie mogła odmówić. Ale od trzeciej klasy zaczęli mieć lekcje po południu. Babcia przestała zapraszać Anię, bo mama już na nią czekała. A potem w ogóle przestała ich odbierać.
— Co? Żebym się jeszcze dzieciakiem podszywał? Nikt nie odprowadza, tylko mnie. Wstyd — burknął Tomek, gdy Ania spytała, czemu babcia już po nich nie przychodzi.
Ania zauważyła, iż Tomek nie czeka na nią w szatni, ucieka, zanim zdąży się przebrać. Albo szedł z kolegami, ignorując Anię, która wlokła się z tyłu.
W szkole też się od niej odsuwał. A wszystko przez to, iż chłopaki drażnili się, iż są narzeczeństwem. Ania dąsała się na Tomka. Gdy prosił o ściągnięcie zadań, odmawiała, dumnie unosząc podbródek.
W liceum większość kolegów zaczęła się umawiać z dziewczynami. Tomek przestał się Anii wstydzić. Znów wracali razem do domu. Często wpadał do niej, by przepisać pracę domową lub przygotować referat.
Pewnego dnia Ania wróciła ze szkoły i zastała mamę w łzach.
— Coś się stało z tatą? — przeraziła się.
— Stało. Nas zostawił. Poszedł do innej. Żeby mu… — mama nie dokończyła.
Od tamtej pory zamykała się w sobie, płakała lub gapiła w ścianę. Atmosfera w domu stała się nie do zniesienia. Ani nie chciało się wracać. A u Tomka zachorowała babcia. Zapominała choćby o jedzeniu. Tomek musiał pilnować jej do powrotu rodziców, by nie wyszła i nie zgubiła się, nie zostawiła gazu lub wody. Widywali się tylko w szkole.
Przed maturą wszyscy gadali o studiach. Ania wiedziała, iż nie stać ich na płatne, a na budżet się nie dostanie, więc od razu poszła do technikum. Tomek dostał się na uniwersytet.
Teraz spotykali się rzadko, tylko gdy przypadkiem minęli się na ulicy. Najpierw wymieniali kilka słów. Potem tylko „cześć” i każdy szedł w swoją stronę. Czasem Ania widziała Tomka z dziewczyną. Udawał, iż jej nie poznaje.
Ania zazdrościła, złościła się i obrażała. Tomek jej się podobał. Nie wiedziała, czy to miłość, czy przyjaźń, ale widok go z inną bolał.
Na ostatnim roku do technikum przyszedł nowy nauczyciel, świeżo po pedagogicznej akademii. Wstydził się, na dziewczyny choćby nie patrzył. Nosił grube okulary w czarnej oprawie.
Pewnego dnia na dworze lało, wiosenna ulewa. Ania zapomniała parasola. Stała pod daszkiem, czekając, aż deszcz przestanie.
Wyszedł pan Marek, wyjął z teczki parasol.
— Kowalska, daleko mieszkasz? — spytał niespodziewanie.
— Cztery przystanki autobusem — odparła Ania.
— Mogę cię podwieźć. Mam auto — zaproponował.
— Nie trzeba, panie Marku. Zaraz przestanie — odmówiła.
— Wątpię. Chodź. — Osłonił ją parasolem i podeszli do srebrzystej poloneza.
Pan Marek wsiadł za kierownicę i zdjął okulary.
— Jak to? Bez okularów pan prowadzi? — spytała Ania, zerAle gdy tylko drzwi się zamknęły, a zegar wybił północ, Tomek wyciągnął małe pudełeczko i z uśmiechem szepnął: „Teraz dopiero zaczynamy naszą prawdziwą przygodę”.