Piękno bielactwa: odkrywanie i akceptacja siebie przez obiektyw

echo24.tv 3 tygodni temu

Bielactwo to choroba polegająca na depigmentacji skóry, czyli utracie naturalnego barwnika występującego w ludzkim organizmie – melaniny.

— W mojej rodzinie są przypadki bielactwa, zarówno u wujków, jak i w najbliższej rodzinie, więc ta choroba nigdy nie była dla mnie czymś obcym. Dla mnie to było naturalne, iż ludzie to mają, i iż to nie jest nic złego ani innego, a wręcz wyjątkowego. Kiedy poznałam Martę, która jest dzisiaj na sesji, i ona zadała mi pytanie: „A co, patrzysz się na mnie?” Odpowiedziałam: „Nie, Martuś, przecież wiem, co to jest”. Zastanowiłam się wtedy, czy ludzie przez cały czas mają z tym problem. Postanowiłam zrobić taki projekt i taką sesję, aby pokazać, iż można z tym żyć, iż osoby z bielactwem mogą wyjść i pokazać się światu — mówi Katarzyna Kowaliszyn, fotografka, organizatorka sesji zdjęciowej „Piękno bielactwa”.

Każdy z uczestników sesji ma swoją unikalną historię związaną z bielactwem. To schorzenie może wystąpić na różnych etapach życia – niektórzy zmagają się z nim od urodzenia, inni doświadczają jego objawów później.

— Bielactwo pojawiło się po narodzinach mojej pierwszej córki, około 17 lat temu. Jest to bielactwo nabyte – mówi Marta Chorążak – Zawadowicz, uczestniczka sesji zdjęciowej „Piękno bielactwa”.

— Bielactwo miałam od urodzenia, głównie na palcu środkowym, w postaci małej plamki oraz w miejscach intymnych. Niestety, po dwóch ciążach rozprzestrzeniło się na całą twarz, dłonie i stopy – podzieliła się Joanna Nawrocka, uczestniczka sesji zdjęciowej „Piękno bielactwa”.

Paulina Kwietoń, ambasadorka osób z bielactwem, zna tę chorobę z dwóch perspektyw: jako osoba, która walczy z nią od 25 lat, oraz jako kosmetolog pracujący z pacjentami dotkniętymi tym schorzeniem.

— Kiedy byłam małą dziewczynką i rodzice zabierali mnie do dermatologów, nigdy nie było wiadomo nic konkretnego na temat bielactwa. Lekarze zawsze mówili, żeby to zaakceptować, bo nie ma na to leczenia, jakby ucinali temat. Jednak doświadczyłam na własnej skórze, iż bielactwo można wyleczyć. Kiedy byłam dzieckiem, moje ciało było pokryte bielactwem w 90%, ale udało mi się zredukować jego zakres do 5%. Efekt był naprawdę satysfakcjonujący – mówi Paulina Kwietoń, uczestniczka sesji zdjęciowej „Piękno bielactwa”.

Pani Paulina podkreśla, iż nie można zapominać o swojej chorobie. Sama doświadczyła nawrotu choroby z powodu stresu oraz zaniedbania diety i suplementacji, co spowodowało, iż bielactwo objęło ponownie około 90% jej ciała. Mimo to dostrzega światełko w tunelu i ponownie widzi u siebie oznaki repigmentacji.

— Po raz drugi zaczyna się u mnie repigmentacja ciała i pigment znowu wraca. Mam nadzieję, iż uda mi się osiągnąć ponownie zadowalający efekt – dodaje Paulina Kwietoń, uczestniczka sesji zdjęciowej „Piękno bielactwa”.

Jak mówią uczestnicy, zanim zaakceptowali swoją skórę, musieli pokonać wiele trudności i zmierzyć się z różnymi problemami.

— Na początku nie mogłam się z tym pogodzić. Traktowałam to jako chorobę, coś przykrego. Czułam wzrok innych ludzi na sobie, gdy pojawiało się coraz więcej plam na dłoniach, pod pachą czy na twarzy, ponieważ te plamy się nie opalają, co latem staje się bardziej widoczne. Zauważałam, iż inni na mnie patrzą i czułam się z tym nieswojo – dodaje Marta Chorążak – Zawadowicz, uczestniczka sesji zdjęciowej „Piękno bielactwa”.

— W wieku młodzieńczym rzeczywiście z rodzicami próbowaliśmy walczyć z bielactwem, stosując różne kremy i chodząc do dermatologa. Potem już to zaakceptowałam, ale po dwóch ciążach problem wrócił. Pojawiły się trudności z akceptacją ciała, które się zmieniało, nie tylko pod względem koloru skóry, ale również ogólnego stanu zdrowia – mówi Joanna Nawrocka, uczestniczka sesji zdjęciowej „Piękno bielactwa”.

— W dzieciństwie dzieci pytały, czy bielactwo jest zaraźliwe, unikały kontaktu fizycznego, ale ogólnie miałam duże wsparcie w rodzicach. Nauczyłam się żyć z tą chorobą i w pewnym momencie choćby zaczęłam być dumna z tego, iż jestem inna, iż mam coś, czego inni nie mają – mówi Olga Morawiec, uczestniczka sesji zdjęciowej „Piękno bielactwa”.

— Jestem tutaj także po to, aby w przyszłości młody chłopak z widocznym bielactwem mógł spojrzeć na kogoś takiego jak ja i zobaczyć, iż nie trzeba się tego wstydzić – dodaje Szymon Busiakiewicz, uczestnik sesji zdjęciowej „Piękno bielactwa”.

— Często dostaję pytania w stylu: „Może pani coś poprawić w Photoshopie?”, a tutaj te dziewczyny, te kobiety, stają przed obiektywem, uśmiechają się i wiedzą, iż są wyjątkowe, bo takie są. Pomimo tego, iż borykają się z niedoskonałościami skóry, czują się dobrze przed obiektywem, bo zaakceptowały swoje ciało – podkreśla Katarzyna Kowaliszyn, fotografka, organizatorka sesji zdjęciowej „Piękno bielactwa”.

— Najważniejsza jest akceptacja siebie. o ile sami siebie pokochamy i pokochamy te plany, to inni ludzie będą widzieli ten nasz stosunek do siebie i będą nas odbierali tak samo – mówi Olga Morawiec, uczestniczka sesji zdjęciowej „Piękno bielactwa”.

— Nie wstydźcie się, jesteście wyjątkowi! – podkreśla Szymon Busiakiewicz, uczestnik sesji zdjęciowej „Piękno bielactwa”.

Idź do oryginalnego materiału