Pięć lat temu moja sąsiadka pochowała swojego męża, weterana wojennego, i została zupełnie sama. To było pięć lat temu. Pani Jadwiga właśnie straciła męża, byłego żołnierza, i znalazła się w pustym domu. Nie mieli dzieci. Starsza kobieta wciąż myślała o swoim ukochanym Wojciechu.
Pobrali się tuż przed wojną. Potem Wojciech poszedł na front, a wierna Jadwiga cierpliwie czekała. Wrócił żywy, ale stracił lewą dłoń. Kochał żonę ponad wszystko i obiecał, iż zawsze będzie ją chronić przed nieszczęściem. Nie dotrzymał słowa odszedł, zostawiając ją samą.
W rocznicę śmierci męża do jej domu przyszedł wielki czarny kot. Pojawił się w środku nocy, niewiadomo skąd, żałośnie miaucząc pod drzwiami. Na dworze szalała zamieć, wiatr wył, ale jakoś pani Jadwiga usłyszała ten dźwięk. Wyszła i znalazła nieznanego kota. Wzruszona, wpuściła go do środka i nalała mleka.
Kot jednak nie tknął jedzenia. Dumnie i niezależnie obszedł cały dom, a potem wskoczył na poduszkę pani Jadwigi, zaczął mruczeć i natychmiast zasnął.
Nie miała serca go wyrzucić, więc położyła się obok. Rano przyjrzała mu się dokładniej. Był zadbany, dobrze odżywiony, wcale nie wyglądał na bezdomnego! Czarny jak heban, z ogromnymi zielonymi oczami i pewną siebie postawą. Zauważyła coś dziwnego brakowało mu palców u przedniej lewej łapy, jakby zostały wyrwane.
Zupełnie jak Wojciech! rozbeczała się. Kot w tym czasie wskoczył jej na kolana i zaczął mruczeć.
Muszę ci jakoś dać imię Może Filemon? powiedziała cicho, drapiąc go za uchem. Kot drgnął i spojrzał na nią tak intensywnie, iż kobietę przeszedł dreszcz.
JEGO OCZY BYŁY LUDZKIE! NIE JAK LUDZKIE, ALE NAPRAWDĘ LUDZKIE!
Widzę, 'Filemon ci nie pasuje. To może 'Bonifacy? Ładne imię! powiedziała pośpiesznie. Kot zamiauczał z niezadowoleniem, zeskoczył i zaczął drapać kanapę.
Dobrze, dobrze. Nie dam ci imienia. Będziesz po prostu Kotem. Ale zostaw kanapę w spokoju, proszę poprosiła grzecznie. Kot coś mruknął pod nosem, ale posłuchał i z godnością odszedł do sypialni.
Zaczęli żyć razem pani Jadwiga i Kot. Często ją odwiedzałem, a ona opowiadała mi niesamowite rzeczy o swoim kocie!
Po pierwsze, Kot ją leczył. Po śmierci męża pani Jadwiga przeszła zawał i często bolało ją serce. Za każdym razem, gdy się kładła, Kot przychodził, kładł się na jej piersi, mruczał i zasypiał. Ból znikał, jakby go nigdy nie było!
Pewnego dnia zdarzyło się coś dziwnego. Pani Jadwiga odpoczywała, a Kot spał obok niej, cicho mrucząc. Zapukano do drzwi. Wstała, żeby otworzyć, a Kot szedł za nią. To był Jan, miejscowy pijak i awanturnik. Wepchnął nogę w framugę, przeklinał i żądał pieniędzy na alkohol. Pani Jadwiga próbowała odmówić, ale mężczyzna stawał się coraz bardziej natarczywy i wulgarny. W końcu zaczął obrażać ją i znieważać pamięć zmarłego męża.
Nagle Kot warknął i rzuł się na niego. Jan odepchnął go, ale Kot zaatakował ponownie, niemal skacząc mu do gardła. Przeklinając, Jan stracił równowagę i odszedł. Kot spojrzał na panią Jadwigę tymi LUDZKIMI OCZAMI, dumnie uniósł ogon i odszedł, jakby mówił: Sprawa załatwiona.
Pewnego dnia pani Jadwiga miała jechać do urzędu po opał i poprosiła mnie o towarzystwo. Mieliśmy pojechać autobusem do miasta. Zgodziłem się i rano przyszedłem po nią.
Starsza kobieta siedziała na łóżku w szlafroku, wyglądając na zmieszaną.
Pani Jadwigo, dlaczego nie jest pani gotowa? Spieszmy się, może uda się złapać jakiś transport nalegałem.
Drogi chłopcze, nie pojadę. Przepraszam odpowiedziała cicho.
Dlaczego?
Nie wiem, jak ci to powiedzieć Nie śmiej się Kot zabronił mi jechać.
Co?! Wziąłem wolne w pracy, a pani mówi o kocie! Chodźmy! oburzyłem się.
Posłuchaj. Wczoraj wszystko przygotowałam i położyłam się spać. Śniło mi się, iż Kot mówi do mnie. Jak ty teraz Patrzył na mnie i powiedział:
Zostań w domu, Jadziu. Nie jedź jutro.
Zaniemówiłam! Nie tylko dlatego, iż Kot przemówił! Nazwał mnie Jadzią! Rozumiesz? Tylko mój Wojciech tak do mnie mówił! A GŁOS KOTA BYŁ IDENTYCZNY Z GŁOSEM WOJCIECHA!
Potem Kot zaczął śpiewać piosenkę. Tę, którą Wojciech uwielbiał:
W polu, w polu biały kamień,
Tam się chowa skarb zaklęty
Pamiętasz, Jadziu, śpiewałem ją, gdy szedłem na wojnę?
Mimo wszystko zebrałam się na odwagę i spytałam:
Wojciechu, to ty?!
W pewien sposób, tak! Widziałem, jak ci ciężko samotnej, więc wróciłem
Powiedz Lucynie, żeby nie szła na operację. Nie przeżyje
I obudziłam się
Byłem w szoku. Długo milczałem, łapiąc powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg.
W końcu pomyślałem:
Pani Jadwigo, czy źle się pani czuje? Może wezwać pogotowie? Może pani ma wysokie ciśnienie.
Czuję się lepiej niż kiedykolwiek, mój drogi! Rozmawiałam z Wojciechem! odpowiedziała, uśmiechając się przez łzy.
Sprawdziłem jej ciśnienie. Ku mojemu zdziwieniu, było w normie!
Od tego dnia pani Jadwiga zaczęła nazywać kota Wojciechem. O dziwo, reagował na to imię!
Przepowiednie pani Jadwigi (a może Kota?) spełniły się. Autobus, którym mieliśmy jechać, tego dnia ledwo uniknął wypadku. Był gołoledź, kierowca stracił panowanie nad pojazdem. Na szczęście nikt nie zginął, ale wielu zostało rannych. Zbieg okoliczności? Może. Tydzień później pani Jadwiga dostała opał
Poprosiła mnie, żebym zadzwonił do Lucy, siostrzenicy Wojciecha, i powiedział, żeby nie zgKot pozostał na grobie pani Jadwigi aż do własnej śmierci, dotrzymując obietnicy, którą Wojciech złożył swojej żonie jeszcze za życia.









