Pięć lat temu moja sąsiadka pochowała swojego męża weterana i stanęła w obliczu samotności.

polregion.pl 2 godzin temu

Przed pięciu laty moja sąsiadka pochowała swojego weterana męża i została sama.

To było pięć lat temu. Moja sąsiadka, pani Halina, właśnie straciła męża, byłego żołnierza, i została kompletnie samotna. Nie mieli dzieci. Starsza kobieta bez przerwy myślała o swoim ukochanym Władysławie.

Pobrali się tuż przed wojną. Potem Władysław poszedł na front, a wierna Halina cierpliwie na niego czekała. Władysław wrócił żywy, ale stracił lewą dłoń. Kochał swoją żonę głęboko i bardzo się o nią troszczył. Obiecał, iż zawsze będzie ją chronił przed nieszczęściami, ale nie mógł dotrzymać słowa. Odszedł, zostawiając ją samą.

W rocznicę śmierci męża do jej domu wprowadził się wielki czarny kot. Pojawił się w środku nocy, jakby znikąd, żałośnie miaucząc pod drzwiami. Na zewnątrz szalała zamieć śnieżna, wiatr wył, ale w niewytłumaczalny sposób pani Halina usłyszała miauczenie. Wyszła i znalazła tego nieznanego kota. Zdjęta litością, wpuściła go do środka i dała mu trochę mleka.

Kot jednak odmówił jedzenia i z dumną, niezależną miną obszedł wszystkie pomieszczenia. Po dokładnym obejrzeniu domu wybrał miejsce na poduszce pani Haliny, zaczął mruczeć i natychmiast zasnął.

Pani Halina nie miała serca go przepędzić i położyła się obok niego. Rano przyjrzała mu się bliżej. Był zadbany i dobrze odżywiony, zupełnie nie wyglądał na bezpańskiego! Czarny jak heban, z ogromnymi zielonymi oczami i pewną siebie postawą. Jeden szczegół zwrócił jej uwagę brakowało mu palców w lewej przedniej łapie, jakby zostały oderwane.

Zupełnie jak mój drogi Władysław! zaczęła płakać. Kot tymczasem delikatnie wskoczył jej na kolana i zaczął mruczeć.

Muszę ci dać jakieś imię Może Filemon? powiedziała cicho, głaszcząc go i drapiąc za uchem. Kot drgnął i spojrzał na nią tak intensywnie, iż pani Halina poczuła się zaskoczona.

JEGO OCZY BYŁY LUDZKIE! NIE JAK LUDZKIE, ALE NAPRAWDĘ LUDZKIE!

Rozumiem, Filemon ci się nie podoba. Więc może Bonifacy? To ładne imię! powiedziała pospiesznie. Kot zamiauczał z dezaprobatą, zeskoczył z jej kolan i zaczął drapać kanapę z wielką uwagą.

Dobrze, dobrze. Nie dam ci żadnego imienia. Będziesz po prostu Kotem. Ale zostaw kanapę w spokoju, proszę poprosiła grzecznie. Warcząc coś niezrozumiałego, Kot spełnił jej prośbę i z godnością oddalił się do sypialni.

Zaczęli żyć razem: pani Halina i Kot. Często jej odwiedzałam, a ona opowiadała mi niesamowite rzeczy o swoim kocie!

Po pierwsze, Kot ją leczył. Po śmierci męża pani Halina przeszła zawał, a jej serce często dokuczało. Ale za każdym razem, gdy się kładła, Kot przychodził, kładł się na jej piersi, mruczał i zasypiał. Ból znikał, jakby nigdy go nie było!

Pewnego dnia wydarzyło się coś naprawdę dziwnego! Pani Halina położyła się odpocząć. Kot, obok niej, cicho mruczał i zasnął. Ktoś zapukał do drzwi. Wstała, żeby otworzyć, a Kot szedł za nią. To był Jan, miejscowy pijak i awanturnik. Wepchnął nogę w szparę drzwi, przeklinając ordynarnie, i zażądał pieniędzy na wódkę. Pani Halina próbowała odmówić, ale mężczyzna stał się natarczywy i coraz bardziej chamski. W końcu ją obraził i zbeształ pamięć jej zmarłego męża.

Nagle Kot wydał z siebie groźny pomruk i rzucił się na mężczyznę. Jan go odepchnął, ale Kot znów zaatakował i o mało nie wskoczył mu do gardła. Przeklinając, Jan stracił równowagę i odszedł. Kot spojrzał na panią Halinę tymi LUDZKIMI OCZAMI, dumnie podniósł ogon i wycofał się, spełniwszy swój obowiązek.

Pewnego dnia pani Halina przygotowywała się do wyjścia do urzędu, żeby załatwić sprawę z opałem, i poprosiła mnie, żebym jej towarzyszyła. Mieliśmy pojechać autobusem do miasta. Zgodziłam się i, zwolniwszy się z pracy, przyszłam do niej wcześnie rano.

Starsza pani siedziała na łóżku, ubrana w domowe ubranie, wyglądając na zdezorientowaną, a choćby zaskoczoną.

Pani Halino, dlaczego nie jest pani gotowa? Proszę się zbierać, może jeszcze zdążymy na autobus nalegałam.

Moja droga, nie pojadę. Przepraszam powiedziała cicho.

Dlaczego?

Nie wiem, jak ci to powiedzieć Nie śmiej się Kot zabronił mi jechać.

Co?! Wzięłam wolne w pracy, a pani mówi o swoim kocie! Proszę iść! oburzyłam się.

Posłuchaj mnie uważnie, moja droga. Wszystko przygotowałam wieczorem i położyłam się spać. Śniło mi się, iż Kot mówi do mnie. Tak jak ty teraz Patrzył na mnie i powiedział:

Zostań w domu, Halina. Nie jedź jutro.

Zaniemówiłam! Nie dlatego, iż Kot mówił! Nazwał mnie Halina! Halina! Rozumiesz?! Tak mówił do mnie tylko mój zmarły Władysław! A GŁOS KOTA BYŁ IDENTYCZNY Z GŁOSEM WŁADYSŁAWA! Potem Kot zaczął nucić piosenkę. Tę, którą Władysław uwielbiał:

Gdzieś tam w polu, pod lasem,
Gdzie złocisty kłos się chyli
Pamiętasz, Halinko, śpiewałem ci to, gdy szedłem na front?

Mimo wszystko znalazłam siłę, by zapytać:
Władysławie, to ty?!
W pewnym sensie tak! Widziałem, jak ci ciężko samej, więc wróciłem
Powiedz Irenie, żeby nie szła na tę operację. Nie przeżyje

I obudziłam się

Powiedzieć, iż byłam w szoku, to mało! Przez dłuższą chwilę milczałam, łapiąc powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg.

Potem przyszła mi do głowy myśl:
Pani Halino, czy czuje się pani dobrze? Może powinniśmy wezwać pogotowie? Może ma pani podwyższone ciśnienie.

Czuję się lepiej niż kiedykolwiek, moja droga! Rozmawiałam z moim kochanym Władysławem! odpowiedziała, uśmiechając się przez łzy.

MSpędziłam wiele dni, próbując zrozumieć tę niezwykłą więź między nimi, ale pewne tajemnice pozostają poza naszym pojmowaniem, ucząc nas, iż miłość może przekraczać choćby granice życia i śmierci.

Idź do oryginalnego materiału