Pięć lat temu moja sąsiadka pochowała męża weterana i została sama.

newsempire24.com 5 dni temu

Pięć lat temu moja sąsiadka pochowała swojego męża, weterana wojennego, i została zupełnie sama.

To było pięć lat temu. Moja sąsiadka, pani Wanda, właśnie straciła męża, byłego żołnierza, i stała się samotniczką. Nie mieli dzieci. Starsza pani wciąż myślała o swoim ukochanym Marcinie.

Pobrali się tuż przed wojną. Potem Marcin poszedł na front, a wierna Wanda cierpliwie na niego czekala. Wrócił wprawdzie żywy, ale stracił lewą dłoń. Kochał swoją żonę ponad wszystko i obiecał, iż zawsze będzie ją chronił przed nieszczęściami. Tyle iż obietnicy nie dotrzymał odszedł, zostawiając ją samą.

W rocznicę śmierci męża do jej domu wprowadził się wielki czarny kot. Pojawił się w środku nocy, jakby znikąd, żałośnie miaucząc pod drzwiami. Na dworze szalała zamieć, wiatr wył jak opętany, a jednak pani Wanda jakoś usłyszała te miauknięcia. Wyszła i znalazła obcego kota. Wzruszona, wpuściła go do środka i nalała trochę mleka.

Kot jednak jedzenia nie tknął. Z dumą i niezależną miną obszedł cały dom, dokładnie wszystko obwąchując. W końcu wskoczył na poduszkę pani Wandy, zaczął mruczeć i natychmiast się zdrzemnął.

Pani Wanda nie miała serca go wyrzucić, więc położyła się obok niego. Rano przyjrzała mu się dokładniej. Był zadbany i dobrze odżywiony zupełnie nie wyglądał na włóczęgę! Czarny jak heban, z ogromnymi zielonymi oczami i królewską postawą. Jeden szczegół jednak zwrócił jej uwagę brakowało mu palców w lewej przedniej łapie, jakby mu je odrąbano.

“Zupełnie jak mój Marcin!” rozpłakała się. Kot tymczasem delikatnie wskoczył jej na kolana i zaczął mruczeć.

“Trzeba ci jakoś dać na imię… Może Filemon?” powiedziała łagodnie, głaszcząc go za uchem. Kot drgnął i spojrzał na nią tak intensywnie, iż pani Wandę aż zatkało.

JEGO OCZY BYŁY LUDZKIE! NIE “JAK LUDZKIE” ALE DOSŁOWNIE LUDZKIE!

“Widzę, ‘Filemon’ ci się nie podoba. To może ‘Bonifacy’? Ładne imię!” powiedziała pospiesznie. Kot zamiauczał z niezadowoleniem, zeskoczył z jej kolan i zaczął uważnie drapać kanapę.

“No dobra, dobra. Nie będę cię nazywać. Będziesz po prostu Kotem. Tylko zostaw kanapę w spokoju, dobrze?” poprosiła grzecznie. Kot coś tam pomruczał pod nosem, ale spełnił prośbę i z godnością wyniósł się do pokoju.

I tak zaczęli żyć razem pani Wanda i Kot. Często ją odwiedzałam, a ona opowiadała mi niewiarygodne rzeczy o swoim kocie!

Po pierwsze Kot ją leczył. Po śmierci męża pani Wanda była po zawale, a serce często ją bolało. Ale ilekroć się położyła, Kot wskakiwał jej na klatkę piersiową, mruczał i zasypiał a ból znikał, jakby go nigdy nie było!

Pewnego dnia zdarzyła się naprawdę dziwna historia. Pani Wanda leżała na odpoczynku, a Kot spał obok, cicho mrucząc. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Wstała, żeby otworzyć, a Kot podążał za nią. W progu stał Zenek miejscowy pijak i awanturnik. Wparował do środka, przeklinał i domagał się pieniędzy na wódkę. Pani Wanda próbowała odmówić, ale on robił się coraz bardziej natarczywy i chamski. W końcu obraził ją i zbeształ pamięć nieboszczyka męża.

Nagle Kot warknął i rzucił się na Zenka. Ten go odepchnął, ale Kot wrócił i o mało nie wskoczył mu do gardła. Kląc siarczyście, Zenek stracił równowagę i odszedł. Kot spojrzał wtedy znacząco na panią Wandę swoimi LUDZKIMI OCZAMI, dumnie uniósł ogon i wycofał się do pokoju, jakby mówił: “Sprawa załatwiona”.

Pewnego dnia pani Wanda miała iść do urzędu po drewno na opał i poprosiła mnie o towarzystwo. Mieliśmy pojechać autobusem do miasta. Zgodziłam się i wstawszy wcześniej z pracy, zajrzałam do niej nad ranem.

Starsza pani siedziała na łóżku w pidżamie, wyglądając na zdezorientowaną i choćby nieco wystraszoną.

“Pani Wando, dlaczego nie jest pani gotowa? Szykujmy się, może zdążymy na autobus” nalegałam.

“Kochanie, ja nie pojadę. Wybacz” odparła cicho.

“Dlaczego?”

“Nie wiem, jak ci to powiedzieć… Tylko się nie śmiej… Kot mi zabronił wychodzić.”

“Jak to?! Wzięłam wolne w pracy, a pani opowiada o kocie! Chodźmy!” oburzyłam się.

“Posłuchaj mnie dobrze. Wczoraj wszystko przygotowałam i położyłam się spać. Śniło mi się, iż Kot do mnie mówił. Tak jak ty teraz… Patrzył na mnie i powiedział:

‘Zostań w domu, Wando. Nie wychodź jutro.’

Zaniemówiłam! Nie dlatego, iż Kot mówił! Nazwał mnie Wando! Tylko mój nieboszczyk Marcin tak do mnie mówił! A GŁOS BYŁ IDENTYCZNY JAK GŁOS MARCINA!
Potem Kot zaczął nucić piosenkę. Tę, którą Marcin uwielbiał:
‘Hej, w dolinie wśród gór,
Gdzie się złoto w strumieniach lśni…
Pamiętasz, Wandziu, śpiewałem ci to, gdy szedłem na wojnę?’

Mimo wszystko zebrałam się na odwagę i zapytałam:
‘Marcin, to ty?!’
‘A kto by inny! Widziałem, jak ci ciężko samotnie, więc wróciłem…
Powiedz tej Małgosi, żeby nie szła na tę operację. Nie przeżyje…’

I obudziłam się…”

Byłam w szoku! Stałam jak wryta, łapiąc powietrze jak ryba wyciągnięta z wody.

W końcu przyszło mi na myśl:
“Pani Wando, czy czuje się pani dobrze? Może wezwać pogotowie? Pewnie ciśnienie pani skoczyło.”

“Czuję się lepiej niż kiedykolwiek, kochanie! Rozmawiałam z moim Marcinem!” odparła, uśmiechając się przez łzy.

Mimo to zmierzyłam jej ciśnienie. I o dziwo było w normie!

Od tej pory pani Wanda zaczęła wołać na kota Marcin. I co dziwne od razu na to imię reagował!

Przepowiednie pani Wandy (czy może Kota?) spełniły się. Autobus, którym mieliśmy jechać, tego dnia niemal się rozbił. Był gołoledź, kierowca stracił panW końcu Kot-Marcin pozostał na cmentarzu, leżąc na grobie ukochanych, jakby wiedział, iż jego misja się skończyła, a teraz tylko czeka na nich po drugiej stronie.

Idź do oryginalnego materiału