Piasek między palcami

twojacena.pl 7 godzin temu

Cisza w domu była gęsta jak smoła, przerywana jedynie trzaskiem polan w piecu. Helena Kowalska, kobieta o zmęczonej, pooranej zmarszczkami twarzy, śledziła wzrokiem syna, który w milczeniu pakował ostatnie rzeczy do płóciennego worka. Jutro wojsko.

Synku, Krzysiu, powiedz mi, co ty w niej widzisz, w tej… w tej wietrznicy? nie wytrzymała, a jej głos, zdławiony ukrytym bólem, przeszedł w szept. Ona cię za grosz nie szanuje! Patrzy z góry, a ty tylko o niej myślisz. Dziewczyn we wsi jest od groma! Chociażby Gosia, Nowakówna… Rozsądna, pracowita, zerka na ciebie, a ty choćby nie zauważasz. Jakbyś tylko tę jedną Jolę na świecie widział.

Krzysztof, wysoki, barczysty chłopak o upartej brodzie i teraz zmarszczonych, zwykle łagodnych oczach, nie odwrócił się. Jego palce z wprawą zawiązały węzeł.

Nie potrzebuję żadnej Gosi, mamo. Już wszystko postanowione. Od dziecka ją kocham, Jolę. A jeżeli ona nie zechce za mnie wyjść… to w ogóle się nie ożenię. Daremnie się martwisz, uspokój się.

Ona cię skrzywdzi, Krysiu! Serce mi to mówi! łkała matka. Ładna, owszem, diablica… Ale zimna, kapryśna. Jej miejsce w mieście, błyszczeć wśród ludzi, nie włóczyć się po naszej wsi.

Krzysztof w końcu się odwrócił. Jego wzrok był nieprzenikniony, twardy jak mur.
Koniec tematu.

W tym samym czasie w sąsiednim domu, pachnącym tanim perfumem i młodością, lustro odbijało zupełnie inny obraz. Jola kończyła wieczorny rytuał: podkreśliła oczy kredką, dokładnie pomalowała usta. Jej wygląd, jaskrawy i wyzywający, krzyczał o pragnieniu, by zostać zauważoną, złapaną, zabraną daleko stąd.

Jola, gdzie się tak wystroiłaś? dobiegł z kuchni głos matki. Znowu na potańcówkę? A potem hulanki do rana? Może byś Krzysztofa zaprosiła. Chłopak jak się patrzy! Technikum kończy, zaradny. Robotników zatrudnił, z ojcem dom stawia mówi, dla przyszłej żony. A sam tylko na ciebie patrzy, jak urzeczony.

Jola prychnęła, obracając się przed lustrem, podziwiając swoje odbicie.
Twój Krzysztof to prostak, jakich mało. Dom stawia… Młodość jest tylko raz, mamo! Trzeba żyć, bawić się, a on haruje jak wół, nigdzie nie wychodzi, nie oddycha pełną piersią. Młodość minie i nie będzie co wspominać. Nie potrzebny mi on, słyszysz? Ani trochę. choćby nie próbuj.

I jak motylek wyfrunęła z domu, zostawiając po sobie tylko kłęby drażniącego zapachu.

Tamta jesień była złota i gorzka. Krzysztof, z dyplomem w ręku, dostał powołanie. Rodzice urządzili skromne, ale serdeczne pożegnanie. Przyszła też Jola z matką jako najbliższe sąsiadki.

Krzysztof w niewygodnym, nowym garniturze wypatrywał chwili. Serce waliło mu w gardle. Złapał Jolę w korytarzu, nieśmiało przytuloną do ściany.

Jolu… zaczął, a głos mu zdradliwie zadrżał. Mogę… pisać do ciebie listy? Wszyscy żołnierze piszą… do swoich dziewczyn. A ja… nie mam dziewczyny. Może… zgodziłabyś się być moją? Choćby na odległość?

Jola spojrzała na niego z pobłażliwością, jak na miłego, ale natrętnego szczeniaka. Zastanowiła się chwilę.
No, pisz. Jak będzie mi się chciało odpowiem. Jak nie nie gniewaj się. Dobrze?

To mu wystarczyło. Jego twarz rozświetliła się nadzieją, tak jasno, iż Jola na moment spuściła wzrok. Prawie jej się wstyd zrobiło.

Przez jakiś czas odpisywała na jego listy, pisane starannym wojskowym charakterem. Ale po szkole rzuciła się w wir miasta, by zdawać na pedagogikę. Szara wieś została za plecami, razem z naiwnymi żołnierskimi wyznaniami. Korespondencja nagle się urwała.

Jej matka tylko wzdychała, cicho mając nadzieję, iż córka się zreflektuje, poczeka na Krzysztofa, a studiować można i zaocznie byle była chęć. Ale Jola słuchać nie chciała.

Skończę studia, wyjdę za miejskiego, inteligenta! I nigdy, przenigdy nie wrócę do tej zapadłej, zapomnianej przez Boga wsi! wrzeszczała w histerii, gdy matka próbowała wstawić się za wiejskiego zalotnika.

Ale los okrutnie się z niej naśmiał. Pierwszy egzamin wypracowanie oblała z hukiem. Gorzka ironia polegała na tym, iż nie miała na kogo zrzucić winy. W ich wiejskiej szkole nauczycieli zawsze brakowało. Polski i niemiecki prowadziła jedna osoba Niemka Elza Hildebrandt. Niemiecki znała świetnie, polski ledwo co. Jola, jak większość klasy, nie umiała dobrze ani jednego, ani drugiego.

Ale Jola nie potrafiła długo rozpaczać. Miasto kusiło światłami, i gwałtownie znalazła pocieszenie w czarującym, cynicznym Edwardzie. Edek kończył prawo i mieszkał sam w trzypokojowym mieszkaniu, podczas gdy rodzice pracowali w Norwegii.

Jola gwałtownie się do niego wprowadziła. Żeby nie siedzieć na karku i nie żebrać u matki, znalazła pracę w stołówce. Kucharką, oczywiście, nie została. Woziła wózek z pączkami po halach fabrycznych, czując na sobie oceniające spojrzenia robotników.

W mieszkaniu Edka gwałtownie się zadomowiła: wypucowała zaniedbane pokoje, gotowała tłuste rosoły i przynosiła z pracy pączki. Wyobrażała sobie, iż jest pełnoprawną panią domu, niemal żoną. Mieszkanie jest, facet perspektywiczny. Można pomyśleć o dzieciach. Była w nim zakochana do utraty tchu. Dla niej był ucieleśnieniem miejskiego, pięknego życia, o którym marzyła.

Mieszkała z nim prawie rok. Aż pewnego wieczoru, zimnego i deszczowego, Edek, rozwalony na kanapie, rzucił bez emocji:
Jola, koniec zabawy. Miłość minęła, znudziłaś mi się. Wyprowadź się. Rodzice wracają za parę dni.

Coś w niej pękło i zamarło. Ale dumna, już nauczona miejskiej twardości, nie dała po sobie poznać. Spokojnie, bez histerii, spakowała swoje rzeczy do tej samej walizki i poszła do koleżanki. Dopiero gdy drzwi się

Idź do oryginalnego materiału