Pewna kobieta żyła w mieście, które znała jak własną kieszeń.

newsempire24.com 2 dni temu

W pewnym mieście żyła kobieta o imieniu Bogna Nowak. Uważała, iż wiedzie życie dostatnie i godne. Wprawdzie nie założyła rodziny, ale miała własne mieszkanie, w którym panował nieskazitelny porządek, oraz dobrą pracę jako księgowa w fabryce mebli.

Bogna spokojnie dożyła pięćdziesiątki, zadowolona ze swojego życia, zwłaszcza gdy porównywała je z życiem sąsiadów. Cieszyła się, iż jej los potoczył się lepiej niż innych, bo przecież była dobrą osobą i nikomu nie życzyła źle.

Tymczasem jej sąsiedzi byli, jej zdaniem, niepoukładani. Na tym samym piętrze mieszkała na przykład ponad sześćdziesięcioletnia kobieta, która – o wstydzie! – farbowała włosy na fioletowo i nosiła obcisłe sukienki oraz dżinsy. „Co za obciach!” – myślała Bogna, patrząc na ekscentryczną staruszkę, i cieszyła się, iż sama wygląda stosownie do wieku.

O trzeciej sąsiadce choćby nie warto było mówić. Miała ledwie dwadzieścia jeden lat, a już wychowywała córeczkę, która wyglądała na pięć lat. Pewnie zaszła w ciążę jeszcze w szkole! Gdzie byli wtedy jej rodzice? Swoją drogą, rodziców dziewczyna nie miała – mieszkała sama z dzieckiem, a do tego zaprzyjaźniła się z tą fioletowowłosą emerytką. Gdy młoda matka wychodziła do pracy, sąsiadka opiekowała się dziewczynką.

Bogna nie dziwiła się temu. „Podobni ciągną do podobnych” – myślała. „A mnie omijają, bo widzą porządną osobę i wstyd im spojrzeć w oczy. Tylko „dzień dobry” w windzie i tyle.”

Ostatni sąsiad był mężczyzną około trzydziestki. Gdy Bogna pierwszy raz go zobaczyła, przeżyła szok – całe jego ręce i szyja były pokryte tatuażami! Czy normalni ludzie tak chodzą? Oczywiście, iż nie! Już w młodości Bogna potępiała takich ludzi. Pewnie nie mieli czym się wyróżnić, więc szpecili sobie skórę. „Tylko głupcy szukają uwagi w taki sposób” – myślała.

Tak rozważała każdego dnia, spotykając któregoś z sąsiadów w windzie. Wracając do domu, cieszyła się, iż żyje tak, jak należy. Czasem omawiała sąsiadów przez telefon z jedyną przyjaciółką. Nie mieli o czym innym rozmawiać, więc „facet z tatuażami”, „młoda matka” i „szalona staruszka” stali się ich ulubionymi tematami.

Pewnego wieczoru Bogna wracała z pracy w złym humorze. W firmie wykryto brak w kasie – pierwszy raz od lat. Kto za to odpowie? Oczywiście księgowa. Kobieta od rana bolała głowa, a teraz nagle w uszach zaczęło szumieć, a nogi stały się ciężkie jak z ołowiu.

Z trudem dotarła do klatki i osunęła się na ławkę. Nagle poczuła delikatny dotyk na dłoni. Podniosła wzrok i ze zdumieniem ujrzała tę samą „emerytkę” o fioletowych włosach.

„Co się stało? Źle się pani czuje?” – zapytała z troską.
„Głowa… boli…” – wyszeptała Bogna.
„Chodźmy do Jacka, jest dzisiaj w domu. Jesteście blada jak ściana.”
„Do jakiego Jacka?” – spytała słabo.
„Jacek mieszka z panią na tym samym piętrze. Jest kardiologiem. Naprawdę pani nie wiedziała?”

Gdy weszli na piętro, sąsiadka zadzwoniła do drzwi Jacka. Bogna ze zdumieniem ujrzała tego samego mężczyznę z tatuażami, którego uważała za niepoważnego człowieka.

Jacek zmierzył jej ciśnienie, posadził na kanapie i podał tabletkę. niedługo ból głowy i szum w uszach minęły.
„Proszę koniecznie zapisać się na wizytę! Trzeba kontrolować ciśnienie, choćby tak młodym kobietom jak pani” – uśmiechnął się lekarz, gdy Bogna poczuła się lepiej.
„Dziękuję…” – odpowiedziała, czując zakłopotanie. Przypomniała sobie, jak krytykowała go przed przyjaciółką: „Tylko wygląd się liczy, a inteligencja na poziomie zera”. A on okazał się lekarzem, który ratuje życie.

„Nie ma za co. Gdyby coś, proszę mówić!”

Bogna pożegnała się i wróciła do mieszkania, kładąc się na kanapie. Jak bardzo się myliła… choćby ta „szalona staruszka” okazała się serdeczną osobą.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Na progu stała fioletowowłosa sąsiadka, trzymająca za rękę córeczkę młodej dziewczyny, którą Bogna uważała za nieodpowiedzialną matkę.

„Przyszłam sprawdzić, jak się pani czuje. Przepraszam, iż z Marysią, ale Ania jest w pracy… Od dawna chciałam panią lepiej poznać, ale nie miałam odwagi. A dziś się nadarzyła okazja! Wszyscy się tu znamy, tylko pani trzyma się osobno.”

„Proszę wejść, zrobię herbatę” – powiedziała niespodziewanie Bogna. „Dziękuję za pomoc…”
„Ach, co pani… Od razu widzę, gdy komuś źle. W młodości opiekowałam się chorą mamą. Gdy miałam czternaście lat, mama się położyła i nie wstała aż do mojej trzydziestki. Nie uczyłam się, nie było miłości, tylko przy jej łóżku… Ledwo zdążyłam urodzić córkę. Ale nie chcę wspominać. Teraz sobie odbijam na starość” – sąsiadka z uśmiechem wskazała na swoje jaskrawe pasemka. „Ania mi pomogła je zafarbować. I kupuje mi modne bluzki. Choć trochę poczuję się młodo. Ale Ani pozostało ciężej…”

„Ania? Kto to?” – spytała Bogna.
„No, Ania, nasza sąsiadka. Marysia to jej siostra. Rodzice zginęli w wypadku. Ania ją adoptowała, wychowuje. Rzuciła studia, pracuje od rana do nocy. Jacek jej czasem pomaga finansowo. Ten sam, który panią dziś ratował…”

Gdy sąsiadka wyszła, Bogna długo siedziała przy stole, wpatrując się przed siebie. Powinna zaproponować Ani pomoc w opiece nad Marysią. I może wreszcie odważy się zafarbować włosy na rudo – zawsze tego chciała, ale bała się, iż to nie wypada. Jutro poradzi się sąsiadki. I koniecznie musi zaprosić Jacka na pierogi, żeby podziękować…

W życiu warto czasem zatrzymać się i spojrzeć na innych bez uprzedzeń. Często ci, których oceniamy najsurowiej, okazują się najbliższymi sercu.

Idź do oryginalnego materiału