Pełna niepowodzeń miłosnych – singielka do trzydziestki.

twojacena.pl 2 tygodni temu

Ewa była kochanką. Nie szczęściło jej się w małżeństwie. Przesiedziała jako panna aż do trzydziestki, aż wreszcie postanowiła znaleźć sobie mężczyznę.

O tym, iż Marek jest żonaty, początkowo nie wiedziała, ale z czasem sam przestał to ukrywać, gdy tylko zrozumiał, iż dziewczyna się do niego przywiązała i pokochała. Mimo to Ewa nie wyrzucała mu tego ani razu. Wręcz przeciwnie – tylko siebie obwiniała za ten związek i za swoją słabość do niego. Czuła się gorsza, skoro nie znalazła sobie na czas męża, a czas uciekał. Choć patrząc z boku – nie była wcale najgorsza: nie piękność, ale urocza, lekko zaokrąglona, co pewnie dodawało jej lat. Związek z Markiem prowadził donikąd. Bycie kochanką nie odpowiadało Ewie, ale porzucić go też nie potrafiła. Bała się zostać sama.

Pewnego dnia zjawił się u niej niespodziewanie kuzyn Krzysiek. Był w mieście służbowo, więc wpadł do siostry na kilka godzin, bo dawno się nie widzieli. Obiad jedli w kuchni, gadali jak za dawnych lat o tym i owym, o życiu i sprawach bieżących. Ewa zwierzyła się bratu ze swojego związku. Opowiedziała wszystko, jak było, choćby się trochę popłakała.

Wtedy sąsiadka zawołała ją do siebie, żeby pokazać świeże zakupy. Ewa wyszła na dwadzieścia minut. Akurat wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Krzysiek poszedł otworzyć, myśląc, iż to Ewa wraca, choć drzwi i tak były otwarte… Na progu stał Marek. Od razu brat domyślił się, iż to kochanek Ewy. Marek oniemiał, widząc w jej mieszkaniu rosłego faceta w dresie i koszulce, zajadającego kanapkę z kiełbasą.
– Ewa jest w domu? – tylko tyle zdołał wydukać Marek.
– Ewa jest w łazience – Krzysiek błyskawicznie wymyślił odpowiedź.
– Przepraszam, a pan kim dla niej jest? – Marek nie mógł się pozbierać.

– A ja to jej mąż. Cywilny. Na razie… A pan co, interesuje się? – Krzysiek przysunął się do Marka i złapał go za klapy marynarki. – To nie ty przypadkiem jesteś tym żonatym gagatkiem, o którym mi Ewa opowiadała? Słuchaj no… Jak cię tu jeszcze raz zobaczę, to zepchnę cię ze schodów, jasne?

Marek, wyrwawszy się z uścisku Krzysztofa, pognał na dół.
Wkrótce wróciła Ewa. Krzysiek opowiedział jej o wizycie znajomego.
– Co ty narobiłeś? Kto cię o to prosił? – rozpłakała się Ewa. – On już nie wróci.
Usiadła na kanapie i zakryła twarz dłońmi.

– No nie wróci, i dobrze. Dość już tych łez. Mam dla ciebie lepszego faceta w zanadrzu. Wdowiec z naszej wsi. Baby po śmierci żony uganiają się za nim, a on wszystkich odgania. Chyba jeszcze chce pobyć sam. Słuchaj. Po służbówce znowu do ciebie wpadnę, bądź gotowa. Razem pojedziemy do wsi. Was poznajomię.
– Jak to? – zdziwiła się Ewa. – Nie, Krzysiu, ja tak nie mogę. Nie wiem nawet, kto to. I dlaczego niby mam nagle przyjeżdżać… Wstyd. Nie.

– Wstyd to sypiać z cudzym mężem, a nie poznawać wolnego. Nikt cię do jego łóżka nie ciągnie. Jedziemy, mówię ci, bo u mojej Grażyny urodziny.
Po kilku dniach Ewa i Krzysiek byli już na wsi. Żona Krzysztofa, Grażyna, przygotowała stół w ogrodzie obok altany. Na rodzinne święto przyszli sąsiedzi, przyjaciele i znajomy Krzysztofa – wdowiec Jakub. Sąsiedzi znali Ewę od dawna, ale z Jakubem widziała się pierwszy raz.

Po serdecznych pogawędkach Ewa wróciła do miasta. W głębi duszy zauważyła, iż Jakub był bardzo cichy i skromny. „Pewnie jeszcze po żonie tęskni. Biedny człowiek. Mało takich wrażliwych” – pomyślała Ewa.

Tydzień później, w weekend, ktoś zadzwonił do drzwi. Ewa nikogo się nie spodziewała. Otworzyła i zdębiała – na progu stał Jakub z paczką w rękach.
– Przepraszam, Ewo, jestem w mieście przejazdem. Byłem na targu i w sklepach. Pomyślałem, skoro się znamy, to może wpadnę – wydukał Jakub, kręcąc nerwowo czapkę w dłoniach.
Ewa zaprosiła go do środka. Jej zdziwienie nie mijało, ale zaproponowała herbatę, zaczynając domyślać się, iż jego wizyta nie była przypadkowa.
– No i co, wszystko udało się kupić? – spytała Ewa.
– Tak, zakupy już w aucie. A to dla ciebie. – Jakub wyciągnął z paczki mały bukiet tulipanów i podał go Ewie.

Wzięła kwiaty, a jej oczy zabłysły. Siedli w kuchni, pijąc herbatę i rozmawiając o pogodzie i cenach na bazarze. W końcu, gdy herbaty już nie było, Jakub podziękował i zaczął się zbierać do wyjścia. W przedpokoju powoli i roztargnienie włożył kurtkę, zawiązał buty. Już na progu nagle odwrócił się do Ewy i powiedział:
– Jak teraz wyjdę i nic nie powiem, to sobie tego nie wybaczę. Ewo, cały tydzień myślałem tylko o tobie. Słowo honoru. Zapadłaś mi w serce. Ledwo doczekałem weekendu. I od razu przyjechałem. Adres wziąłem od Krzysztofa…
Ewa poczerwieniała i spuściła wzrok.
– Przecież tak mało się znamy… – odparła.

– To nic, nic. Ważne, iż nie jestem ci niemiły? I czy możemy już mówić sobie „ty”?… Wiem, iż ze mnie nie ideał. Do tego mam małą córeczkę, osiem lat. Teraz jest u babci.
Jakub był wyraźnie zdenerwowany, ręce mu drżały.
– Córka to wspaniała rzecz. To szczęście – powiedziała Ewa z marzycielskim uśmiechem. – Zawsze chciałam mieć córkę.

Jakub, ośmielony tymi słowami, wziął Ewę za dłonie, przyciągnął do siebie i pocałował.
Gdy się odsunął, zobaczył, iż w jej oczach błyszczą łzy.
– Czyżbym ci się nie podobał? – zapytał z niepewnością.

– Wręcz przeciwnie. choćby się tego nie spodziewałam… Jest tak słodko i spokojnie. I nie kradnę nikogo…
Od tamtej pory spotykali się co weekend. A dwa miesiące później Ewa i Jakub wzięli ślub iOd tego dnia ich życie stało się jak dojrzałe jabłko – słodkie, soczyste i pełne blasku.

Idź do oryginalnego materiału