Patrzyłem na nie jak na królowe, a w zamian zrujnowały mi życie
Z zdrajcami przy jednym stole nie zasiądę
Życie postawiło na mojej drodze kilka kobiet, z którymi starałem się stworzyć coś poważnego — trzy lub cztery razy szczerze wierzyłem, iż znalazłem moją drugą połówkę. Jednak za każdym razem rodzice tych dziewczyn stawali między nami jak nie do pokonania przeszkoda. Przede mną się uśmiechali, udawali serdeczność i troskę, nazywali mnie “synkiem”, ale za plecami knuli intrygi, szepcząc córkom, by mnie porzuciły. Znajdowali tysiące powodów, by mnie z ich życia wykreślić — raz, iż nie jestem wystarczająco bogaty, innym razem, iż nie z ich kręgu, a czasem po prostu “nie ten człowiek”. Ich obłuda rozdzierała mi duszę.
Jednak, jak głosi przysłowie, każdemu według zasług. Ich podłość wróci do nich ze łzami. Moje byłe teraz są mężatkami, założyły rodziny. Żegnając się, rzucałem im w twarz przekleństwo: “Byście miały syna, wysokiego jak ja, prawie dwa metry, który spotka dziewczynę i przejdzie przez ten sam koszmar, co ja”. I, chcąc nie chcąc, każda z nich ma teraz synów. Niech kiedyś spojrzą w oczy swoim dzieciom i zrozumieją, co zrobiły.
Od dawna odgrodziłem się od tych kobiet wysokim murem nienawiści. Dla mnie są wrogami, wymazanymi z serca na zawsze. A one, wyobraźcie sobie, miały czelność zaproponować przyjaźń! Czyście oszaleli?! Dałem im wszystko — zdrowie, miłość, pieniądze, patrzyłem na nie jak na królowe, wynosiłem pod niebiosa, a one zdeptały mnie, wyrzuciły jak bezdomnego psa z progu.
Patrzyłem na nie jak na królowe
I po tym wszystkim mam z nimi utrzymywać przyjacielskie stosunki? Nigdy! Ze zdrajcami przy jednym stole nie zasiądę — są dla mnie niczym, cieniami, których w moim życiu już nie ma.
W tym przeklętym mieście na północy Polski, gdzie teraz mieszkam, pełno takich — zarówno mężczyzn, jak i kobiet — którzy widzą w ludziach tylko korzyści. Wysysają z ciebie wszystko, do ostatniej kropli: pieniądze, kontakty, możliwości. Niektórzy choćby nie krępują się mówić wprost: “Jestem z tobą z interesu”. Z interesu?! Co ja wam, eksponat w muzeum, byście mnie pod lupą oglądali?!
Prawda jest gorzka, ale oczywista: nikogo nie obchodzi, co masz w duszy. Im potrzeba grubszy portfel, droższy samochód, większy biznes i konto w banku z mnóstwem zer. Obwieszają się z łańcuchami i pierścieniami, jak handlarze na bazarze, unosząc nosy, myśląc, iż są boginiami zstępującymi z Olimpu. A czy mają coś w głowie poza pustką i chciwością? To jeszcze pytanie.
Teraz jestem przekonany: miłość kobiety mierzy się grubością portfela mężczyzny i cyframi na jego koncie bankowym. I raczej nie jestem w tym odosobniony. Złoto i luksus nie przynoszą szczęścia — przyciągają nieszczęścia jak magnes. Te błyskotki są łańcuchami, którymi siebie skrępują, a przy okazji także tych, którzy mieli nieszczęście ich pokochać.
Ostatnia miłość i nadzieja na sprawiedliwość
Jedyną rzeczą, której przez cały czas nie mogę wyrwać z serca, są wspomnienia o mojej ostatniej miłości, o Katarzynie. Niedawno urodziła syna. Ona także mnie zdradziła, postąpiła podle, jak wszystkie przed nią, ale nie mogę jej nienawidzić z całego serca. Dlaczego jej obraz przez cały czas tli się w mojej duszy, jak gasnące ognisko w zimnym lesie? Może dlatego, iż z nią byłem najbliżej szczęścia? Nie wiem. Ale wierzę, iż jest wyższa sprawiedliwość. Niech Bóg ich osądzi i odda według zasług!
Trzymam się tylko dzięki pracy. Zanurzam się w niej, by stłumić ból, by nie pozwolić tym wspomnieniom rozerwać mnie na kawałki. Codziennie wstaję, z zaciśniętymi zębami, idę naprzód — samotnie, ale z podniesioną głową. Zrujnowali mi życie, ale mnie nie złamali. I nigdy nie złamią.