Dziś mam Wam do opowiedzenia krótką historię. Pisałam ją kilka dni temu w komentarzu do posta Kamili i pomyślałam, iż adekwatnie mogłabym również przytoczyć ją tutaj ;) Bo przecież im więcej osób, które wyciągną z niej coś dla siebie, tym lepiej :)
Niedawno spotkałam znajomego z liceum. Nie widzieliśmy się kilka lat. Na pytanie "co u Ciebie?" odpowiedziałam z uśmiechem "Samo dobro :) Wiesz... praca jest - średnio ją lubię, ale ważne, iż zarabiam na chleb. Mąż ten sam od 9 lat. Zdrowie jako tako dopisuje. Także w sumie wszystko gra. A co u Ciebie?" Kolega już na "samo dobro" zrobił wielkie oczy i cholernie zdziwioną minę. Dalsza część wypowiedzi chyba gdzieś uleciała - tak się skupił na tej pierwszej.
Jaki z tego morał? Jesteśmy tak przyzwyczajeni do tego, iż każdy narzeka na swój los, iż odpowiedź inna niż "stara bida, dobrze iż nowej nie ma" jest dla nas szokiem. To smutne. Bo jest wiele drobnych rzeczy, z których możemy cieszyć się na co dzień. I mimo wielu przeciwności losu i problemów, w życiu każdego z nas są pozytywy. Tylko niektórzy nie potrafią (lub nie chcą) ich dostrzegać.
Co gorsza, kiedy mówicie, iż u Was wszystko gra, ludzie potrafią drążyć czy oby na pewno. No bo jak to? Nic Cię nie boli? Nic Ci się nie wali na głowę? Nie masz problemów? To doszukiwanie się Waszego nieszczęścia w każdej możliwej dziedzinie życia... bo gdzieś do cholery musi być ten słaby punkt.
No i jest! U każdego z nas. Tylko czy warto na każdym kroku się na nim skupiać? Czy warto robić z siebie ofiarę losu przy każdej nadarzającej się okazji? Uczmy się dostrzegać pozytywy i cieszyć się z pierdół. Wtedy choćby jeżeli jest ciężko, to życie wydaje się jakieś takie łatwiejsze :)
KURTKA|JACKET: SHEIN (tutaj)
TOP: PROMOD
SPODNIE|PANTS: SHEIN (tutaj)
TRAMPKI|SNEAKERS: PUMA BASKET