Para małżeński wracał roześmiany z niezapomnianej kolacji urodzinowej.
Marta szła u boku męża, gdy opuszczali restaurację, w której świętowali jej urodziny. Wieczór był udany tłum krewnych, kolegów z pracy. Większości gości Marta nie znała, ale jeżeli Wojciech uznał ich zaproszenie za konieczne, nie protestowała.
Nie należała do kobiet, które dyskutują z mężami; nienawidziła kłótni. Łatwiej było się zgodzić niż walczyć o swoje.
Marto, klucze nie zapadły się gdzieś na dno torebki? Wyjmij je.
Marta otworzyła sakiewkę, szukając ich po omacku. Nagle przeszył ją ostry ból upuściła torbę na chodnik.
Dlaczego krzyczysz?
Coś mnie ukłuło.
W tym twoim bałaganie to nic dziwnego!
Nie odpowiedziała, podniosła torbę i ostrożnie wyciągnęła klucze. Weszli do mieszkania, a ona gwałtownie zapomniała o zdarzeniu. Zmęczona, z obolałymi nogami, marzyła tylko o prysznicu. Rano obudził ją przeszywający ból w dłoni palec był czerwony i spuchnięty. Przypomniała sobie wczorajszy wieczór i sięgnęła po torbę, chcąc znaleźć winowajcę. Po chwili wyciągnęła z dna zardzewiałą igłę.
Co to ma być?
Nie rozumiała, skąd się tam wzięła. Wyrzuciła znalezisko do kosza, potem opatrzyła ranę. Po zabandażowaniu palca poszła do pracy, ale w porze obiadowej poczuła gorączkę.
Zadzwoniła do męża:
Wojtku, coś jest nie tak. Wczorajsze ukłucie Czuję się okropnie. Znalazłam zardzewiałą igłę w torbie!
Idź do lekarza, to może być poważne.
Nie martw się, odkaziłam, przejdzie.
Z każdą godziną było jednak gorzej. Ledwo dotrwała do końca zmiany, wracając taksówką. W domu osunęła się na kanapę i zasnęła.
Śniła babcię Jadwigę, którą straciła w dzieciństwie. Chociaż prawie jej nie pamiętała, wiedziała, iż to ona drobna, przygarbiona postać, która dla innych byłaby upiorna, ale dla Marty niosła pocieszenie.
Babka poprowadziła ją przez pole, pokazując zioła na oczyszczający napar. Szepnęła, iż ktoś życzy Marty śmierci, ale musi walczyć. Czas uciekał.
Obudziła się zlana potem. Minęły zaledwie minuty, gdy usłyszała trzask drzwi Wojciech wrócił. Zeszła z kanapy, a on zbladł:
Co się z tobą dzieje? Spójrz w lustro!
W odbiciu ujrzała twarz obcą: matowe włosy, sine cienie, szarą cerę.
Co to ma znaczyć?
Przypomniała sobie sen i powiedziała:
Śniła mi się babcia. Wiesz, co mam zrobić
Ubieraj się, jedziemy do szpitala!
Nie! Lekarze nie pomogą.
Wybuchła awantura. Wojciech nazwał ją wariatką, ona po raz pierwszy postawiła się mężowi. Gdy próbował ją siłą zabrać, wyrwała mu się, potknęła i uderzyła w kant stołu. Wściekły, chwycił jej torbę, zatrzasnął drzwi i wyszedł.
Ledwo miała siłę wysłać SMS do pracy, iż jest chora.
Wojciech wrócił późno, błagając o wybaczenie. Odrzekła tylko:
Zabierz mnie jutro do wsi, gdzie mieszkała babcia.
Nazajutrz wyglądała jak widmo. Mąż błagał:
Marta, przestań! Nie chcę cię stracić!
Pojechali. Całą drogę spała, ale gdy zbliżyli się do wsi, obudziła się:
Tam.
Wysiadła i padła na trawę, wyczerpana. Znalazła jednak zioła z snu. W domu Wojciech zaparzył napar. Piła go małymi łykami, czując ulgę.
Gdy wstała, zauważyła, iż jej mocz jest czarny. Nie przeraziło jej to to znaczyło, iż trucizna opuszcza ciało.
Tej nocy babcia znów przyszła we śnie:
Rzucono na ciebie urok przez tę igłę. Kup nowe, rzuć zaklęcie i włóż jedną do torby Wojtka. Kto cię przeklął, ten się ukłuje.
Marta posłuchała. Następnego dnia Wojciech opowiedział:
Irena z sąsiedniego działu szukała kluczy w mojej torbie i ukłuła się igłą. Patrzyła na mnie jak na wroga!
Jaką masz z nią relację?
Kocham tylko ciebie!
Potwierdził, iż Irena była na przyjęciu. Wtedy Marta zrozumiała wszystko.
Tej nocy babcia pokazała jej, jak odesłać klątwę. niedługo Irena ciężko zachorowała.
W weekend Marta pojechała na grób babci. Oczyściła go, położyła kwiaty i szepnęła:
Przepraszam, iż tak rzadko przychodzę. Gdyby nie ty, już bym nie żyła.
Poczuła, jak czyjaś dłoń kładzie się na jej ramieniu. Odwróciła się tylko wiatr muskał liście.












