Para małżeńska wracała radośnie po niezapomnianej kolacji urodzinowej.
Kinga wracał z mężem z restauracji, gdzie świętowali jej urodziny. Wieczór był wyjątkowy gościło wiele osób: rodzina, współpracownicy. Choć dla Kingi większość twarzy była nieznana, skoro Jan uznał ich zaproszenie za konieczne, nie protestowała.
Nie należała do tych, którzy sprzeciwiają się decyzjom męża; nie znosiła kłótni. Łatwiej było jej przystać na zdanie Jana niż walczyć o swoje.
Kinga, klucze nie zagubiły ci się w tej torebce? Weź je już.
Kobieta otworzyła torbę, szukając kluczy po omacku. Nagle przeszył ją ostry ból, upuszczając torebkę na ziemię.
Dlaczego krzyczysz?
Coś mnie ukłuło.
W takim bałaganie to nic dziwnego!
Milcząc, podniosła torbę i wyciągnęła klucze. Weszli do mieszkania, a Kinga gwałtownie zapomniała o zdarzeniu. Zmęczona, z obolałymi nogami, marzyła tylko o prysznicu przed snem.
Rankiem obudził ją przeszywający ból w dłoni palec był czerwony i spuchnięty. Przypomniała sobie wczorajszą noc, sięgnęła po torbę, by zrozumieć, co się stało. Po chwili przeszukiwania znalazła na dnie zardzewiałą igłę.
Co to, u diabła, jest?!
Nie rozumiała, jak ten przedmiot się tam znalazł. Wyciągnęła go i wyrzuciła do kosza. Następnie sięgnęła po apteczkę, by opatrzyć ranę. Po zabandażowaniu palca wyszła do pracy. ale w porze obiadowej poczuła gorączkę.
Zadzwoniła do męża:
Janek, nie wiem, co się dzieje. Wczoraj musiałam się czymś zarazić. Mam gorączkę, ból głowy, czuję się, jakby mnie ktoś przetrącił. I wyobraź sobie znalazłam w torebce zardzewiałą igłę, i to ona mnie ukłuła!
Powinnaś iść do lekarza, nie wiadomo, czy to nie poważne.
Nie martw się, odkaziłam ranę, będzie dobrze.
Ale z każdą godziną czuła się coraz gorzej. Ledwo dotrwała do końca zmiany, wsiadła do taksówki, nie mogąc znieść tłoku w autobusie. W domu padła na kanapę i zasnęła.
Śniła o babci Zofii, która odeszła, gdy Kinga była mała. Choć nie wiedziała, skąd ta pewność, była przekonana to na pewno ona. Krucha, pochylona, mogłaby przerazić wielu, ale Kinga czuła, iż babcia chce jej pomóc.
Poprowadziła ją przez pole, pokazując, jakie zioła zebrać, by przygotować napar oczyszczający. Powiedziała, iż ktoś życzy Kingi źle, ale musi walczyć o życie. Czas uciekał.
Kinga obudziła się zlana potem. Wydawało jej się, iż spała długo, ale minęło zaledwie kilka chwil. Drzwi wejściowe zatrzasnęły się Jan wrócił. Zsunęła się z kanapy i wyszła do przedpokoju. Gdy ją zobaczył, oniemiał:
Co się z tobą dzieje?! Spójrz w lustro!
Kinga podeszła. Wczoraj widziała tam uśmiechniętą kobietę. Teraz nie poznała siebie: matowe włosy, podkrążone oczy, ziemista cera, pusty wzrok.
Co się ze mną dzieje?!
Przypomniała sobie sen i powiedziała mężowi:
Śniła mi się babcia. Powiedziała, co mam zrobić
Kinga, ubieraj się, jedziemy do szpitala.
Nie pójdę. Babcia mówiła, iż lekarze nie pomogą.
Wybuchła kłótnia. Jan nazwał ją wariatką, szydził, iż halucynuje przez sen o babci. Po raz pierwszy pokłócili się tak gwałtownie. Jan chciał siłą zawlec ją do szpitala.
jeżeli nie pójdziesz sama, zaciągnę cię za kark!
Kinga szarpnęła się, straciła równowagę i uderzyła w kant mebla. Wściekły Jan złapał jej torbę, trzasnął drzwiami i wyszedł. Kinga ledwo miała siłę wysłać smsa do pracy, iż jest chora i zostaje w domu.
Jan wrócił późno w nocy, przepraszając. Wszystko, co mu odpowiedziała, brzmiało:
Zabierz mnie jutro do wsi, gdzie mieszkała babcia.
Następnego dnia Kinga wyglądała bardziej jak widmo niż zdrowa kobieta. Jan błagał:
Kinga, przestań, jedźmy do lekarza. Nie chcę cię stracić.
Ale pojechali. Kinga pamiętała tylko nazwę wioski. Nie była tam od sprzedaży domu po śmierci babci. Całą drogę spała, ale gdy się zbliżyli, obudziła się i wskazała:
Tam.
Wysiadła, osunęła się na trawę, wyczerpana. Ale wiedziała, iż jest tam, gdzie babcia ją poprowadziła. Zebrała zioła, które pokazał jej sen, i wrócili do domu. Jan przygotował napar. Kinga piła małymi łykami, z każdym czując ulgę.
Dotarła do toalety, a gdy wstała, zobaczyła, iż mocz ma czarny kolor. Nie przeraziło jej to potwierdziło tylko słowa babci:
Zło wychodzi
Tej nocy znów śniła o Zofii. Babcia uśmiechała się i mówiła:
Rzucono na ciebie urok przez tę igłę. Mój napar da ci siłę, ale nie na długo. Musisz znaleźć winnego i odesłać mu zło. Nie widzę, kto to, ale ma związek z mężem. Gdybyś nie wyrzuciła igły, powiedziałabym więcej. ale
Zrób tak: Kup paczkę igieł, na największej odmów zaklęcie: Duchy nocy, wy, coście żyły, Słyszcie mnie, widma mroku, prawdę odsłońcie. Otoczcie mnie! Wskażcie, pomóżcie, znajdźcie wroga mego. Potem włóż igłę do torby Jana. Ten, kto rzucił urok, zostanie ukłuty, i wtedy poznamy winnego. Zło wróci do niego.
Po tych słowach babcia rozmyła się jak mgła.
Kinga obudziła się. Czuła się źle, ale wiedziała, iż wyzdrowieje. Jan postanowił zostać, by się nią opiekować. Był zaskoczony, gdy oznajmiła, iż idzie sama do sklepu:
Kinga, ledwo stoisz. Niech pójdę z tobą.
Janek, ugotuj mi zupę. Po tej chorobie mam wilczy apetyt.
Wykonała polecenie babci. Wieczorem zaczarowana igła była w torbie Jana. Przed snem spytał:
Na pewno dasz radę sama? Może zostać?
Poradzę sobie.
Kinga czuła się lepiej, ale wiedziała, iż zło w niej tkwi. Napar działał jak odtrutka, ale nie był ostatecznym rozwiązaniem.
Nazajutrz nie mogła doczekać się powrotu mGdy Jan wrócił i wspomniał, iż Irena z sąsiedniego działu nagle zachorowała, Kinga uśmiechnęła się cicho, wiedząc, iż babcia dotrzymała słowa, a zło wreszcie wróciło tam, skąd przyszło.













