Przed Nowym Rokiem było o wizycie w
pierwszej stolicy (no, adekwatnie to w stołecznym koczowisku)
bułgarskich chanów (no, adekwatnie to protobułgarskich kaganów)
– i wspominałem tam o dawnej słowiańskiej stolicy leżącej u
wrót Bałkanów. Obiecałem też zrobić o tym wpis – więc i
jest. Owszem, z delikatną, kilkumiesięczną, obsuwą – ale tylko dlatego, iż akurat
wpadło kilka wpisów o podróży po Ameryce Południowej.
Więc
wracamy do Europy.
Oto ruszyliśmy na wyprawę do dawnej
Jugosławii, celem były głownie zimnowojenne pozostałości po
marszałku Tito – opisywane zresztą na blogu podziemna baza lotnicza Żeljawa i jedna z willi Józefa Broza (oczywiście, nie
dało się przy tym nie wspominać o wojnach z końca XX wieku, ale to inna historia), ale po drodze mieliśmy Węgry z Niziną Panońską
i dawnym sowieckim lotniskiem podle Balatonu, gdzie zrobiliśmy sobie
urbexowy nocleg tranzytowy. Dość deszczowy, trzeba przyznać, ale
udało się natrafić na nieprzeciekający budynek.
|
Urbex po węgiersku
|
Rankiem droga
do Chorwacji biegła przez miejscowość Zalavar, leżącą pomiędzy
Małym a normalnym Balatonem. Dziś to niewielka wioska nad rzeką
Zala (nazwa po węgiersku, Zalavar, znaczy adekwatnie Gród nad
Zalą, Zalawski Gród, coś takiego) – ale dla wtajemniczonych była
to właśnie dawna stolica Słowian pannońskich – Blatnohrad
(Błotny Gród; rzeka Zala w IX i X wieku zwała się Błotna,
całkiem słusznie, ale o tym później; po węgiersku błoto to
sar). Władało z niej kilku władców będących zasadniczo
lennikami Państwa Wschodniofrankijskiego (właściwie to cesarstwa
Karolingów), z których najbardziej znany jest pierwszy, Pribina,
uznawany za twórcę Księstwa Błatneńskiego.
|
Blatnohrad |
Jesteśmy w IX
wieku, więc kilka wiemy o tym władcy. Słowacy uważają, że
przybył do Panonii z Nitry, gdzie wcześniej był udzielnym
księciem pokonanym przez Wielkie Morawy, ale inni historycy i
archeolodzy nie potwierdzają istnienia Księstwa Nitrzańskiego,
czyniąc tym Słowakom wielki despekt – bo ci budują na tym tworze
politycznym podstawy swojego bytu narodowego (po Wielkich Morawach i
Czechach tereny te opanowali Piastowie, a potem Węgrzy – i
siedzieli tam do początków XX wieku). W każdym razie Pribina
lawirował między sąsiednimi potęgami, przekazał swe władztwo
(cesarskie lenno) synowi, ale potem Frankowie zajęli księstwo. Na
chwilę jeszcze uzyskuje niepodległość, by zostać podbite przez
Węgrów. Ot, jedno z wielu efemerycznych państw w Europie
Środkowej, powstających i ginących jeszcze w XX wieku. Wszak
niedaleko Banat, usiłujący wybić się na niepodległość w 1918
roku (moje ulubione to Republika Świętnańska, dziś w Polsce –
była jednym z najmniejszych państw uznawanych na arenie
międzynarodowej).
A Zalavar był właśnie stolicą Księstwa
Błatneńskiego. Byliśmy w pobliżu, grzechem byłoby więc nie
odwiedzić pozostałości Blatnohradu. Zdołałem namówić kilku
współtowarzyszy podróży – i w padającym deszczu ruszyliśmy ku
przygodzie: to znaczy podjechaliśmy nad rzeczkę Zala, po wielu
dniach wiosennych opadów mocno przybrałej i ruszyliśmy przez łąkę
ku grodzisku.
Ha. Nie bez przyczyny Słowianie zwać musieli ją
Błotna. Łąka okazała się być podmokłą młaką z wodą po
kolana. Gdy rzeka była jeszcze nieuregulowana – dziś to adekwatnie
smutny kanał – gród (prawdopodobnie wyspa przerobiona na obronne
wzgórze; takie konstrukcje stawiano przez kilkaset lat, poszukiwanie
jednej z nich, tożsamej z zamkiem w mojej rodzinnej Warcie na blogu
już opisywałem) musiał być naprawdę trudny do zdobycia, choć
zapewne także niemiły do zamieszkania. Kiedy znowu spłonął
przeniesiono osadę dalej od rzeki i komarów.
|
Grodzisko i młaka
|
Nam się jednak
udało. Brodząc niczym czaple w zimnej, sięgającej kolan wodzie,
oczywiście. Wiosna tamecznego roku była bowiem na południu Węgier
dość chłodna i bardzo deszczowa (a jechaliśmy w rewir dużo
brutalniejszego klimatu Góry Dynarskie przecież). Po przebrnięciu
przez młakę (to podmokła łąka, terminologia biologiczna)
pozostało nam jeszcze wdrapać się na całkiem strome zbocza
fortyfikacji. Gdy była to siedziba księcia Pribiny musiało być
jeszcze bardziej strome, dodatkowo wzmocnione drewnianą palisadą –
zresztą doskonale znamy to z naszego podwórka (a kto nie zna, bo
chodził do gimnazjum czy coś, to niech jedzie do Poznania na Ostrów
Tumski i zobaczy pozostałości najpotężniejszej twierdzy
X-wiecznej Europy). |
Podziemna baza lotnicza w Górach Dynarskich
|
W każdym razie – zdobyliśmy Blatnohrad,
dzielnie walcząc z zarastającymi powoli stanowisko pokrzywami. Dla
kogoś, kto nie wiedział, gdzie się znalazł grodzisko mogło być
lekko rozczarowujące – choć w centralnym punkcie znajdowały się
pozostałości całkiem sporego kościoła – także
średniowiecznego, choć już z czasów gdy tereny te włączono do
Węgier. Ale była to ostatnia faza zasiedlenia grodziska (podobnie
jak kaliskie Zawodzie – spłonęło, i pozostały resztki grodowego
kościoła – też polecam odwiedzić).
|
Resztki kościoła
|
Kościół w Zalavarze
był jednakowoż dużo potężniejszą konstrukcją niż ten na
Zawodziu. A wybudowany został dokładnie w miejscu, gdzie stało
kamienne palatium książąt błatneńskich – tak jak na poznańskim
Ostrowie Tumskim, gdzie pod kościołem Wniebowzięcia NMP odkryto
pozostałości piastowskiego pałacu (właściwie to palatium, ale
nie chcę używać tego słowa w kolejnych zdaniach; ot, jest to
niegodne stylistycznie, a poza tym w Poznaniu znaleziono szczątki
bogato, po bizantyjsku, zdobionej kaplicy i resztki warsztatów
jubilerskich, więc nie przekreślajmy słowa pałac). |
Kaliskie Zawodzie współcześnie
|
Kiedy już
nacieszyliśmy się Blatnohrodem okazało się, iż na teren
grodziska wiodła dużo lepsza – i niezbyt mocno podtopiona – droga. I
właściwie głupotą było przedzieranie się przez młakę. Cóż,
może i tak, ale co to za przyjemność iść łatwiejszą drogą. I
tak zresztą bylibyśmy przemoczeni, bo deszcz nie ustawał, a tak,
to zawsze jakaś przygoda, rekompensująca może trochę niedostatki
siedziby księcia Prbiny. Buty wysuszyliśmy na samochodowym
silniku.
A co zostało po Słowianach pannońskich? Ano, wraz z
Awarami (od słowa Awar podobno pochodzi nasze określenie "olbrzym")
zostawili współczesnym Węgrom trochę DNA (są więc Madziarzy w
jakimś procencie Słowianami, choć słynne Lengyel as Magyar ket jo
barat powstało dużo później). Do dziś w Panonii istnieje też
sporo słowiańskich toponimów – chociażby najważniejszy
węgierski dopływ Dunaju Cisa czy nieodległy od Zalavaru
Balaton.
|
Balaton |
Także wioska Tihany, o której wspominałem przy okazji
ohydnych lawendowych lodów to przecież słowiańskie Cichań,
miejsce gdzie jest cicho.
|
Tihany i jego paprykowe domy
|
Taka to historia – ale przypomnę,
że nasze wczesnopiastowskie grodziska bardziej imponujące są.
Giecz, Grzybowo, Ostrów Lednicki. Ba, choćby wspaniały rezerwat
archeologiczny w Poznaniu. Szkoda tylko, iż na miejscu grodu na
Górze Lecha w Gnieźnie wyrosło współczesne miasto.
|
Giecz - fundamenty wczesnopiastowskiego palatium
|
Szkoda
dla archeologów, oczywiście.
|
Widok na Górę Lecha w Gnieźnie
|