Proszę panienkę, nie gniewajcie się na mnie czy mogłabym dostać choć jeden z tych pięknych precli? zapytała nieśmiała staruszka sprzed piekarni.
Są dni, które wstają już zmęczone. Niebo szare, ludzie w pośpiechu, autobusy pełne, a myśli ciężkie jak kamień. Dla babci Stanisławy, tej chłodnej, październikowej poranki, jedyne, co gościło w głowie, brzmiało: Dziś kupię Michałowi nową kurtkę, cokolwiek będzie.
Michał, siedmioletni wnuk, był grzeczny, miał duże, ciepłe oczy i od najmłodszych lat znał smak braków. Jego matka zmarła, kiedy jeszcze był mały, a ojciec zniknął w nieznanym mieście i już nigdy nie wrócił. Dlatego staruszka przytuliła go mocno i od tego dnia szeptała: To mój skarb. Bóg mi go powierzył, będę go chronić.
Nie miała dużej emerytury, nie posiadała własnego domu, nie miałą nic oprócz kilku zgromadzonych latem drobnych oszczędności i ogromnego serca. A to wystarczyło, dopóki Michał był przy niej i miała co na stole położyć świat wydawał się znośny.
Kurtka Michała jednak już nie wytrzymywała. Była stara, podarowana przez sąsiada. Kiedyś była solidna, ale czas i zabawa kolegów przebiły ją wieloma dziurami. Puch przeciekał przez szwy, suwak zacinał się w połowie, a zimny wiatr wdzierał się wszędzie.
Wieczorem, po szkole, babcia zobaczyła, jak chłopiec drży z zimna.
Czy ci było zimno, mamo? spytał, starając się brzmieć odważnie, choć wargi przykrały mu się od chłodu.
Nie wymamrotał, próbując ukryć drżenie.
Wtedy Stanisława podjęła decyzję. W małej kopercie, schowanej w szafie, miałaby kilka złotówek: część z emerytury, część z wypłaty Michała, trochę z okazjonalnej pomocy sąsiadkom przy sprzątaniu. Nie starczy mi na wiele, ale na dobrą kurtkę wystarczy. choćby jeżeli w tym miesiącu zostanie mniej na lekarstwa, Bóg się o nas zatroska, pomyślała.
Następnego ranka wszyła się w autobus i ruszyła z Michałem do miasta. Chłopiec był podekscytowany rzadko odwiedzał centrum i nie pamiętał ostatniego razu, kiedy widział naprawdę dobrą odzież.
Babciu, czy nasze pieniądze starczą? zapytał, patrząc przez zamglone okno autobusu.
Nie martw się, kochanie, damy radę. Najważniejsze, żebyś nie zmarzł, odparła, przyciskając torebkę przy sercu.
W centrum Warszawy natknęły się na zatłoczone ulice, świetliste witryny i ludzi z torbami zakupowymi. Stanisława trzymała Michała mocno za rękę, jakby bała się, iż ktoś mu je zabierze. Weszli do sklepu odzieżowego, gdzie grała lekka muzyka, a lampy rozświetlały rzędy kolorowych kurtek.
Michał przyciągnął uwagę jednej niebieskiej, puchatej kurtki.
Patrz, jaka ładna! zawołał.
Babcia uśmiechnęła się, wzięła kurtkę, odwróciła ją na wszystkie strony i spojrzała na cenę. Serce zamarło cena była wyższa niż się spodziewała. Odłożyła kurtkę i ukryła rozczarowanie.
Jest ładna, ale może znajdziemy coś lepszego, powiedziała, zasłaniając etykietę.
Przeszli do kolejnego sklepu, potem do trzeciego. Wszędzie wysokie ceny, uprzejme uśmiechy i spojrzenia, które przemykały nad skromnymi rzeczami babci i połamanymi butami Michała. Po dwóch godzinach nogi Stanisławy były ciężkie, a serce pełne niepokoju.
Co jeżeli nie starczy nam pieniędzy? Co jeżeli znów przeżyjemy zimę w tej starej kurtce? myślała, ściskając torebkę mocniej.
Michał nagle westchnął:
Jestem trochę głodny
To po co się tak spieszyć, kochanie? Chodźmy na precel. Rozgrzejmy się i umyślimy, zasugerowała, prowadząc go do małej piekarni przy rogu.
W witrynie precle lśniły niczym małe, złote słońca w zimny dzień. Sprzedawczyni, młoda kobieta z rumianymi policzkami, przywitała ich przy ladzie.
Dzień dobry, co podać? zapytała.
Michał podskoczył na palcach, przyklejając czoło do szyby.
Zobaczcie, jakie są piękne!
Stanisława sięgnęła po portfel, ale nic nie znalazła. Przeszukała go jeszcze raz, otworzyła wszystkie zamki, przewróciła worek znalazła chusteczkę, małą ikonę, klucze, ale nie portfel.
Nie nie może być wyszeptała, czując, jak ziemia pod stopami chwieje się.
Sprzedawczyni patrzyła zaskoczona, a Michał trząsł się ze strachu. Ulice dalej tkały swój nieczuły rytm.
Co się stało, kochany? zapytała babcia.
Zgubiłam portfel nie ma go już
Wszystkie oszczędności na kurtkę, na jedzenie i leki zniknęły w nieznanym miejscu. Nie wiedziała, czy w autobusie, w sklepie, czy na ulicy. Łzy napłynęły jej do oczu. Chciała uciec, schować się w kącie i płakać jak dziecko. Ale Michał stał przy niej, głodny, patrząc na ciepłe precle w szkle.
Wtedy babcia zebrała się na odwagę i zwróciła się do sprzedawczyni:
Proszę pani, nie złość się na mnie ale czy mogłaby mi pani dać jeden precel? Zgubiłam portfel, a chłopiec jest bardzo głodny. Obiecuję, iż zapłacę, kiedy go znajdę lub kiedy dostanę kolejną wypłatę.
W sklepie zapaniała cisza. Sprzedawczyni przyjrzała się im uważnie, zobaczyła skromne ubrania, połamane buty Michała, zmęczone dłonie babci. Coś w jej sercu się poruszyło.
Bez słowa wzięła dwa duże precle, włożyła je do torby i podała babci.
Proszę, niech będzie od serca. I dwa jeszcze na drogę powrotną.
Nie mogę przyjąć próbowała babcia, łzy wciąż płynęły. To nie jest sprawiedliwe.
Lepiej, żeby chłopiec nie zmarzł, niż byśmy trzymali się kurczowo, odparła sprzedawczyni. Moja babcia też wychowywała się sama. Gdyby poprosiła o precel, chciałabym, żeby nie odwróciła się od niej.
Michał przyjął torbę jak skarb.
Dziękujemy, proszę pani szepnął.
Wyszli na zimną ulicę, trzymając ciepłe precle i łamiąc serca w dół. Babcia czuła się winna, bezsilna. Jak mogę być dobrą babcią, gdy nie mogę kupić mu choć jednej kurtki? myślała, płacząc w oczy.
Usiedli na ławce przed piekarnią. Michał powoli przeżuwał precel, a Stanisława patrzyła w dal.
Kochanie, jeszcze trochę zarobimy, powiedział chłopiec, starając się być odważny. Kurtka wytrzyma jeszcze trochę
Nie, mój skarbie. Nie powinno cię zimno zimą Powinnam była lepiej o ciebie zadbać głos jej pękał.
W tej chwili na chodniku usłyszał się głos mężczyzny. Babcia podskoczyła, a przed nimi stał mężczyzna w czterdziestu latach, w eleganckiej kurtce, ale z ciepłym spojrzeniem. Trzymał w ręku mały, czarny przedmiot.
Przepraszam, czy to pani była przy przymierzalni w tym sklepie pół godziny temu? zapytał.
Stanisława skinęła głową, nieco zmieszana.
Zgubiła pani portfel? Był przy przymierzalni. Szukałem go, ale nie mogłem go znaleźć. Na szczęście zauważyłem panią i podszedłem.
Wyciągnął portfel, otworzył go. W środku wszystkie złotówki, drobne, choćby zdjęcie młodej żony.
Boże, panie rzekła, łapiąc się za serce. Myślałam, iż straciliśmy wszystko
Mężczyzna uśmiechnął się i przedstawił: Jestem kierownikiem tego sklepu odzieżowego. Nie wszyscy sięgają po to, co nie ich własne. Niektórzy oddają to z powrotem.
Zobaczył Michała przyglądającego się niebieskiej kurtce.
To ta kurtka, prawda? zapytał. Widziałem, jak patrzy pan na nią.
Tak, ale jest bardzo droga, nie stać nas
Niech pan nie martwi się, proszę przyjść ze mną. Zapłacę ja. powiedział, podnosząc rękę.
Stanisława zaniemówiła.
Nie mogę jak mam to przyjąć?
Ja kiedyś miałem babcię, która sama mnie wychowywała. Nie mogła sobie pozwolić na nowe rzeczy. Wiem, jak to jest stać przed witrażem i czuć wstyd. Pozwólcie, iż pomogę. Dla pani. Dla pana chłopca.
Łzy w jej oczach zmieniły smak stały się słodkie, pełne wdzięczności.
Nie wiem, co powiedzieć wymamrotała.
Nie trzeba słów. Po prostu weźcie tę kurtkę. I obiecajcie, iż powiecie Michałowi, iż są na świecie dobrzy ludzie. Niech to będzie dla niego lekcją, iż dobro wraca.
Michał chwycił rękę mężczyzny i powiedział:
Dziękuję, proszę pana Będę dbał o tę kurtkę przez całe życie.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
Najważniejsze, żebyście mieli dobre serca. Kurtka kiedyś się zużyje, ale to, co robicie dla innych, zostaje.
Wrócili do sklepu. Sprzedawczyni przywitała ich, widząc Michała w niebieskiej kurtce pasowała mu idealnie, jakby była stworzona dla niego. Stanisława patrzyła, jakby odzyskała dziesięć lat.
Gdy wyszli, niebo nie było już takie szare. Michał wkładał ręce do nowych kieszeni kurtki i radośnie kroczył po chodniku, a babcia patrzyła na niego z głęboką wdzięcznością.
Wiesz co, kochanie? powiedział nagle. Myślę, iż Bóg pozwolił nam zgubić portfel, żebyśmy spotkali tak wspaniałych ludzi. Gdyby nie to, nie poznalibyśmy pani z precelarni i pana ze sklepu.
Stanisława uśmiechnęła się, ściskając jego dłoń.
Może masz rację, Michaś. Czasem najgorsza katastrofa otwiera drogę do cudów.
Przeszli jeszcze raz obok piekarni. Sprzedawczyni machnęła im ręką. Michał przywitał się szerokim uśmiechem i podniósł torbę z dwoma precelami, jakby to było pozdrowienie pełne podziękowań.
Wieczorem, kiedy kładła Michała do łóżka, pocałowała go w czoło.
Nie zapomnij tej dnia, nie dla kurtki, nie dla precli, ale dla ludzi, którzy pomogli nam, gdy nie wiedzieliśmy, co robić.
Nie zapomnę, babciu, odpowiedział chłopiec.
A gdy lata miną, a Michał sam zobaczy dziecko drżące przy witrażu lub starszą osobę z zagubionym spojrzeniem, przypomni sobie niebieską kurtkę, gorące precle i ławkę przy zimnej ulicy. Bez wahania wyciągnie rękę i powie:
Proszę, nie gniewajcie się na mnie pozwólcie, żebym zapłacił.
Bo dobro, które ocaliło jedną chłodną jesienną chwilę, będzie ogrzewać kolejne zimy.
Zastanów się, komu dziś możesz wyciągnąć rękę precel, kurtkę, ciepłe słowo. Niech Twoje serce bić będzie dla innych.













