Pamiętny dzień

newskey24.com 15 godzin temu

Ten sam dzień

Wszystko zaczęło się od tego, iż Kinga się przespała. Nie o pół godziny – otworzyła oczy o kwadrans do dziesiątej, choć zwykle już o ósmej stała na przystanku z termokubkiem i sennym spojrzeniem. Serce od razu spadło gdzieś w dół, jakby ktoś wyrwał budynek codzienności spod fundamentów. Telefon się nie naładował – kabel zasilający, jak na złość, wypadł w nocy z gniazdka. Wody w kranie brak: planowe wyłączenie, o którym oczywiście zapomniała. W kuchni – trzask, brzęk: rozbiła się jej ulubiona kubek z napisem „Nigdy się nie poddawaj”. Zostały odłamki i cisza.

Ta sama, gęsta, dusząca cisza, od której dzwoni w uszach. Kiedy dom nie szumi, a wydycha. I ty też wydychasz – nie z ulgi, ale bo nie możesz już tego w sobie trzymać.

Do pracy Kinga, oczywiście, spóźniła się. Wpadła do biura z potarganymi włosami, bez grama makijażu i z brudnym rękawem płaszcza. Koledzy spojrzeli. Ktoś chrząknął, ktoś odwrócił wzrok, udając zajętego. Szefowa westchnęła z taką miną, jakby Kinga po raz kolejny zawiodła cały świat. I dzień potoczył się na opak – jakby ktoś szarpnął za nitkę, i wszystko się rozsypało.

Kinga nie tłumaczyła się, nie narzekała. Po prostu usiadła przy komputerze i otworzyła odpowiedni folder. Ale w środku wszystko swędziało od bezradności, jak skóra pod cienkim sweterkiem, który niby trzeba założyć, ale wygodnie – nie do zniesienia. Zdawało się, iż świat wokół próbuje jej szeptać: „Tak nie powinno być. Przecież wiesz.”.

Po obiedzie zadzwonili ze szkoły: u syna – konflikt z nauczycielem. Grożą wezwaniem komisji, żądają wyjaśnień, brzmi groźba rozprawy. Potem – SMS od banku: karta na minusie, ostatnia transakcja nie przeszła. A potem – wiadomość od sąsiadki ze zdjęciem: „To u ciebie kapie?”. Na suficie plama, jakby rana, która powoli rozlewa się po ciele jej życia.

Pod wieczór Kinga siedziała na zimnych schodach przed blokiem. Rajstopy przykleiły się do nóg, palce marzły. Ramiona opuszczone, torba otwarta, jak otwarta dusza, wyczerpana. Dzień nie tylko się nie udał – jakby sprawdzał jej wytrzymałość, uciskając jak palcem posiniaczone miejsce.

I wtedy obok zatrzymała się dziewczynka. Mała, szczuplutka, z ogromnym plecakiem i krzywo zapiętymi okularami.

— Ciociu, bardzo ci źle, co?

Kinga podniosła głowę. Chciała machnąć ręką, milczeć, ale nie potrafiła. Pytanie zabrzmiało szczerze, po prostu. Bez osądu.

— Bardzo — przyznała.

Dziewczynka przysiadła. Wyjęła z plecaka jabłko, trochę pogniecione, ale czyste. Podała je obiema rękami.

— Mama mówi, iż jeżeli komuś źle, trzeba się podzielić. choćby jeżeli mało. choćby jeżeli jabłkiem.

Kinga wzięła. Ugryzła. Słodkie, z lekką kwaskowatością. Zapach przypomniał początek września i szkolną akademię. W piersi coś puściło. Nie ból – po prostu hałas. Przycichł.

— Dzięki. A ty jak masz na imię?

— Zosia. A ty?

— Kinga.

— Nie martw się, Kinga. Jeszcze będzie dobrze. Tylko teraz jest trochę trudno.

Kinga skinęła głową. Ledwo zauważalnie, ale już z zaczątkiem uśmiechu.

Dziewczynka wstała, poprawiła plecak i odeszła. Nie odwróciła się. Szła szybko, jakby wiedziała: zrobiła to, co trzeba. Kinga patrzyła za nią. Gdzieś w piersi nagle zapłonęło dziwne uczucie. Jakby ktoś w środku zapalił malutki płomyk.

Wstała. Wróciła do mieszkania. Zrzuciła płaszcz. Zadzwoniła do syna. Nie po to, by go skrzyczeć, ale po prostu spytać, jak się czuje. Powiedziała „przepraszam”, nie wiedząc nawet, za co. Po prostu chciała pierwsza powiedzieć coś ciepłego.

Potem nalała wody kotu. Zamiotła podłogę. Zebrała odłamki kubka. Wszystko to – zwykłe ruchy, ale pierwszy raz od rana – z wewnętrznym sensem.

Następnego ranka Kinga kupiła sobie nowy kubek. Czerwony. Jaskrawy, jak obietnica. I mechaniczny budzik – z cichym tykaniem, jak szept: „Jesteś żywa. Czas płynie – a ty razem z nim.”.

Czasem wszystko rozpada się nie głośno, ale po szwach. A potem – jakby składa się na nowo. Nie tymi samymi rękoma, nie z tych samych części. Ale się składa. Od jabłka. Od obcego dziecięcego głosu. Od chwili, gdy w końcu decydujesz: dość. Czas oddychać.

Idź do oryginalnego materiału