Palenque, Yaxchilan i Bonampak, ruiny miast Majów w stanie Chiapas

celwpodrozy.pl 6 lat temu

Palenque to jedne z najlepiej zachowanych majańskich ruin. To właśnie one były głównym powodem, dla którego zapuściliśmy się do stanu Chiapas. Klimat jest tu zdecydowanie inny, tropikalny, wilgotne powietrze czuć od razu i to ono sprawia, iż miejsca to często tonie we mgle, co jeszcze bardziej potęguję jego tajemnicę. A stąd to już rzut beretem do granicy z Gwatemalą, gdzie w tropikalnej dżungli, niczym Indiana Jones, można odkrywać kolejne pozostałości po kulturze majańskiej. Dwa takie obiekty odwiedziliśmy przy granicy. Te w stanie Chiapas są równie warte zobaczenia, jak te w stanie Jukatan. Palenque to mój numer dwa, jeżeli chodzi o ruiny Majów w Meksyku. Lądując w Cancun trzeba pokonać sporo kilometrów (aż 850), by dojechać do tego miejsca. To jest już stan Chiapas. Niemniej zdecydowanie warto. Te ruiny miasta Majów są nieco inne, ukryte w dżungli, często spowite mgłą, bowiem wilgoć bardzo mocno czuć w tropikalnym powietrzu. A i historia tego miejsca niejako wyróżnia się na tle innych. To właśnie w nią najbardziej się zagłębiłam, szczególnie, iż zupełnie niedawno dokonano tu przełomowego odkrycia. Przyjeżdżając do Palenque można zatrzymać się w miasteczku o tej samej nazwie lub w jednym z hoteli blisko lub już na terenie dżungli, co bardzo polecam. W miasteczku będzie zdecydowanie taniej, niemniej być może do kwatery na łonie natury w otoczeniu ptaków warto dopłacić. My właśnie taką opcję wybraliśmy. O konkretach przeczytacie we wpisie Meksyk – informacje praktyczne. Przy wejściu do Parku Narodowego Palenque znajduje się spory parking oraz stragany z jedzeniem. Na parkingu niestety od razu zostaniecie namierzeni przez panów “pilnowaczy”, którzy za niewielką opłatą będą zerkać na Wasze auto. jeżeli chodzi zaś o jedzenie, polecam tacos, serwowane przez panie Meksykanki. Tanio i bardzo smacznie, genialnie doprawione nadzienie. I niech Was nie odstraszą niezbyt zachęcająco wyglądające wiaderka, w których to przechowywany jest farsz. Żadnych sensacji żołądkowych nie było. I ponownie są dwie opłaty na wejście. Wstęp na teren ruin kosztuje 70 pesos, czyli 14 zł, wjazd do Parku Narodowego zaś 64 pesos, czyli 13 zł. Łączny koszt to 27 zł, co uważam jest śmieszną ceną w porównaniu z tym, co jest do zobaczenia. Czas zwiedzania: 2-3 godziny Na miejsce docieramy około 10:00 i właśnie o tej godzinie jest najbardziej tłoczno. Około południa teren dawnego miasta Majów nagle się wyludnia i można w ciszy pokontemplować i chłonąć klimat tego miejsca. W Palenque można de facto wejść na każdy obiekt, na każdą piramidę, co jest w tej chwili zabronione w wielu innych ruinach. Palenque to jedno z najważniejszych majańskich miast z okresu klasycznego (250-900). Było stolicą potężnej dynastii, która rządziła na ogromnym obszarze, dziś jest to stan Chiapas oraz Tabasco. Znalezione na tym terenie budowle, rzeźby oraz glify dostarczyły mnóstwo informacji na temat dawnej cywilizacji. Pierwotna nazwa tego miasta to ‘Lakamha‘, co oznacza miejsce wspaniałych wód, zaś terytorium, jakie było pod jego kontrolą nosiło nazwę B’aakal, czyli kość. Miasto wzniesione zostało bez użycia metalowych narzędzi, bez użycia koła ani zwierząt. Teren jest spory, bo liczy sobie 15 kilometrów kwadratowych i obejmuje aż 500 budynków porozrzucanych w dżungli. Na wejściu wita nas od razu słynna Świątynia Inskrypcji, z którą to wiąże się owo niedawne odkrycie. W 1946 roku znaleziono tu podziemny grobowiec jednego z najsłynniejszego władcy miasta – Pakala Wielkiego, zmarłego w 683 roku. Krypta grobowa została umieszczona poniżej poziomu podstawy piramidy. W korytarzach znaleziono szkielety sześciu osób, które prawdopodobnie zostały złożone w ofierze w czasie pogrzebu władcy. Twarz Pakala przykryta była maską z jadeitu, wokół pełno było kosztowności, wszelkiego rodzaju ozdób i biżuterii. Najcenniejszym odkryciem była jednak płyta nagrobna z przepięknymi reliefem, ukazującym władcę w symbolicznej scenie. Historia Pakala Wielkiego jest niezwykle ciekawa. Na tronie zasiadł jako 12-letni chłopiec zaraz po wojnie z Calakmul, która pochłonęła wiele ofiar. Rządził mądrze i długo, rozbudował miasto, które za jego panowania stało się prężnie prosperującym i potężnym ośrodkiem w regionie. Co ciekawe, w tamtych czasach średnia długość życia człowieka wynosiła 40 lat, podczas gdy słynny władca zdołał przeżyć dwa razy tyle. Inną ciekawostką jest to, iż miastem rządziły także dwie kobiety, co były bardzo nietypowe dla kultury Majów. Jedną z nich była między innymi matka Pakala Wielkiego, która przejęła władzę po wojnie z Calakmul, by po 3 latach przekazać ją swojemu synowi. Niestety grobowca zwiedzać nie można, w świątyni można zobaczyć jedynie replikę sarkofagu. Nie jest to jedyny grobowiec znaleziony na terenie ruin, bowiem w 1999 roku odkryto kolejny, jednak ze względu na słabą konstrukcję piramidy, postanowiono wstrzymać wykopaliska. Do środka wpuszczono jedynie minikamerę, więc wiadomo już, co znajduje się w jego wnętrzu. Mijając Świątynię Inskrypcji przed naszymi oczami wyrastają ruiny pałacu z czterokondygnacyjną wieżą. Był on centralnym punktem miasta, wieża zaś mogła służyć do obserwacji astronomicznych lub jako punkt obserwacyjny. Wnętrze pałacu, a w zasadzie to, co po nim pozostało, kryje w sobie wiele śladów i pozostałości po dawnych czasach. Na filarach i ścianach odnaleźć można sceny z majańskich ceremonii. Na dziedzińcu zaś ustawiono płyty z reliefami, upamiętniającymi zwycięstwa króla Pakala. Zdecydowanie warto przyjrzeć się szczegółom, a jeżeli nie zdecydujecie się na przewodnika, warto wcześniej się przygotować, by wiedzieć, co możecie tu zobaczyć. Więcej informacji znajdziecie tu. Kawałek za pałacem oraz akweduktem znajduje się kolejny kompleks ze świątyniami, na które można się wdrapać. To tzw. Grupa Krzyża, Świątynia Słońca, Świątynia Krzyża oraz Świątynia Ulistnionego Krzyża. Na szczytach platformy znajdują się adekwatne miejsca kultu, każda z nich została poświęcona jednemu z trzech majańskich bogów. Z góry roztacza się piękny widok na pałac. Z placu, przy którym stoją świątynie prowadzi droga wprost do dżungli, gdzie znajdują się kolejne obiekty. W Palenque znajdziecie również boisko do gry pelotę oraz kilka innych mniejszych pozostałości, ukrytych w gęstym lesie. Za Świątynią Hrabiego znajduje się zejście w formie schodków, które prowadzi do mniej znanych obiektów. Droga nie jest zbyt dobrze oznakowana, trzeba więc ją namierzyć, a schodząc w dół można się poczuć jak prawdziwy Indiana Jones. Około południa robi się tu niemalże pusto, więc jeżeli ktoś szuka ciszy i spokoju, powinien zjawić się tu właśnie o tej porze. Palenque to miejsce magiczna, a jego tajemnica przyciąga jak magnes. Jak dla mnie punkt obowiązkowy. Na początku tego miejsca w ogóle nie brałam pod uwagę, a prawda jest taka, iż choćby o nim nie słyszałam. Wpisy na blogach czy innych portalach w zasadzie pomijały ten obiekt. Dopiero po rozmowie ze znajomą zaczęłam zgłębiać temat. Dojazd do Yaxchilan nie jest prosty, bowiem nie dostaniemy się tam lądem. Można dojechać na własną rękę do rzeki Usumacinta, skąd odpływają łódki wprost do ruin. Taki rejs trwa godzinę. Wzdłuż rzeki biegnie granica z Gwatemalą. Droga do rzeki nie cieszy się jednak zbyt dobrą sławą, przeczytać można o częstych napadach w tym rejonie. Niemniej wygląda na to, iż sytuacja się poprawiła, a opowieści znalezione w Sieci dotyczą poprzednich lat. Ze względu na bezpieczeństwo, jak i możliwość zobaczenia dodatkowego miejsca, zdecydowałam się na wykupienie się jednodniowej wycieczki w jednej z agencji turystycznych w Palenque. Tak naprawdę nie ma znaczenia, jaką agencję wybierzecie, gdyż wszystkie wycieczki wyglądają tak samo. Ja akurat trafiłam na Kichan Bajlum i ogólnie byłam zadowolona, oprócz późnego powrotu, który wynikał z rozwożenia dodatkowych pasażerów do okolicznych hoteli. Sprawa nie jest tania, bo za osobę trzeba zapłacić 750 pesos, czyli 150 zł. Odbiór z hotelu jest o 6:00 rano, powrót zaś ok. 18:00-19:00, choć w rzeczywistości wróciłam dopiero o 21:30. W cenę wliczone jest śniadanie, lunch, wstępy oraz godzinny transport po rzece. Drugim miejscem, jakie odwiedza się podczas wycieczki jest Bonampak, gdzie zachowały się malowidła ścienne, czego nie zobaczymy w żadnych innych ruinach. jeżeli cena jest według Was zbyt wygórowana, można odpuścić, niemniej ja nie żałuję, iż na ową wycieczkę się skusiłam. Koniecznie trzeba ze sobą zabrać cieplejsze rzeczy, gdyż rano w tych okolicach jest dość chłodno. Podczas śniadania zmarzłam okrutnie. Przeprawa łódką jest natomiast bardzo przyjemna, zwłaszcza iż po drodze oprócz gęstej zielonej dżungli można zobaczyć także krokodyle, wygrzewające się na skałach lub pływające tuż przy powierzchni wody. Podczas zwiedzania jest możliwość wynajęcia przewodnika, niestety tylko hiszpańsko-języcznego, a jako iż ja w tymże języku w zasadzie nie mówię, opłaty wnosić nie muszę. Yaxchilan odkryto w XIX wieku, jednak przez bardzo długi czas był on niedostępny dla zwiedzających, głównie przez swoje położenie. Jeszcze w XX wieku odbywały się tu majańskie rytuały, bowiem okolice zamieszkiwane są przez rdzennych Majów, którzy nie uznają Meksyku jako swojego kraju. Według nich na tych ziemiach ciągle jest Republika Majańska. Nazwa Yaxchilan oznacza „Zielone Kamienie” i rzeczywiście, wszystko zdaje się tu być pokryte zielonym mchem. Miejscem, które robi ogromne wrażenie jest Akropol, położony na wzgórzu, do którego prowadzą niezliczone schody. Świątynia znajduje się na samym szczycie, a na jej grzebieniu można dostrzec częściowo zachowaną figurę majańskiego władcy. Tutaj znajdują się także bardzo dobrze zachowane płaskorzeźby. Zachowały się także kamienne nadproża wraz z napisami, zawierającymi pełne listy królów rządzących tym miastem-państwem. Bonampak to kolejne ruiny, odwiedzone w czasie wycieczki. Zamieszkujący te tereny Indianie Lakandoni o tym miejscu wiedzieli od zawsze, niemniej pilnie strzegli tajemnicy i nigdy nie zdradzili położenia tegoż ośrodka. Dopiero dwóch angielskich badaczy, którzy podróżowali po tych terenach i zdołali wkupić się w łaski Indian, poznało prawdę i w 1946 roku odkryło to miejsce dla świata. Do Bonampak przyjeżdża się tak naprawdę po to, by zobaczyć malowidła ścienne, które w bardzo dobrym stanie zachowały się do dnia dzisiejszego. Czegoś takiego nie zobaczycie w żadnym innym miejscu. To miasto podlegało pod Yaxchilan. Było mniejsze, co widać również i dziś. Na pierwszy rzut oka nie robi aż tak ogromnego wrażenia, jeżeli chodzi o zachowane budowle. Jednak wystarczy zajrzeć do świątyni obok Akropolu, by otworzyć szeroko oczy zarówno ze zdziwienia, jak i zachwytu. Kolorowe malowidła znajdują się w trzech pomieszczeniach, pokrywają ściany, jak i sufit. Przedstawiają sceny z życia ówczesnej majańskiej społeczności, przeróżne uroczystości, bitwy wraz z pojmaniem oraz straceniem jeńców. Tak, jak wspomniałam, spotkacie tu Indian Lakandoni. Zamieszkują oni tereny Puszczy Lakadońskiej przy granicy z Gwatemalą. Stąd ich nazwa. Nie są zbyt otwarci, izolują się przed światem, zachowując i kultywując swoje tradycje. Ciągle używają starego języka majańskiego. Przed II wojną światową stanowili bardzo małą grupę. w tej chwili się to zmienia. Prawdopodobnie do stanu Chiapas przybyli około 500 lat temu. Uciekli wówczas z Jukatanu przed konkwistadorami. Dzięki temu zdołali zachować swoją tożsamość oraz kulturę, uniknęli chrystianizacji i kontroli ze strony najeźdźcy. Kolejne ruiny będziemy zwiedzać wzdłuż wybrzeża Morza Karaibskiego, bowiem i tam Majowie stworzyli swoje miasta-państwa. Do tamtejszych również warto zajrzeć, szczególnie do tych w Tulum. Więcej na temat ruin miast Majów przeczytacie w sekcji :

Idź do oryginalnego materiału