Był czerwiec – jak to nad Morzem
Czarnym zwyczajowo słoneczny i upalny (nawet w Dobrudży –
przecież o dwa-trzy stopnie chłodniejszej niż południowa część
bułgarskiego wybrzeża), czyli najczęściej całkiem inny niż nad
Bałtykiem.
Czarnomorska plaża |
O dobruskim wybrzeżu na blogu zresztą było całkiem
dużo, pojawiła się także wzmianka o Varna Gold, Złocie Warny –
odnalezionym po kilku tysiącach lat zestawie darów grobowych
złożonych głownie z – jak się twierdzi – najstarszego złota
obrobionego przez Człowieka. adekwatnie było to kilkanaście
zestawów, a ilość precjozów jeszcze dziś budzić może sporą
zazdrość. Nic więc dziwnego, iż czarnomorskie wybrzeże Bułgarii
od razu wciągnięte zostało na listę potencjalnych Atlantyd oraz
miejsce - także potencjalnego - Potopu.
Varna Gold |
O ważności i potędze kultury
Varna utwierdzono się kilkadziesiąt lat później, gdy na początku
XXI wieku niedaleko niewielkiego miasteczka Prowadija (albo Prowadia - tak ładniej w druku wygląda) odkryto
neolityczną osadę sprzed ponad 7000 lat, łączoną z ową kulturą.
Osada – rychło okrzyknięta miastem – była nieco starsza od
naszych
kujawskich
megalitów, więc postanowiłem ją odwiedzić.
Stanowisko archeologiczne Solnicata |
Z
wybrzeża do Prowadii dotrzeć nie jest łatwo – wynająłem więc
samochód i ruszyłem w interior. Wpierw jednak sprawdziłem
dostępność Solnicaty – jak nazwano to stanowisko archeologiczne
– i mina mi zrzedła. Było zamknięte. Przedwieczna atrakcja –
tym razem, bo uprzedzam, iż i tak w końcu dotarłem do celu –
była dla mnie niedostępna. Cóż. Skoro już miałem jednak środek
lokomocji udałem się na Zachód – poprzez pola wspaniale
kwitnącego słonecznika.
Słoneczniki |
Ta pochodząca z Ameryki roślina
masowo w Bułgarii pojawiła się te sto lat temu, kiedy po Wojnach
Bałkańskich do kraju przestała spływać grecka i turecka oliwa.
Dla niezłej, acz tłustej, bułgarskiej kuchni był to prawdziwy
dramat. Rozwiązaniem okazały się właśnie słoneczniki, doskonała
roślina oleista – i do dziś gros zużywanego w tamtejszej kuchni oleju jest
słonecznikowa.
Ale ja przecież szukałem śladów starszych niż
przepiękne landszafty mogące przyprawić Vincenta Van Gogha o
ekstatyczne szaleństwo (to znaczy: o większe jeszcze szaleństwo –
przecież nikt zdrowy nie obcina sobie uszu) – całkiem niedaleko
Prowadii leżała bowiem Madara – niewielkie miasteczko znane
wszystkim fanom Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO ze
średniowiecznej płaskorzeźby zwanej Jeźdźcem z
Madary.
Jeździec z Madary |
Arcydzieło przedstawia – jak widać na powyższym
obrazku – jeźdźca w niezbyt europejskim rynsztunku (naukowcy
twierdzą, iż ma on perskie konotacje – no, albo sarmackie; ten
koczowniczy lud przez wieki odciskał piętno na regionie
czarnomorskim – oraz możliwe, iż i na naszej kulturze)
prawdopodobnie polującego ze swoimi psami. Prawdopodobnie też przedstawia chana Teweła, jednego z władców Drugiego Państwa
Bułgarskiego. Jak wabiły się psy nie wiemy oczywiście – wszak
są to tylko zwierzęta. Podobnie jak chański koń, prawdopodobnie również
obdarzany przez władcę olbrzymim uczuciem (w końcu wszystkie
rozkazał przedstawić na płaskorzeźbie), miały li tylko funkcję
służebną. Dopiero dzisiejszy, tłusty i nowoczesny Świat pragnie
humanizować zwierzęta – co powoduje symetryczne traktowanie Ludzi
jak zwierzęta; ach ten marksizm.
Swoją drogą nagromadzenie
antycznych czy średniowiecznych zabytków w Bułgarii (i na całych Bałkanach)
jest naprawdę przeogromne. Wystarczy wbić łopatę i na pewno coś
się znajdzie. Oto u stóp góry ozdobionej Jeźdźcem znajdują się
pozostałości rzymskiej willi.
Ruiny rzymskiej willi |
A na szczycie forteca z czasów
Drugiego Państwa Bułgarskiego.
Forteca w Madarze |
Średniowiecznych twierdz jest
zresztą w Bułgarii cała masa. Co prawda tureccy koczownicy
przybywając na Bałkany nie mieli własnych tradycji budowlanych,
ale jako Ludy Stepu bardzo gwałtownie przyswajały nowe technologie – w
tym wypadku trafili na Bizantyjczyków (właściwie grekojęzycznych
Rzymian) i Słowian. Pierwsza siedziba chana (czy może kagana –
nazwy trochę inne, funkcja ta sama) Pliska była jeszcze
koczowiskiem – ale ostatnia stolica władców Pierwszego Państwa
Bułgarskiego, Ochryda, to już typowy zamek.
Ochryda, twierdza cara Samuela |
Nic więc dziwnego,
że gdy Bułgarzy odzyskali po raz pierwszy niepodległość (Drugie Państwo Bułgarskie, XII wiek) zamki budowali na prawo
i lewo. Przydały się one zresztą jakiś czas potem, gdy Bałkany
zalały wojska innych Turków, tym razem Osmańskich.
Osmańskie dziedzictwo na Bałkanach |
Oprócz
Ochrydy pisałem również o twierdzy w Kaliakrze – jednym z tych
miejsc, gdzie (powtórzę się) każde wbicie łopaty skutkuje
znaleziskiem archeologicznym, ale zamki z czasów Drugiego Państwa
Bułgarskiego zwiedzałem tylko li przy okazji – a to Jeźdźca z
Madary, a to wizyty w Prowadii.
Kaliakra |
Celem była wspomniana Pliska –
dziś wioska która dała nazwę jednemu z popularniejszych
bułgarskich koniaków (właściwie brandy – cognac jest nazwą
zastrzeżoną dla jednej z brandy, ale na Bałkanach się tym nie
przejmują; czy Pliska, czy Słoneczny Brzeg, czy Skanderbeg dumnie
tytułują się koniakami), a onegdaj, w VII wieku, pierwsza stolica
bułgarskich chanów.
Mury cytadeli w Plisce |