Otrzymałam w spadku brzydotę

newsempire24.com 1 miesiąc temu

Błysk… Głośny huk… Ciemność… Ciemność…
Wreszcie ciemność zaczęła ustępować. Usłyszałem głos:
— Weronika Władysławowna, to ratownik, tam coś wybuchło.

Przez ból poczułem na szyi dotyk czyjejś dłoni. Próbowałem otworzyć oczy. Udało się z trudem. Przed oczami zawisł wisior w kształcie prostokąta z wygrawerowanymi znakami zodiaku… Oczy kobiety w białym kitlu…
— Na salę operacyjną! — rozległ się głos tuż obok.

Rodzice wrócili z pracy. Matka od razu ruszyła do kuchni, zaglądając po drodze do pokoju, gdzie syn odrabiał lekcje. Wojciech, wchodząc do pokoju, od razu zauważył, iż syn nie jest w najlepszym nastroju.
— Krzysiu, co się stało? — ojciec poklepał go po głowie.
— Nic — burknął czwartoklasista.
— No mów, chłopcze!
— Za niedługo Dzień Kobiet. Nauczycielka zatrzymała nas dziś po lekcjach i kazała przygotować dziewczynkom prezenty.
— I w czym problem? — uśmiechnął się ojciec.
— Chłopaków i dziewczyn jest tyle samo. Rozdzieliła, kto komu ma dać prezent — syn ciężko westchnął. — Mnie przypaślała brzydka, Weronika Jankowska.
— Każda dziewczyna chce dostać prezent na Dzień Kobiet, choćby te brzydkie — ojciec starał się mówić do syna jak do dorosłego. — A jak ona to rozdzieliła? Po alfabecie?
— Nie, po znakach zodiaku.
— Jak to? — Wojciech nie mógł powstrzymać uśmiechu.
— Po zgodności. Weronika jest Panną, a Panny najbardziej pasują do Byków. A ja jestem Bykiem.
— To dobrze, jeżeli pasujecie! Jak dorośniesz, może się jeszcze zakochasz.

Ojciec nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Do pokoju wbiegła matka:
— Co się tu dzieje?
— Ewa, idź do kuchni — twarz ojca stała się poważna. — Rozmawiamy z synem na istotny temat.

Gdy matka wyszła, Krzyś smutnym głosem zapytał:
— Tato, co ja teraz zrobię?
— Przygotujesz prezent!
— Jaki?
— Jutro w pracy zrobię coś dla twojej wybranki.
— Tato, jaki ty możesz zrobić prezent? Przecież pracujesz w fabryce.
— Tak! Ale w galwanizerce. Robimy tam różne powłoki na metal.
— Tato, nie rozumiem.
— Jutro sam zobaczysz!

***

Następnego dnia ojciec przyniósł wisior na łańcuszku w kształcie prostokąta, który wyglądał jak złoty. Na jednej stronie były wygrawerowane dwa znaki zodiaku — Byk i Panna, a na drugiej drobnym, ale pięknym pismem napisane:
„Mojej koleżance z klasy Weronice z okazji Dnia Kobiet! Krzysztof”.

Och, jak pięknie wyglądał ten wisior! A gdy mama zapakowała go w foliową torebkę, prezent stał się jeszcze bardziej wyjątkowy.

***

Nadszedł siódmy marca. Nauczycielka nie zamierzała prowadzić lekcji. Najpierw uczniowie wręczyli jej prezent. Długo dziękowała. Potem ogłosiła, iż chłopcy mają obdarować dziewczynki.

Co się wtedy działo! Wszyscy chłopcy rzucili się do swoich „wybranek”. Krzyś też podszedł do Weroniki Jankowskiej i powiedział, jak nauczył go tata:
— Weronika, życzę ci wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! Może kiedyś los połączy Byka i Pannę.

Wypowiedziawszy wyuczone zdanie, Krzyś wrócił na swoje miejsce i oczywiście nie zauważył, jak zabiło serce tej — jego zdaniem — brzydkiej dziewczynki.

Wkrótce rodzice Weroniki przeprowadzili się do innej dzielnicy, a ona sama od piątej klasy zaczęła chodzić do innej szkoły.

***

Krzysztof otworzył oczy. Biały sufit szpitalnej sali. Spróbował poruszyć rękami i nogami. Ruszała się tylko lewa dłoń.
— Gdzie jestem? — zapytał nie wiadomo kogo.

Usłyszał stukot kul, a potem do łóżka podszedł pacjent o lasce, przyjrzał mu się uważnie i zapytał:
— Ocknąłeś się? Jesteś na oddziale chirurgii urazowej.
— Mam wszystkie ręce i nogi? — spytał Krzysztof cichym głosem.
— Na oko wszystko na miejscu — oznajmił tamten dobrą nowinę. — Tylko jesteś zabandażowany od stóp do głów.
— To dobrze, jeżeli wszystko jest.

Podeszła pielęgniarka i zapytała troskliwie:
— Jak się czujesz?
— Co się ze mną stało? — odpowiedział pytaniem na pytanie.
— Twojemu życiu nic nie zagraża. Ręce i nogi będą działać. Tylko zostanie trochę blizn — podała włączony telefon. — Twoja mama prosiła, żebyś zadzwonił, jak się obudzisz.

— Synku — przez łzy odezwał się głos matki.
— Mamo, wszystko w porządku — starał się mówić jak najpewniej. — Mówili, iż tylko małe blizny zostaną. Niedługo mnie wypiszą.
— Nie pozwolili mi zostać z tobą na noc. Synku, zaraz przyjdę.
— Mamo, nie martw się za bardzo!

Odłożył telefon i próbował uśmiechnąć się do pielęgniarki:
— Dziękuję!
— No, ale gwałtownie cię nie wypiszą — uśmiechnęła się w odpowiedzi. — Poleżysz tu ze trzy tygodnie. To pewne!

— Co się stało? — zapytał współlokator, gdy pielęgniarka wyszła.
— Jestem ratownikiem. W fabryce zaczęły wybuchać butle z tlenem — zaczął przypominać sobie Krzysztof. — Wezwali nas. Dotarliśmy przed strażą pożarną. Hala była ogromna, wewnątrz trzech poszkodowanych. Wbiegliśmy, butle porozrzucane, tu i ówdzie ogień. Wynosiliśmy ich… Ja wychodziłem ostatni… Gdy byłem już przy drzwiach, kolejna butla eksplodowała… Dalej nie pamiętam.
— No, dostało ci się.

— Nowak Krzysztof — rozległ się głos pielęgniarki. — Masz kolegę z pracy.
— Cześć, Krzysiu! Jak się masz?
— Ręce i nogi całe! — odpowiedział z optymizmem. — Ale na razie mogę podać tylko lewą dłoń!
— Daj spokój!
— Co tam się dalej działo?
— Wychodziliśmy, gdy wybuchło. Od razu wróciliśmy po ciebie… cały we krwi… lekarze już byli…
— Dzięki!
— Krzysiu, o czym mówisz?! — nagle na twarzy kolegi pojawił się uśmiech. — Podobno nas zgłoszą do medalu.
— Jak mnie wypiszą, to się dowiem.
— Dobrze, idę już. Zaraz będzie ob

Idź do oryginalnego materiału