Ostatnie chwile z hrabiną Schaffgotsch w Kopicach

opolska360.pl 2 dni temu

Roślinność w parku wybujała, jak i całe otoczenie wokół pałacu. Wyglądało to tak, jakby artysta malarz dzięki pędzla namalował barwne i jaskrawe kolory na florze. Jakby matka natura dała roślinom możliwość pochwalenia się swoją prostotą piękna. I jeszcze ten wyjątkowy zapach pączków kwiatów. Było też w tle słychać brzęczenie pierwszych pszczół, zawsze ważnych w Kopicach, rezydencji rodziny Schaffgotsch. Barwne dywany roślin przy pałacu i w oddali uświadamiały mieszkańcom, iż zaczyna się festiwal florystyczny pałacowego ogrodnika.

Na stawie pojawiły się już łabędzie z małymi. Joanna Gräfin Schaffgotsch uwielbiała ten widok, potrafiła się wpatrywać godzinami. Do południa pałac i park należał do Grafów i był bezwzględny zakaz wchodzenia na ten teren. Informowały o tym tabliczki. Tak familia Schaffgotsch chroniła swoją prywatność.

Choroba hrabiny Joanny Schaffgotsch

Poruszanie się po pałacu, jak i po parku, sprawiały Joannie coraz większe trudności. Na twarzy można było zauważyć czasem grymas bólu. Starała się go ukrywać. Tylko bliskie otoczenie mogło zauważyć, jak się męczy z powodu stanu zdrowia. Zawsze była przy niej zaufana służąca Hanna Kowallsky. Nie oddalała się na krok i była przy niej w dzień i w nocy. Do pomocy miała niezawodne siostry elżbietanki, z klasztoru nieopodal kościoła.

Od pewnego czasu nabożeństwa w kaplicy pałacowej odbywały się bez hrabiny. Wtedy kapelan pałacowy, ks. Robert Schidler po mszy pojawiał się w jej salonie. Razem z bliskimi osobami modlili się przy ołtarzyku. W pokoju panował półmrok. Rolety i kotary zasłaniały światło dzienne. Z trudnością można było odróżnić osoby przebywające w salonie. Od pewnego czasu uczestniczył w modlitwie Graf Hans Ulrich Schaffgotsch – mąż hrabiny. W tym czasie nie odpuszczał jej na krok, przeczuwając najgorsze. Wtedy jego oczy były przerażone, a na twarzy, która zwykle bywała uśmiechnięta, dało się zobaczyć trwogę.

Wspomnienia Grafa Hansa Ulricha Schaffgotsch

20 czerwca od południa cały pałac stał się wielkim szpitalem, a przy schorowanej Joannie pojawił się lekarz. Starał się zmniejszyć jej ból i duszności. Chora nie przypomina dumnej i wielkiej damy. Graf widzi, jak na jego oczach znika ukochana małżonka. Bardzo martwi się o swoją jedyną miłość! Przypominają mu się chwile, gdy zobaczył ją pierwszy raz w teatrze we Wrocławiu. Miała tam zarezerwowany balkonik, z którego podziwiała spektakle teatralne. Towarzyszyła jej ciocia Anna Scheffler, żona prawnika i opiekuna prawnego Joanny. Wtedy na frontonie teatru zawisł plakat zapraszający na spektakl „Czarny Piotruś”. Do końca swoich dni zapamiętał to przedstawienie.

Myślami przyciąga te chwile. Był wpatrzony w balkon, gdzie siedziała filigranowa dama spoglądająca na scenę. Co jakiś czas podskakiwała to z przerażenia, to z radości. Jej kruczoczarne włosy można było zauważyć pod czepcem, a niebieskie oczy odbijały się w blasku oświetlenia gazowego, które oświetlało wnętrze loży.

Hans Ulrich Schaffgotsch, wraz z swoim przyjacielem, Grafem Saurma-Jeltsch, ubrani byli jak dandysi. Graf miał na sobie czarny frak z jedwabnymi klapami, białą haftowaną koszulę, kamizelkę ze złotymi guzikami, ciemne spodnie z guzikami u spodu. Nogawki nachodziły na buty, lakierowane trzewiki z czarną kokardą. Na kamizelce zawieszony był na dewizce złoty zegarek z herbem rodowym.

To spotkanie nie było przypadkowe, inicjatorką była ciocia Anna Scheffler. Dbała o Heinschen, jak o swoją córkę Elżbietę. I za córkę ją uważała. Chciała jak najlepiej dla tej młodej damy. Także jej mąż, Maksymilian stawiał sprawę spadkobierczyni Karola Godulli na pierwszym miejscu.

Pomysł na hrabinę

Schefflerowi zależało, żeby tak wielka fortuna powiązana została z katolicką arystokracją. Chciał zabezpieczyć interesy młodej Joanny przed chciwymi rękoma interesownych ludzi.

Anna Scheffler dowiedziała się, iż do Wrocławia wrócił z Berlina młody i dobrze zapowiadający się dżentelmen Hans Ulrich Graf Schaffgotsch. Gruntownie wykształcony, z szanowanego rodu z katolickim rodowodem. Po prostu świetna partia, dla młodej Joanny. Takiej okazji nie można było zmarnować!

Dzięki kontaktom Schefflerów w kręgach katolickich, zainicjowano pierwsze spotkanie w teatrze. Potem to już się potoczyło samo. On wytworny dżentelmen ze wspaniałymi manierami, ona wykształcona i piękna, a na dodatek bardzo bogata. Dzięki staraniom starego Grafa Emmo Schaffgotscha i Schefflera związek ten mógł zaistnieć. Po drugim wniosku o nadanie szlachectwa, dzięki wstawiennictwu przyjaciela Emmo, udało się! Młoda dama otrzymała od króla Prus tytuł szlachecki: „Gryczik von Schomberg-Godulla”, co się tłumaczy Gryczik z Szombierek od Karola Godulli.

Herb odnosił się do ciężkiej pracy ludności górnośląskiej i przedstawiał żelozko skrzyżowane z górniczym pyrlikiem.

To było przed laty. Teraz Hans Ulrich Schaffgotsch klęczy w pokoju najukochańszej Heinschen i modli się o zdrowie małżonki.

Martwi się o swój największy skarb, jakim jest ta cierpiąca w łożu dama. Dzięki niej ma kochającą rodzinę i jedyne takie miejsce – nie tylko na Śląsku, czy w Prusach – jakim są Kopice. Ta bajkowa posiadłość, nie ma sobie równych na całym globie! choćby rezydencja rodowa w oddalonych Cieplicach koło Jeleniej Góry nie równa się z tym miejscem.

Hrabia modli się z trwogą i bardzo żarliwie do Patronki rodu Schaffgotschów: „Święta Jadwigo, która żyjąc u Boga, w Bogu życie szczęśliwie zakończyłaś, uproś mi łaskę świętego życia i błogosławionej śmierci, aby łaskawy sąd Boski po śmierci mojej nastąpił i abym z Tobą Boga mojego na wieki miłować mogła, o co cię serdecznie proszę. Amen”.

Wjazd do rezydencji Schaffgotschów w Kopicach, początek XX wieku.

Wokół widać ślady hołdu dla świętej Jadwigi Śląskiej. Na fasadzie pałacu nad wejściem od dziedzińca wewnętrznego święta stoi na straży. Jest to jedna z rzeźb, którą wykonał Karl Kern. Hrabina zauważyła młodego Kerna w pobliskim Niemodlinie u Praschmy. Będąc tam w odwiedzinach w pałacu, zauważyła młodego pomocnika rzeźbiarza. Widząc, jakie ma zdolności i zapał do pracy, wsparła jego naukę w szkole w Nysie. On zaś wykonał rzeźby dla Kopic. Jego największym dziełem stała się rzeźba świętego Krzysztofa (można ją podziwiać w Opolu w sąsiedztwie kościoła „na górce” i Zamku Górnego. Jest to wotum za powrót z wojen niemieckich (austriacko-pruskich). Posąg św. Krzysztofa został w Kopicach posadowiony na moście przerzuconym między wsią a pałacem.

Święta Jadwiga jest obecna wszędzie. Kościół parafialny w Kopicach nosi tytuł wielkiej Patronki Śląska. Na jednym z witraży w kaplicy pałacowej widnieje jej podobizna. Także w starej kaplicy, przed przebudową, wśród sześciu witraży pojawiła się Trzebnicka Panienka. Wreszcie, w jednej z pierwszych kapliczek zbudowanych z czerwonej cegły w pałacowym parku, nieopodal Urlichhole (Mysiej Wieży), umieszczono figurę świętej patronki rodu Schaffgotschów.

Czasy wojen

Graf przypomina sobie mobilizację we Wrocławiu i wyjazd na wojnę niemiecką. Pozostawił małżonkę, pierworodnego syna Hansa Karla i malutkie córeczki: Klarę, Elżbietą i Eleonorę. Rodziną wtedy opiekował się stary graf Emmo (Emanuel Gothard Graf Schaffgotsch).
To już tyle lat, jak papy Emma nie ma… Grafowi brakuje jego mądrych rad i rozmów w salonie gier w pałacu. Przypomina sobie czasy wspólnych polowań. Gdyby nie jego pomoc, nie wiadomo, czy dziś by tu mieszkał. Spieniężył majątek rodzinny, żeby kupić synowi Kopice. Choć małżonka miała fundusze na zakup niejednych Kopic, wydawało się stosownym, żeby on wniósł własny majątek w ten związek małżeński.

W oczach Grafa pojawiają się łzy wzruszenia i smutku zarazem. Płyną po twarzy, spływają po wąsie i brodzie. Przed oczyma przemija mu całe życie z Heinschen. Przez zasłonięte kotary okna, przedziera się plask pełni księżyca.

Jego myśli ponownie zanurzają się w labiryncie pamięci. Odnajduje tam pierwszą wizytę w Szombierkach pod Bytomiem. To pierwotna siedziba jego małżonki (pałac wybudował Karol Godulla). Przyjazd był wielkim szokiem i czymś niesamowitym. Czegoś podobnego wcześniej nie widział, to był inny świat. Słońce zostało zakryte czarnym dymem z kominów hut i kopalń. Ta aura nie przypominała widoków z rodzimych terenów wokół Jeleniej Góry. choćby rolnicy są niby identyczni jak tam, ale inni. Instalacje industrialne buchają płomieniem jak mitologiczne smoki. To królestwo jego małżonki!

Przerażenie pozostanie długo w jego pamięci. Ale chwile z ludźmi, którzy tam zamieszkują, były bardzo pozytywne. Pałac, w którym przebywał, jest wystarczający na potrzeby przyszłej rodziny. Ale częste wstrząsy, tąpnięcia pod ziemią, powodują strach w oczach Grafa. Jak tu można żyć? Zastanawia się.

Wtedy postanowił o znalezieniu dobrego miejsca do zbudowania domu rodzinnego swojej przyszłej familii.

W oddali zegar bije północ. Jego dźwięk wytrącił hrabiego ze wspomnień. Spogląda na leżącą w łóżku ukochaną osobę.

Zanurza się ponownie w przeszłości. Druga wojna, jaką przeżył w Kopicach, to wojna francusko-pruska. Sam nie brał już w niej czynnego udziału, ale wielu mieszkańców Kopic i Więcmierzyc zostało powołanych na wojnę. To był trudny czas dla dominium w Kopicach. Mężczyźni są na wojnie, zaś kobiety starają się wykonywać prace mężczyzn. Na szczęście wojna nie trwała długo, a państwo pruskie pokonało Francuzów! Tylko iż smak zwycięstwa nie przyniósł poprawy bytu mieszkańcom Kopic. Hans Ulrich po rozmowie z Joanną postanowił zbudować pomnik ku czci poległych mieszkańców. Najbardziej pokrzywdzeni przez wojnę mogli przy nim zarobić. A potem pomnik w parku stał się miejscem zjazdów starych wiarusów.

Wyznanie miłości

To były cudowne chwile, na twarzy Grafa pojawił się uśmiech. Modlił się znowu, wspominając wszystkie chwile z tą wspaniałą dziołchą! Te listy, które pisała do niego, pełne ciepła i niewinności. Byli z dwóch odmiennych światów. Ona delikatna i zmysłowa, on zaś szorstki i przez brak ogłady mało zdolny do artykułowania uczuć. Cała ta korespondencja jest pięknie przewiązana czerwoną szlajfką. Heinschen trzyma ją w szufladzie bogato zdobionego biurka.

Płyną wspomnienia najwspanialszych chwil. Jedną z nich było spotkanie w salonie przy Schwidnitzstrasse we Wrocławiu. To tam Hans Ulrich wyznał jej drżącym i ściszonym głosem „Ich liebe dich” (kocham Cię). Ona odwzajemniła je radosnym śląskim „przaja Ci”. Dopiero po chwili dodała „Ich liebe dich, mein Liebster” (kocham Cię, mój najdroższy). I jeszcze ten błysk w oczach obojga, głośne westchnienie i głośny śmiech! Boże kochany, ile mi dałeś szczęścia w osobie tej kobiety!

To już koniec!

Ktoś delikatnie potrąca ramię hrabiego i przytula go. To siostrzeniec, Fritz Sommer. Syn Karoliny, siostry Joanny, który zamieszkuje nieopodal Kopic, w dworze w Krasnej Górze.

– Szanowny wujku Hansie, twoja żona, a moja ukochana ciocia odeszła do Stwórcy Niebieskiego – szepce.

Graf nie wierzy w to, co słyszy, ani w to, co się dzieje! Słyszy szum w uszach, kręci mu się w głowie.

Lekarz Wolff rzeczowo stwierdza zgon Joanny hrabiny Schaffgotsch. Kapelan pałacowy ksiądz Schidler modli się za zmarłą dobrodziejkę: „Mój Boże i moje wszystko! Słodkie Serce Jezusa, spraw, abym Cię kochał coraz bardziej! Słodkie Serce Maryi, bądź moim zbawieniem! Jezu, Maryjo, Józefie. Oddaję Ci moje serce i duszę! Jezu, Maryjo, Józefie, bądźcie przy mnie w ostatniej agonii! Jezu, Maryjo, Józefie, niech dusza moja odejdzie w pokoju z wami! Serce Jezusa, ufam Tobie!”.

Zimną głowę zachowuje Hanna. Płacząc, wydaje służbie polecania. Za chwilę całe Kopice milkną. Słychać bijące serca dzwonów w oddalonym kościele parafialnym i w kaplicy. Bliska służba zatrzymuje się na chwilę, by pomodlić się za jej duszę. Po jakimś czasie dzwony milkną, za to w różnych miejscach słychać lament kobiet. Stary Graf stara się opanować. Ale tym razem wychodzi mu to jakoś nieporadnie. W końcu Graf Schaffgotsch zanosi się płaczem. Jak dziecko.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.

Idź do oryginalnego materiału