Ostatnia kropla podczas urodzin siostry, którą mama zawsze stawiała mi za wzór

twojacena.pl 12 godzin temu

Mama zawsze stawiała mi za wzór starszą siostrę: jej urodziny stały się ostatnią kroplą

Od dziecka czułam, iż dla mamy zawsze byłam druga. Nie ostatnia — nie. Po prostu druga. Gdzieś za kimś bardziej wartościowym, bardziej spełnionym, bardziej „właściwym”. Za moją starszą siostrą Aliną. I mogłabym to znieść — w końcu w każdej rodzinie dzieci są różne. Ale mama zrobiła z naszych różnic przedstawienie, w którym ja grałam wieczną nieudacznikę, a Alina — złotą dziewczynkę z piedestału.

Ile pamiętam, starałam się. Starałam się udowodnić mamie, iż też coś znaczę. Że nie jestem gorsza. Że zasługuję na jej dumę, jej miłość, jej ciepłe spojrzenie. Ale każdy mój krok naprzód obracał się w pustkę. Przynosiłam dyplomy z olimpiad — w odpowiedzi milczenie. Dostałam się na wymarzone studia — „Alina skończyła bez trójek, to dopiero osiągnięcie”. Znalazłam pracę po studiach — „Alina już ma męża, a ty wciąż biegasz za papierami”. Ona ma dziecko — ja kredyt. Ona rodzinę — ja „bezcelowe ambicje”. Każde moje „udało mi się” rozbijało się o mamę mówiącą „no i co z tego?”.

Bolało. Ciągle. Jakbym cały czas musiała się tłumaczyć z tego, kim jestem. Jakby moich starań było za mało, bo nie jestem taka jak Alina. Jakby mojej miłości było za mało, żeby mama w końcu zobaczyła we mnie nie tylko „tę drugą córkę”, ale po prostu córkę. Ale znosiłam to. Znosiłam i wierzyłam, iż może kiedyś… doceni.

Zeszłej jesieni mama przeszła na emeryturę. Miała kilka pieniędzy, zdrowie też nie dopisywało. Wzięłam na siebie opłaty, leki, jedzenie. Pomagałam, jak mogłam, choć sama ledwo wiązałam koniec z końcem. Miesiąc temu zrobiłam w jej mieszkaniu remont — wymieniłam instalację, położyłam nowe tapety, kupiłam kuchenkę. Wydałam wszystko, co miałam. Po prostu chciałam, żeby było jej wygodnie.

Trzy dni później miała urodziny. Nie mogłam kupić prezentu. Nie miałam już ani grosza. Ale przyszłam — z bukietem, tortem, szczerymi życzeniami. Przytuliłam ją, pocałowałam w policzek, życzyłam zdrowia. A ona… Wstała wśród gości i głośno zapytała:
— A gdzie prezent? Nie wiesz, iż na urodziny nie przychodzi się z pustymi rękami?

W pokoju zapadła cisza. Zrobiło mi się wstyd jak nigdy. Nie wiedziałam, co powiedzieć. I dopiero wtedy zrozumiałam: to już ostatnia kropla. Koniec. Nie będę się już wyciągać do niej jak do słońca, które mnie nie ogrzewa. Nie będę się starać zasłużyć na miłość, która może nigdy nie była dla mnie.

Nie jestem zła. Jestem zmęczona. I teraz już wiem: od dziś żyję dla siebie. Nie dla pochwał mamy, nie dla porównań z „idealną siostrą”, nie dla „akceptacji”. Moje pieniądze, moja siła, mój czas — nie będą już trafiać do kogoś, kto widzi we mnie tylko „nie-Alinę”.

Czasem, żeby nauczyć się kochać siebie, trzeba przestać udowadniać to innym. choćby tym, którzy dali ci życie.

Idź do oryginalnego materiału