Ostatnia deska ratunku? – recenzja gry Assassin’s Creed: Shadows

ostatniatawerna.pl 3 dni temu

Czy stara miłość rdzewieje?

Jako wielka fanka gier ze stajni AS, a szczególnie trylogii Ezio, z sentymentem zasiadam do nowych odsłon, jednak zauważyłam, iż entuzjazm jest coraz mniejszy, co mnie bardzo smuci. Do Shadows podeszłam z rezerwą, ale również sporą dawką nadziei. Po wielkich obietnicach, iż teraz będzie lepiej, wszystko zostanie dopracowane, a tak naprawdę tonący i tak chwyta się brzytwy . A to z reguły nie wróży dobrze o jakości, o czym później.

Ale o czym to?

Tym razem producenci przenoszą nas do feudalnej Japonii, gdzie możemy wcielić się w dwie postacie: Naoe – asasynki shinobi z prowincji Iga oraz Yasuke – czarnoskórego samuraja pojawiającego się niczym widmo z legend. Podoba mi się dualizm sytuacji, kiedy to możemy grać postacią męską lub żeńską. Mam wrażenie, iż pod tym względem Ubisoft od jakiegoś czasu słucha fanów, a raczej chce być poprawny politycznie. Niemniej zamysł jest dobry, wizualna kreacja postaci również wyszła przywozicie. Grając Naoe wcielamy się w idealnie wykreowaną asasynkę. Jest mądra, zwinna, szybka, korzysta z dostępnych zmysłów. Kiedy trzeba, skrywa się w cieniu, kierując dźwiękami, światłem oraz zmianami w otoczeniu. Dzięki temu bardzo łatwo jest sprawić, iż wrogowie nie będą w stanie jej wykryć. Jej najlepszymi przyjaciółmi są bomby dymne, kunai i shurikeny. Ukryte ostrze zawsze w gotowości, a dzięki zwinnym ruchom oraz linie, nie straszna jej wspinaczka. To godna przedstawicielka cichych zabójców, a wszelkie fortece stoją przed nią otworem.

Z kolei Yasuke to typowy „człowiek – czołg”, który z finezją od zawsze jest na bakier i dobrze mu z tym. Jego precyzja oraz siła zwalająca z nóg najbardziej zagorzałych przeciwników. Niewątpliwą zaletą jest zasób broni, który posiada. Można wybierać między łukiem, kataną, naginatą, kanabo, a to tylko część dostępnego arsenału. Jest bohaterem, z którym nie warto zadzierać. Z wprawą atakuje, blokuje, paruje i kładzie przeciwników jeden po drugim, jednak na próżno szukać tutaj subtelnego kunsztu kojarzącego się z typowymi zabójcami.

Ale co z historią?

Co do całego tła historycznego to słyszałam wiele negatywnych zarzutów jeszcze przed wyjściem Shadows. Niestety lub stety się do tego nie odniosę, ponieważ nie jestem specem do feudalnej Japonii i jest sporo bardziej kompetentnych ode mnie osób, które mogą się wypowiedzieć. Jako laik mogę stwierdzić, iż podczas rozgrywki czułam klimat kraju kwitnącej wiśni. Sprawiły to cudne krajobrazy, dopracowane budynki, stroje czy sposób zachowania się postaci. jeżeli chodzi o wykreowany świat, to producenci nie zawodzą i serwują nam piękną rzeczywistość, do której przyzwyczaiła nas seria Assassin’s Creed. Widoki zapierają dech oraz udźwiękowienie otoczenia czy szermierki są doskonałe, gorzej z muzyką. Tu twórcy popłynęli wplatając bardzo niepasujące elementy elektro popu czy innych wynalazków w trakcie walki. Nie można się również przyczepić do kreacji postaci. Każdy wizualny detal jest dopracowany co sprawia, iż przyjemnie patrzy się na poczynania obojga bohaterów.

Daleko jeszcze?

Jeśli chodzi o sam świat to trzeba się liczyć z tym, do czego przyzwyczaił nas Origins, Odyssey czy Valhalla. Przestrzeń jest ogromna i to aż za bardzo. Czasem nie wiadomo czy w tym wariactwie jest jakiś kres. Trochę tego wszystkiego za dużo. Nie wiadomo czy skupić się tylko na wątku głównym, ponieważ dotarcie do pobocznych naprawdę zabiera trochę życia. Wiadomo, lubimy spędzać dużo czasu w rozgrywce, ale w tym wypadku jest to przesadzone a rzeczywistość zbyt rozległa. Niby ułatwia ten aspekt poruszanie na koniu, ale tylko trochę. Niejednokrotnie rzucałam tekstem ze Shreka: „Daleko jeszcze?” Pojawił się syndrom przerostu formy nad treścią, kiedy po raz kolejny dostałam zadanie zrób coś, a teraz znów wróć do postaci, która w ogóle zaczęła zadanie poboczne. Sztucznie wydłużanie rozgrywki, co gorsza, niezbędne a zarazem mało znaczące w ogólnej progresji. Szkoda, iż producenci nie słuchają fanów, którzy pragną pięknego i rozległego świata, ale bardziej skondensowanego, jak to było na przykład przy trylogii Ezio.

Dlaczego?

Francuzi nie potrafią brać garściami z tego co dobre? Dostajemy kolejną ubigrę, pustą, płytką, nastawioną na ilość, a nie jakość. Polacy w 2015 roku pokazali, jak robić otwarte, rozwleczone światy, oczywiście i Wiedźmin 3 ma swoje bolączki, ale przynajmniej każde zadanie poboczne to wspaniała przygoda. AC: Shadows to jest kolejna Odyssey tylko w Japonii, a choćby gorzej, to jest Outlaws, bo jeszcze dochodzą aspekty AI o których za chwilę.

Można by jednak zapytać: a fabuła? Ona na pewno ratuje sytuację. Otóż nie, co wywołuje kolejny zawód w sercu. Od samego wprowadzenia postaci nie ma punktu odniesienia, który dał, by nam więź. Nie są to bohaterowie, którzy zapadają w pamięć, a paradoksalnie człowiek chce wiedzieć co za chwilę się stanie, bo jednak jest motyw zemsty. Tylko na motywie się kończy, Naoe jest bardzo zacietrzewiona, a mimo to z czasem łączy swoje siły z Yasuke, który to przyczynił się do kradzieży rodowego skarbu i zabójstwa jej ojca. No tak, nie mogliby uśmiercić czarnoskórego samuraja, bo trzeba być poprawnym politycznie. Jest to bardzo meh, a jak jeszcze dodamy zapędy miłosne Yasuke, to sprawa jest prosta, kasa poszła na bycie WOKE. Acz skoro już gram, to idźmy dalej. To uczucie podbija najniższy poziom progresji z samej eksploracji otoczenia jaki doznałam we wszystkich dotychczasowych odsłonach. Oczywiście można sprawę nieco złagodzić, ale jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to na horyzoncie majaczą się pieniądze. Kolejna rzecz wywołującą zgrzytanie zębów, a mianowicie monetyzacja i to dosłownie na każdym kroku. Od zestawów boostujących statystyki, po mapki z ukrytymi znajdźkami, które kiedyś można było dostać za zdobyte w grze środki, teraz trzeba zapłacić realnymi plnami. Ja rozumiem mikropłatności, jeżeli są tylko kosmetyczne i nie mają to realnego wpływu na rozgrywkę, jednak w grze za trzysta dwadzieścia złotych pragnę mieć dostęp do pełnego pakietu, a nie systemy rodem z free to play mmorpg, gdzie na każdym kroku są pakiety dające przewagę nad graczami nie płacącymi.

Widzisz mnie?

Kolejną sprawą do poruszenia jest interakcja z przeciwnikiem. Dotychczas, kiedy zostaliśmy wykryci trzeba było się naprawdę nagimnastykować, żeby zgubić pogoń. Oczywiście można stanąć do walki, ale wiadomo, iż nie zawsze zwiastowało to sukces. Była adrenalina i poczucie realności. W Shadows często miałam wrażenie, iż nieprzyjaciel posiada IQ paprocha spod buta. Wyobraźcie sobie sytuację, iż jesteście w starciu, podejmujecie decyzję: nie dam rady, a ucieczka to jedyne wyjście. Wskakujecie na dach, kładziecie się na nim i nagle wszystko jest cacy. Antagonista cały czas widział co robicie i nagle stwierdza: „nic nie widziałem, nic nie słyszałem, na pewno już uciekł za granicę.” Rozumiem nie utrudniać zbytnio starcia, ale tutaj jest przegięcie w drugą stronę. Dokładnie tak samo jest z martwymi przeciwnikami, leży to leży, nie róbmy dramatu.

Przynajmniej można powalczyć

Jeśli chodzi o mechanikę walki to nie jest źle. Do czego przyzwyczaił nas Origins przez cały czas jest w mocy i cieszę się, iż chociaż pod tym kątem można cieszyć się z rozgrywki. Są potknięcia, iż przeciwnik z zerowym hp nagle wstaje, ale to błędy marginalne, które mam nadzieję, iż po następnej aktualizacji znikną. Sama gra również działa stabilnie i nie doświadczyłam zawieszek czy wywalania do systemu. Przy dobrych nastawach graficznych choćby gorszy sprzęt udźwignie temat.

Podsumowując, jak na grę z budżetem trzysta pięćdziesiąt milionów dolarów i która miała stać się ratunkiem dla Ubisoftu, to wyszło naprawdę słabo. Optymalizacja, piękne obrazy i dźwięki, dobra walka nie przykryły do końca wad oraz faktu, iż producent chce zarobić na graczach dodatkowe pieniądze. Jako fanka jestem zawiedziona. Pokładałam dużą nadzieję w obietnicach. Żałuję, iż twórcy nie słuchają zagorzałych fanów, którzy wyraźnie alarmują, gdzie jest problem, a ci idą w zaparte z klapkami na oczach. Naprawdę szkoda niewykorzystanego potencjału najbardziej wyczekiwanego regionu świata dla gry jakim jest Japonia.

Grę do recenzji otrzymaliśmy od wydawcy, ale nie wpływa to na ocene końcową produktu.

Idź do oryginalnego materiału