OSTAŁY SIĘ W OKNIE, ALE NIGDY NIE WKROCZYŁY DO SKLEPU.

twojacena.pl 7 godzin temu

Nikt nie wiedział, jak miał na imię.
Był to chłopiec, dziewięcioletni, chudy, w lekko podartej koszulce.
Każdego popołudnia, wracając ze szkoły, przechodził obgo butiku na rogu ulicy.
Zatrzymywał się tam, nieruchomo, wpatrując się w wiszące w witrynie czerwone tenisówki.
Nie dotykał szyby.
Nie wydawał dźwięku.
Tylko patrzył.

Pewnego dnia właściciel sklepu, pan Wojciech, postanowił wyjść i zapytać:
— „Podobają ci się?”
Chłopiec spuścił wzrok i odparł cicho:
— „Nie, proszę pana. Tylko je… pamiętam.”
Pan Wojciech nie zrozumiał.
Więc chłopiec wyjaśnił:
— „Były takie same, jakie miał mój brat.
Ale go już nie ma… a ja nie chcę zapomnieć, jak wyglądały.”

Panu Wojciechowi zadrżał głos.
Tego wieczora zawinął tenisówki w pudełko i podarował je chłopcu.
Lecz nie był to zwykły prezent.
Powiedział:
— „Gdy je założysz, pamiętaj, iż braci nie wspomina się po tym, co mieli na nogach…
lecz po tym, co zostawili w sercu.”

Chłopiec zabrał buty do domu, ale nie włożył ich od razu.
Postawił pudełko w kącie, obok zdjęcia brata.
Codziennie zamiast w witrynę, patrzył na nie.
A gdy w końcu je założył, nie biegł ani nie bawił się.
Poszedł do parku, gdzie bywał z bratem, usiadł na ich ławce… i uśmiechnął się.

Bo czasem przedmioty to nie tylko rzeczy.
To mosty.
To sposób, by nie puścić.
To droga, by kochać dalej, choćby bez słowa „żegnaj”.

Idź do oryginalnego materiału