Pieśń zimowego parku: nowy rozdział życia
Zofia Kowalska włożyła ciepłą kurtkę, otuliła swoją malutką wnuczkę Zosię i wyszła z nią na spacer do ośnieżonego parku na obrzeżach Krakowa. W parku kręcili się młodzi rodzice z wózkami, ich śmiech i rozmowy mieszały się z szelestem śniegu pod butami. Zosia, przytulnie zawinięta w kocyk, natychmiast zasnęła na świeżym powietrzu. Zofia pogrążyła się w wspomnieniach o młodości, o tym, jak samotnie wychowywała syna Jacka. Zanurzyła się w myślach tak głęboko, iż nie od razu usłyszała dziecięcy płacz. Najpierw wydawało jej się, iż to Zosia, ale nie – wnuczka spokojnie spała. Niedaleko stał mężczyzna z wózkiem, rozglądając się bezradnie. Gdy zobaczył Zofię, zawołał:
– Proszę pani, pomóżcie! Co mam robić?
Zofia zamarła, zaskoczona jego słowami.
***
Gdy Ewa i Jacek wzięli ślub, teściowa od razu postawiła warunek:
– Teraz jesteście już sami, sami za siebie odpowiadacie. Ciebie, synu, wychowałam, wykształciłam. Chcę teraz żyć dla siebie, mam dopiero czterdzieści sześć lat. Wam też trzeba dać czas, żebyście się przyzwyczaili do siebie. Więc z wnukami się nie śpieszcie!
– No i powiedziała twoja mama, aż przykro – zmarszczyła brwi Ewa.
– Nie martw się, ona jest dobra, tylko sama mnie wychowała – uśmiechnął się Jacek. – Niedawno żartowała z koleżanką, iż znów czują się młodo, chcą wyjść za mąż. W weekendy chodzą na tańce, szukają partnerów. Jeżdżą na wycieczki, podróżują. Kiedy ona miałaby siedzieć z wnukami?
– I jakie sukcesy? – sceptycznie spytała Ewa.
– Na razie żadne. Na tańcach był jeden facet na wszystkie, wybrał inną, i przestały tam chodzić. A na wycieczkach same kobiety! Ale nie martw się, mama tylko tak mówi. Gdzie by poszła, z wnukami pomoże – przytulił żonę Jacek.
Mieszkali tymczasem u Zofii Kowalskiej. Nie protestowała, ale prawie nie było jej w domu. Od rana do wieczora w pracy, a potem – raz do teatru, raz na spotkanie z przyjaciółkami. W weekendy też znikała. Młodzi gospodarowali sami.
Ewa martwiła się, iż teściowa naprawdę będzie niezadowolona, gdy dowie się o jej ciąży. Ale Zofia tylko się uśmiechnęła:
– gwałtownie się wzięliście, no cóż, skoro zdecydowaliście, tak musi być!
Gdy okazało się, iż będzie dziewczynka, choćby się ucieszyła:
– Zawsze marzyłam o córce, ale nie wyszło. Więc teraz będzie wnuczka!
Początkowo jednak Zofia nie angażowała się w opiekę nad Zosią, jakby bała się, iż zostanie obciążona obowiązkami. Z pracy nie spieszyła się, w weekendy czuła się wolna.
– Dobrze, iż moi rodzice czasem przyjeżdżają, spacerują z Zosią – powiedziała pewnego dnia smutno Ewa do Jacka, nie zdążywszy przygotować obiadu. Zosia cały dzień marudziła – ząbkowała.
Jacek, od dzieciństwa uczony przez matkę domowych obowiązków, natychmiast zaczął pomagać żonie i ją uspokajać:
– No przecież sami chcieliśmy dziecka!
– Ona jest babcią! Dobrze, iż przynajmniej wózek kupiła, czasem się z Zosią bawi. Ale u mojej koleżanki Oli mama zaraz po pracy pędzi, od razu zabiera córkę. A twoja choćby nie zaproponowała! – obraziła się Ewa.
– Jesteśmy młodzi, damy radę. A mama się męczy w pracy. I na próżno twoja Ola tak matkę obciąża – zaśmiał się Jacek. – Mama nas ostrzegała!
Ale w następny weekend poprosili Zofię, by poszła z Zosią do parku, gdy oni pójdą do kina. Teściowa, która nie miała planów, zgodziła się.
Zofia założyłZofia uśmiechnęła się, patrząc, jak Zosia wyciąga rączki do pierwszych wiosennych kwiatów, i zrozumiała, iż życie potrafi zaskakiwać w najmniej oczekiwanych momentach.