Opowieść o miłości

newsempire24.com 3 dni temu

Wiera obudziła się z bólem głowy. Za oknem sypał gęsty śnieg. Cieszyła się, iż wczoraj zdążyła zrobić zakupy, bo dziś musiałaby brnąć przez zaspy, a jej chore nogi nie pozwalałyby na taki wysiłek. Do tego znów chyba skoczyło jej ciśnienie. Wzięła tabletkę, położyła się na kanapie i przymknęła oczy.

„Leżę jak leniuch, a przecież trzeba ugotować żur” – pomyślała, ale nie miała siły wstać.

Od lat pierwszego stycznia na obiad przychodził do niej syn z żoną. Kiedyś, gdy Marcin był mały, przyprowadzał też wnuka. Zawsze od progu pytał: „Mamo, jest żur? Sałatki mi już obrzydły”. Wiera postanowiła, iż jeszcze chwilę odpocznie i zabierze się za gotowanie. Zdąży. Nasłuchiwała własnego ciała – ból głowy jakby ustępował.

Otworzyła oczy i spojrzała na zdjęcie męża na ścianie. Zawiesiła je tak, by widzieć je przed snem i po przebudzeniu. Minęło siedem lat, a jej serce wciąż nie potrafiło się przyzwyczaić do jego nieobecności. Często do niego mówiła, patrząc na portret.

– Ciężko mi bez ciebie, Wojtku – szepnęła na głos.

„Pamiętasz, jak wróciłeś z pracy bez prezentu na moje urodziny? Schowałeś kwiaty pod płaszczem na wieszaku. Celowo tak wolno się rozbierałeś, żebym wyszła i spytała, co ty się tak grzebiesz…

A ty na to, iż zgubiłeś wypłatę. Poszedłeś po prezent, a ktoś wyciągnął ci portfel z kieszeni. Jak się wtedy na ciebie wściekłam! Przecież czułam podstęp, znałam twój uparty charakter, a jednak dałam się nabrać.

I jaki z ciebie uparciuch – zawsze doprowadzałeś do końca, co zamierzyłeś. Już myślałam, jak przeżyć miesiąc bez grosza.

Aż przyszli goście: syn z żoną, twój kumpel Krzysiek z małżonką i moja przyjaciółka Jadzia. Rozlaliśmy wino, ty wzniósłeś toast, a potem wręczyłeś mi pudełko ze złotymi kolczykami. Miałam wtedy pięćdziesiąt lat. Tak się zirytowałam, iż omal nie rzuciłam w ciebie tym pudełkiem! A ty tylko się śmiałeś, ciesząc się, iż znowu mnie wystrychnąłeś na dudka”. Wiera spojrzała na portret z wymówką.

„A pamiętasz, jak upuściłeś klucze w śnieg? Jak długo ich szukaliśmy! Sąsiedzi choćby wyszli pomóc. A potem okazało się, iż je podrzuciłeś, żebym to ja je znalazła. Nigdy się nie przyznałeś, iż to był żart. Wstydziłe się przed sąsiadami? Nie zrozumieliby. Nie tylko ja miałam z tobą przejścia, dzieci też…”.

Wojtek na portrecie słuchał uważnie. To było rzadkie zdjęcie, na którym wyglądał poważnie. Zwykle uśmiechał się chytrze. Wiera westchnęła i usiadła. Ból głowy zelżał.

Poszła do kuchni i zaczęła gotować żur. Każdy ruch sprawiał ból w kolanach. Gotowała i wspominała…

***

Był ciepły sierpniowy dzień. Młoda Wiera siedziała w białej sukni ślubnej przed lustrem. Jej przyjaciółka Jadzia układała jej włosy. Uczyła się w mieście na fryzjerkę. Wierze trudno było usiedzieć w miejscu. To się szczęśliwie uśmiechała, to zamykając oczy, wpadła w zadumę.

Lada chwila miał przyjechać po nią narzeczony, a ona wciąż nie była pewna, czy dobrze zrobiła, słuchając matki.

„Rodzina Darka jest porządna, gospodarstwo duże, a on sam pracowity. I za kogo jeszcze wyjdziesz w naszej wsi? Miejskim chłopakom swoich dziewczyn nie brakuje” – przekonywała matka.

I Wiera się zgodziła. Dwadzieścia lat – czas na małżeństwo. Jadzia zachwycała się jej strojem, Darkiem, a w oczach Wiery zakręciły się łzy. Co chwilę nasłuchiwała odgłosów za oknem – czy nie nadjeżdża samochód. I cieszyła się, gdy auto mijało jej dom.

Lecz nagle silnik zgasł pod oknami, zatrzasnęły się drzwi. Wiera wzdrygnęła się i zastygła. Serce zabiło jak ptak w klatce.

Jadzia wybiegła przed dom, by przywitać narzeczonego i zażądać okupu. Matka stała już na progu…

A Wiera nagle pomyślała o czymś zupełnie innym niż powinna panna młoda. Przypomniała sobie, jak dzień wcześniej matka posłała ją do sklepu, gdzie spotkała Wojtka. Po wojsku nie wrócił do wsi, od razu wyjechał do miasta do pracy. Nie widziała go od lat.

Zmężniał. Nie powiedziałaby, iż przystojny, ale był postawny, zupełnie jak miejski chłopak. Spuściła wzrok, gdy poczuła na sobie jego uważne spojrzenie.

„Za późno przyszedłeś, chłopcze. Nie gap się na nią. To nie dla ciebie panna młoda. Jutro wychodzi za mąż” – powiedziała ekspedientka, ciocia Hela.

„To się dopiero okaże” – uśmiechnął się Wojtek, nie odrywając wzroku od Wiery.

Nie pamiętała, co i jak kupiła. Wybiegła na ulicę, dopiero tam mogła swobodnie oddychać. I od tamtej chwili nie mogła zapomnieć jego spojrzenia.

Wiera nasłuchiwała. Coś długo targowali się z narzeczonym o okup. Nagle drzwi się otworzyły. Przez próg nie wszedł DarePróg przekroczył nie Darek, ale Wojtek, wyciągając do niej rękę z tym samym błyskiem w oku, który pamiętała ze sklepu.

Idź do oryginalnego materiału