OPOWIADANIA • Życzliwość cz.II

osme-pietro.pl 13 godzin temu
- A witam panią – odezwał się dyrektor, na widok nowej pracownicy.
- Dzień dobry – odpowiedziała nieśmiałym głosem, stając przed jego biurkiem.
- Proszę usiąść, widzę, iż jest pani trochę stremowana, rozumiem, takie są początki. Podejrzewam, iż niedługo minie stres i wdroży się pani w to wszystko, co tutaj robimy.
- Miałam małą przerwę w pracy i chyba dlatego jestem lekko zestresowana, ale też mi się wydaje, iż po kilku dniach wszystko będzie okej.
- Panią sekretarkę już pani poznała, prawda?
- Tak… - Trochę się zmieszała, nie wiedząc co powiedzieć. Ona się jej nie przedstawiła, zachowywała się względem niej trochę niekulturalnie, czuła, iż będzie miała z nią trudne relacje - ale co tam, jakoś będzie musiała z nią sobie poradzić – pomyślała.
- Oprócz Eli, sekretarki, pracuje tu jeszcze Jolka i Marysia. Jola jest od organizowania różnych imprez, zajmuje się też Kołem Gospodyń Wiejskich. Marysia prowadzi kółko teatralne dla dzieci i zajęcia z plastyki. Są jeszcze dochodzący, pan Rysiek, prowadzi naukę gry na gitarze i pani Weronika, prowadzi aerobik. No i to… a byłbym zapomniał, pozostało pan Michał, on jest od wszystkiego. – Uśmiechnął się w tym momencie. – Czyli jak zamek w drzwiach się zatnie, jak w ubikacji coś się zatka, albo woda cieknie, to wtedy powiadamia się pana Michała – powiedział żartobliwym tonem.
Lucyna również się uśmiechnęła, podejrzewając, iż to jakiś zabawny facet. Potem dyrektor oprowadził ją po wszystkich pracowniach i salach, w których od poniedziałku do piątku realizowane są zajęcia. Na końcu weszli do sekretariatu. Tym razem sekretarka na ich widok zareagowała uśmiechem, druga z pań również.
- prawdopodobnie zdążyła już piani poznać panią Elę, sekretarkę, a to pani Jola. – Wskazał ręką na smukłą blondynkę, którą Lucyna miała okazję wcześniej zobaczyć z kubkiem kawy. Podały sobie ręce i przedstawiły sobie po imieniu. Atmosfera była zdecydowanie milsza niż wcześniej, ale dało się wyczuć, sztuczną atmosferę, wymuszoną obecnością dyrektora. Na szczęście gwałtownie wyszli z sekretariatu i Lucyna mogła się nieco rozluźnić.
Teraz przyszedł czas na to, by szef oznajmił jakie będą jej obowiązki, czyli co tak naprawdę będzie robić, w tym ośrodku kultury, o nieco ciężkim klimacie.
- Dyżury, pani Lucyno, przyjdą kobiety na aerobik, trzeba będzie posiedzieć na recepcji, jak skończą, wytrzeć podłogę i tyle. Po lekcjach gitary, krzesła do góry i to samo. No i mam pewien pomysł… co by pani powiedziała, jakby pani poprowadziła na przykład kółko literacko – recytatorskie?
Widać było po niej, iż ucieszyła ją taka propozycja, znaczyło to, iż nie tylko będzie po kimś sprzątać, ale również jakaś funkcja związana z kulturą tez jej przypadnie. Co prawda nie miała do czynienia z młodzieżą, ale czuła, iż to coś dla niej.
- Oczywiście najpierw, damy ogłoszenie, zobaczymy ilu będzie tym zainteresowanych. prawdopodobnie tłumów nie będzie, ale wystarczy kilku zainteresowanych, młodych, wrażliwych ludzi, którzy będą tworzyć coś zupełnie innego, niż typowi ludzie ze… - nie dokończył, gdyż stwierdził, iż się trochę zagalopował.
Lucyna zrozumiała go doskonale i z uśmiechem pokiwała głową.
- No to widzimy się jutro o ósmej, będzie pani siedziała razem z Jolą w pokoju, numer cztery. Byliśmy tam, pamięta pani?
- Tak – odparła trochę zmartwiona tym faktem.
- Jutro gitara i kółko gospodyń – oznajmił z uśmiechem.
- Tak, rozumiem – powiedziała i pożegnała się z dyrektorem.


W drodze do domu wstąpiła do sklepu, miała ochotę coś upichcić. Postanowiła zrobić coś, czego dawno nie jadła. Chińszczyzna, ryż, kurczak i jakieś warzywne dodatki. – Tak, to jest to – powiedziała do siebie po krótkim zastanowieniu.
Przy kasie siedziała kobieta z włosami spiętymi w kok. Lucyna początkowo jej nie poznała, dopiero, kiedy się odezwała, poznała byłą koleżankę z Technikum Ogrodniczego. Nie wyglądała za dobrze, mocno się jej przytyło i ta siwizna na głowie, sprawiły, iż zmieniła się nie do poznania. Tylko jej chropowaty głos pozostał bez zmian.
- Aśka! Kopę lat, wybacz nie poznałam cię. – Niepewnym głosem odezwała się Lucyna.
- Cześć, masz rację kopę lat, co tam u ciebie – zapytała, standardowo jak to w takich sytuacjach.
- A wiesz… czas nas posuwa i tyle – odpowiedziała żartem Lucyna, nie było czasu w dłuższą rozmowę, no i też nie chciała się jej zwierzać, ze swoich problemów.
- Racja, nic na to nie poradzimy – Aśka uśmiechnęła się, ale dało się zauważyć, iż nie było jej do śmiechu. Smutek na wskroś przez nią przebijał.
Nie zaproponowała się spotkać i pogadać, najwyraźniej, tak jak Lucyna, nie miała ochoty, na opowiadania przy kawie. Powiedziały sobie „ cześć” i tyle.
Lucynę to krótkie spotkanie, trochę zdołowało, nie miała nic do Aśki, ale widok osób przygnębionych, przypominał jej o swoich porażkach, a na to, teraz nie mogła sobie pozwolić. Musiała być nastawiona do życia, jak najbardziej pozytywnie.
W kuchni mogła nareszcie poczuć lekkość i to tę bardzo znośną, giętką, bez usztywnień, trochę oderwaną od poczucia grawitacji. gwałtownie pokroiła na drobne kawałki pierś z kurczaka, potem paprykę, wrzuciła ryż do gotującej się wody, następnie brokuły, potem wszystko powędrowało na patelnię, dodała sos sojowy, kilka przypraw z przewagą kurkumy i po dziesięciu minutach, danie było gotowe. Czuła się wspaniale, istniało tylko tu i teraz, żadnej przeszłości i przyszłości. Niestety takie chwile nie realizowane są długo, usłyszała, jak ktoś otwiera drzwi wejściowe. To prawdopodobnie jej brat, gwałtownie pojawił się w kuchni, wiedziony zapachem, który unosił się po całej kuchni.
Spojrzała na niego z lekkim wyrzutem, za to iż przerwał jej tę celebrację. prawdopodobnie był głodny i bez pieniędzy, które przewalił w jakimś spelunkowym kasynie. Powinna się go zapytać gdzie był, ale darowała sobie, nałożyła mu na talerz chińszczyzny, a on powiedział tylko krótkie „ dzięki” i gwałtownie zabrał się za opróżnianie talerza. Lucynie kompletnie przeszła ochota do jedzenia, dzióbnęła coś, ale nie była teraz w stanie, zmusić się na więcej.
- Słuchaj… - powiedziała lekko zamyślona.
- Co? – odpowiedział brat, zajęty opróżnianiem talerza.
- Pamiętasz Aśkę Lipińską?
- A… tę lampucerę, tak, pracuje w „ Stokrotce”. Jakieś parę miesięcy temu, mąż ją zostawił, wyjechał z jakąś małolatą do Szwecji, albo Norwegii, nie pamiętam – odpowiedział z lekkim uśmiechem.
Lucyna spojrzała na niego z lekkim przerażeniem. W technikum, była wesołą, bardzo ładną dziewczyną, blond włosy do ramion, duże niebieskie oczy, smukła, jak modelka, a teraz… - Oberwało się jej od życia, chyba trochę za bardzo – pomyślała i zrobiło jej się strasznie żal Aśki.
- Nie mogła dać mu dzieci, przestała dbać o siebie, to se znalazł jakąś małolatę i prysnął. No co… baba musi o chłopa dbać, a jak nie, to do widzenia – stwierdził żartobliwym tonem.
Lucyna spojrzała na niego jakby zaraz miała się na niego rzucić. Miała zaciśnięte pięści i walczyła z sobą, by czymś nie rzucić, w tego debila, który niestety jest jej bratem. Na szczęście zauważył to, podziękował za obiad i poszedł na górę do swojego pokoju.
- Kretyn! – powiedziała do siebie. – Będzie mi tu jakieś chłopskie filozofie głosił, debil jeden, szóstą klasę w podstawówce powtarzał, a teraz patrzcie go, jaki mądry! – Nosiło ją przez dobre piętnaście minut, potem opadła z sił i położyła na wersalce. gwałtownie zasnęła, mając za sobą stresujący dzień i brata, który jak nikt inny, potrafi skutecznie dołować.

Statystyki: autor: Krokus — 04 gru 2024, 13:54


Idź do oryginalnego materiału