Biegała po blokowisku z chmarą chłopaków, słuchała Britney Spears i schowała przed rodzicami zalecenie od lekarza, iż musi nosić okulary. Rzeczniczka Praw Dziecka Monika Horna-Cieślak opowiada o tym, jaką była dziewczynką
Z okazji Międzynarodowego Dnia Dziewczynek zaczynamy nowy cykl tekstów. Pytamy inspirujące nas kobiety o to, jakimi były dziewczynkami i jak dziewczynki żyją w nich do dziś. Oto pierwsza relacja.
Kiedy słyszę słowo „dziewczynka”, myślę o sobie w czasach zerówki i podstawówki. Jestem z rocznika, który chodził do gimnazjum, i ten czas to był już dla mnie okres doświadczeń nastoletnich.
Jaką byłam dziewczynką? Przede wszystkim bardzo pilną, która zawsze miała czerwony pasek. Byłam też nieśmiała. Dobrze się uczyłam i dużo wiedziałam, ale paradoksalnie, choć zostałam przewodniczącą klasy, nie zabierałam głosu na forum. Gdy wracam do tego pamięcią, mam wrażenie, iż chłopcy mieli w tych czasach przyzwolenie na więcej ekspresji, a dziewczynki jednak nie, choć nikt z nauczycieli nigdy wprost tego nie powiedział. Może dlatego fascynowałam się Britney Spears. Jestem z pokolenia Britney i magazynu „Bravo”. Britney była dla mnie odzwierciedleniem dość grzecznej dziewczynki (bo na taką ją wówczas kreowano), która jednak ma w sobie szaleństwo. Pokazywała, iż można mieć czerwony pasek i, mimo wszystko, robić szalone rzeczy, bo w życiu jest na to przestrzeń. Oops!…I Did It Again to piosenka mojego dzieciństwa.
W życiu rodzinnym cała moja nieśmiałość się ulatniała. Potrafiłam wyrażać swoje zdanie, często się buntowałam na różne sytuacje, a moi rodzice przyjmowali to ze spokojem i otwartością. Dla mnie i mojego o rok starszego brata Michała byli przyjaciółmi. Wiedzieliśmy, iż co by się nie działo, oni nas kochają. Mogliśmy wyrażać siebie i wiedzieliśmy, iż to się spotyka z ich aprobatą.
Za to w szkole podstawowej zabrakło mi mądrego przewodnika-nauczyciela, który by mnie wzmocnił, dodał odwagi. Uważam, iż każde dziecko ma potencjał i zadaniem nauczyciela jest spojrzeć indywidualnie na ucznia. Pokazać mu jego zdolności, a jednocześnie ograniczenia, które go zatrzymują w rozwoju. Dopiero w liceum spotkałam na swojej drodze nauczycielkę, która dostrzegła we mnie potencjał i powiedziała: „idź do przodu!”. Nauczycielka WOS‑u Kamila Melkowska-Lemke zaraziła mnie fascynacją prawami człowieka. Powiedziała, żebym startowała w olimpiadzie z tej tematyki. Ucząc się do olimpiady, zrozumiałam, iż prawniczka może pomagać innym. Kamila Melkowska-Lemke zmieniła bieg mojego życia, to mój ogromny autorytet. Do dziś czuję wzruszenie, gdy o niej mówię.
Ale gdy byłam dziewczynką, największymi autorytetami byli dla mnie rodzice. Nie ktoś ze szkoły albo bohaterki i bohaterowie książek czy filmów.
Pochodzę z domu, w którym to mama chodziła do pracy, a tata opiekował się nami. Wychowywałam się więc w modelu rodziny bardzo nietypowym jak na tamte czasy.
Mama była istotną postacią. Jako dietetyczka i nauczycielka, której bardzo zależało na przekazywaniu wiedzy, pokazała mi, iż kobieta może łączyć życie rodzinne z pracą zawodową i być w tej pracy bardzo dobra. Kiedy mama była w pracy, to czas spędzałam z tatą oraz bratem. Doświadczyłam od nich męskiej czułej energii. Miałam przy sobie mężczyznę, mojego ojca, który dawał mi poczucie bezpieczeństwa, ale jednocześnie pozwalał trochę przekraczać granice, eksperymentować, zawsze spokojny i opanowany.
Bardzo ważne było też obserwowanie moich rodziców jako pary, tego, jak się wspierają. Na tych doświadczeniach zbudowałam moją życiową bazę do wchodzenia w związki. Z moim mężem też tworzymy związek, wnosząc do niego równe prawa i obowiązki.
Dzięki bratu z kolei nie doświadczyłam trudności w świecie chłopców. Wchodziłam do niego równie naturalnie jak do świata dziewczynek. Zanim poszłam do szkoły, to chłopcy byli moim głównym towarzystwem, bo w dziesięciopiętrowym bloku w Grudziądzu, gdzie mieszkaliśmy, była tylko jedna dziewczynka w moim wieku. I chmara chłopaków. Cieszyłam się respektem na podwórku jako siostra Michała, który świetnie grał w piłkę nożną. Sama też w nią grałam i bawiłam się w różne zabawy z chłopakami. Aktywność, ruch, sport to był mój żywioł: rower, tenis, bardzo dobrze też pływałam. Uważam to doświadczenie podwórkowego dzieciństwa za wspaniałe, czułam się w tym świecie bezpiecznie. Do dziś mam z podwórka przyjaciółkę Karolinę, dziewczynkę z sąsiedniego bloku.
Kiedy zaczęłam chodzić do szkoły podstawowej i znalazłam się w ściśle dziewczyńskim świecie, nowym dla mnie, od razu dostrzegłam, iż jest bardzo emocjonalny, skupiony na przeżywaniu relacji, uczuć i tego, iż coś się wydarzyło. Świat męski był w moim odczuciu łatwiejszy, bardziej skoncentrowany na działaniu.
W prenumeracie oszczędzasz 25%.
Podaruj dziewczynce prezent na cały rok!
W prenumeracie oszczędzasz 25%.
Podaruj dziewczynce prezent na cały rok!
Sama o sobie myślałam, iż jestem ładną dziewczynką. Miałam gęste blond włosy z grzywką, jeszcze jaśniejsze latem, gdy dużo czasu spędzałam na podwórku. Ale potem przyszedł moment, który to postrzeganie zmienił na długi czas. W podstawówce podczas badań przesiewowych okazało się, iż mam wadę wzroku i muszę nosić okulary. Bardzo tego nie chciałam. Okulary nie były modne jak dziś. Dostałam karteczkę do rodziców, iż muszą mi je zrobić, ale schowałam ją za regał z książkami. Naturalnie gwałtownie się wydało i dostałam te okulary. Pamiętam do dziś, jak zmalało mi poczucie własnej wartości. Gdy w liceum soczewki kontaktowe stały się dostępne również w Grudziądzu i zaczęłam je nosić, spojrzałam na siebie w lustrze i poczułam się jak dawniej.
Już jako dziewczynka miałam umiejętność nawiązywania kontaktu z innymi, słyszenia drugiego człowieka, bycia z nim w relacji. A także silną potrzebę przynależności do szerszej społeczności i poczucia, iż mam moc zmieniania świata. Bardzo mi zależało, żeby otoczenie reagowało na różne trudności i niesprawiedliwości.
Skąd moje zainteresowania społeczne? Z domu. Moi rodzice zawsze zwracali uwagę na dobrostan innych. Pamiętam na przykład, kiedy po klatkach naszego bloku chodziły osoby w kryzysie bezdomności, prosząc o jedzenie. Mój tata zawsze otwierał drzwi i coś im dawał. Pewnego razu znaleźliśmy dużą paczkę jedzenia, którą te osoby zostawiły na klatce schodowej. Pamiętam słowa, które tata wówczas powiedział: „to nie znaczy, iż nie mamy pomagać”.
Ale było jeszcze coś. Gdy chodziłam do gimnazjum, cała Polska oglądała Rozmowy w toku Ewy Drzyzgi. Ona pierwsza zaczęła mówić publicznie o stosowaniu przemocy wobec dzieci, wykorzystywaniu seksualnym w rodzinie, zapraszała do programu osoby skrzywdzone. Pamiętam, jaki dla mnie to był szok. Ja mam dobre dzieciństwo i wspierających rodziców, ale w moim otoczeniu może być jakieś dziecko, które tego nie ma. Bardzo mi się podobało, iż Ewa Drzyzga mówiła o trudnych tematach, a jednocześnie podkreślała, iż w każdej beznadziei jest nadzieja. Dało mi to zastrzyk optymizmu, iż świat można zmienić. W jej programach pojawiały się osoby z Fundacji Dzieci Niczyje. Kiedyś powiedziałam mamie, iż to organizacja, w której chciałabym pracować. Potem o tym zapomniałam, ale… Poszłam na staż do fundacji na pierwszym roku studiów i pracowałam w niej 11 lat.
Czy pielęgnuję w sobie dziewczynkę? O, tak! Ona jest fundamentem mojego bycia, integralną częścią mnie. Bardzo ją lubię i doceniam jako dorosła kobieta, potrafię ją tulić. Czasami jej bunt wykorzystuję w pracy, w sprawach, które prowadzę. Gdy słyszę o dzieciach bitych, wykorzystywanych, mówię: ja się na to nie zgadzam, trzeba zmienić świat i złość tej dziewczynki daje mi siłę.
Zresztą mam dziewczęce podejście do życia, pełne wiary w to, iż niemożliwe nie istnieje, cały świat stoi otworem i możemy dużo w nim zrobić. A poza tym cały czas mam swoją dziewczęcą grzywkę.
Monika Horna-Cieślak (ur. 1989) — prawniczka, działaczka społeczna, od 2023 roku Rzeczniczka Praw Dziecka
Podobał Ci się ten artykuł
i chcesz więcej wartościowych treści?
Podobał Ci się ten artykuł
i chcesz więcej wartościowych treści?