Ona w moim miejscu

newsempire24.com 2 tygodni temu

— Nie chcę do taty… Ciocia Kasia powiedziała, iż tata już mnie nie kocha — Mikołaj objął kolana i ukrył w nich twarz, siedząc na łóżku.

Julia zastygła w bezruchu. Wszystko wyglądało jak zwykle: rozrzucona piżama z samochodami, plecak z zabawkami w kącie, kurtka na krześle. Tak swojsko, tak bezpiecznie. Tylko syn nie biegał po domu jak szalony, ale skulił się w kącie.

Dziś miał jechać do ojca, ale prosił, by zostać w domu. Ostatnio te wizyty nie cieszyły go tak jak kiedyś. Julia próbowała go przekonać, ale nagle chłopiec wyznał, iż Kasia, nowa partnerka Jacka, go krzywdzi.

— Mikołaj… — kobieta delikatnie usiadła obok. — Powiedz mi, co się stało?

Milczał. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na nią z dołu. Nie wyglądał jak pięciolatek. W jego oczach była taka zmęczona smutkiem powaga, jakby był dorosłym, którego nikt nie słucha.

— Bawiłem się tylko… Ona się wściekła, bo zabawka była głośna. Ten robot, pamiętasz? Zabrała mi go i powiedziała, iż niedługo będą mieli swoje dziecko i tata o mnie zapomni. Że jestem… niepotrzebny. A jak komuś powiem — głośno westchnął — to nikt nie uwierzy, bo ciocia Kasia powie, iż kłamię. A ona jest dorosła. Jej uwierzą.

Mówił wolno, urywanym głosem, ledwo powstrzymując łzy. W Julii zawrzała mieszanka złości, strachu i poczucia winy, iż na to pozwoliła. W gardle stanął jej gorący kluch. Mikołaj odwrócił się i zaczął dziubać w prześcieradło paznokciem. Julia sięgnęła po jego dłoń.

— Wierzę ci. Wiesz dlaczego? Bo ty nigdy nie kłamiesz. No, chyba iż o schowane cukierki.

Chłopiec prychnął, ale się nie uśmiechnął.

— Tata wybrał ją zamiast mnie…
— Tata po prostu jeszcze nie wie, jak jest naprawdę — odparła Julia, starając się brzmieć pewnie. — Ale zrozumie. Na pewno.

Gdy ułożyła syna do snu, postanowiła napić się herbaty. W ciszy przyszło jej na myśl, jak poznała Kasię. jeżeli to w ogóle można nazwać poznaniem.

Rok temu dostała wiadomość od anonima: *„Dzień dobry! Nie będę się przedstawiać, ale wiedz, iż życzę dobrze. jeżeli chcesz wiedzieć, gdzie twój mąż spędza wieczory, przyjdź w poniedziałek o 19:00 do restauracji przy ul. Krupniczej 8. Stolik przy oknie.”*

Wtedy Julia zastanawiała się, kto kryje się za maską „życzliwego”. Teraz wiedziała: to była Kasia. Życzliwa z domieszką jadu.

Tamtego wieczoru zobaczyła wszystko: Jacka naprzeciwko Kasi, ich splątane dłonie na stole, pocałunek w policzek. Potem on mamrotał coś o spotkaniu służbowym, o przyjaciółce, na końcu — iż „to nic poważnego”. Ale Julia nie zamierzała wybaczać zdrady.

Rozstali się. Ale Mikołaj pozostał. Tak jak Kasia, która niedługo została żoną Jacka.

Jej wizerunek był nienaganny: uprzejmość, przesłodka dobroć, talent do dzieci. Wszystko w jednym. choćby dawała Mikołajowi prezenty — puzzle, zestawy z dinozaurami, raz wielkiego pluszowego żółwia.

Ale te podarunki nie były dla chłopca, tylko dla Jacka. Kasia nie walczyła o miłość dziecka, ale o uwagę mężczyzny. Jej czułość była narzędziem, uśmiech — przynętą. A gdy jej cierpliwość się skończyła i pojawiła się perspektywa własnego dziecka, Kasia pokazała prawdziwą twarz.

Pomyliła się w jednym: Julia mogła oddać mężczyznę. Ale nie uczucia syna.

Na lodówce wisiała lista zakupów, ale Julia miała dziś ważniejsze zadanie. Musiała porozmawiać z Jackiem.
Długo wpatrywała się w ekran, zanim nacisnęła „połączenie”. Dzwonek wydawał się dłuższy niż zwykle. Gdy były mąż odezwał się, w głosie miał nutę irytacji. Późna pora.

— Coś pilnego?
— Pilne. Musimy porozmawiać. O Mikołaju.

Od razu się spiął. Czuła to choćby przez telefon.

— Co z nim? Zachorował?
— Nie. Nie chce już do was przyjeżdżać. Mówi, iż Kasia go obraża. Że go nie kochasz. Że będziesz miał inne dziecko i o nim zapomnisz.

Z drugiej strony zapadła cisza. W końcu Jacek wybuchnął, z pretensją, jakby to on został oskarżony o tę podłość.

— Julia, dość już! Serio wierzysz w te bzdury? Znowu zaczynasz! Znów wpychasz się w moje życie i w relację z Kasią przez dziecko!
— Nie zaczynam. Jestem jego matką. Słucham go. A ty, widzę, nie — odparła twardo. — Bał ci się powiedzieć. I chyba słusznie.
— Wykorzystujesz go! — rzucił. — Chcesz, żeby przestał się z nami widywać. Żebym czuł winę i biegał za tobą. To obrzydliwe, Julia. Po prostu obrzydliwe.

Nie odpowiedziała od razu, bo bała się, iż rozmowa zamieni się w kłótnię. Trudno było powstrzymać gniew. W skroniach pulsowało.
Oto Jacek. Nie najgorszy ojciec, ale wiecznie z tym młodzieńczym przekonaniem, iż świat jest przeciw niemu. Bywał czuły dla syna, tak. Ale gdy chodziło o Kasię, jego rozum odpływał.

— Mówię o synu. O tym, iż go krzywdzą. A ty słyszysz tylko siebie. Kasia wmawia mu, iż jest nikomu niepotrzebny. To według ciebie normalne?
— Ona by tak nie powiedziała. Nigdy. Ona… stara się. Po prostu jej nienawidzisz. Żal ci, iż odszedłem. Więc wymyślasz, jak się zemścić.
— Zemścić? — powtórzyła Julia. — Przy tobie jest słodka, ale kiedy zostajemy same… Słyszałeś ją kiedykolwiek, jak mówi do mnie bez świadków?

Nie słyszał. Oczywiście. choćby gdyby Kasia robiła to przy nim, znalazłby usprawiedliwienie.

— Wśród ludzi — cicha, skromna, uśmiechnięta. Ale gdy jesteśmy same, zmienia się. „Wybrał mnie”. „Nie potrafiłaś go zatrzymać”. „Rozwódka z bagażem”. Słyszałam to. Wielokrotnie.
— Nie wierzę. Kasia taka nie jest.
— Jest, Jacek. Po prostu nie chcesz tego widzieć. Ja widzę. I gdyby chodziło tylko o mnie… Ale syna jej nie wybaczę.

Przypomniała sobie ich przypadkowe spotkanie w galerii, gdy natknęły się w przebieralni. Jacka nie było. KJulia spojrzała na Mikołaja, który teraz bawił się z kolegami w przedszkolnym ogródku, i zrozumiała, iż czasem największą siłą jest cisza, która przemawia głośniej niż tysiąc słów, i iż miłość do dziecka zawsze znajdzie drogę, choćby przez najgęstsze cienie niewiary.

Idź do oryginalnego materiału