— Nie chcę jechać do taty… Ciocia Kasia powiedziała, iż tata już mnie nie kocha — Mikołaj objął kolana i wtulił w nie twarz, siedząc na łóżku.
Kasia zamarła. Wydawało się, iż wszystko wygląda normalnie. Pognieciona piżama z samochodami, plecak z zabawkami w kącie, kurtka na krześle. Wszystko takie domowe i przytulne. Tylko iż syn nie biegał po domu jak nakręcony, tylko skulił się w kącie.
Dziś miał jechać do ojca, ale nagle zaczął prosić, żeby zostać w domu. Gdy się zastanowiła, od jakiegoś czasu wyjazdy te nie budziły w nim już takiej radości. Próbowała go przekonać, ale w pewnym momencie chłopiec wyrzucił nowinę: Kasia, nowa partnerka Tomka, go krzywdzi.
— Mikołaj… — kobieta delikatnie usiadła obok. — Opowiesz mi, co się stało?
Milczał. W końcu podniósł głowę i spojrzał na nią znad kolan. Nie wyglądał jak pięcioletnie dziecko. W jego oczach była taka zmęczona smutek, jakby był dorosłym, którego nikt nie słucha.
— Ja tylko się bawiłem… Ona się wściekła, bo zabawka była głośna. Ten robot, pamiętasz? Zabrała mi go i powiedziała, iż niedługo będą mieli inne dziecko, a tato o mnie zapomni. I iż jestem… niepotrzebny. A jak komuś powiem — głęboko westchnął — to wszyscy pomyślą, iż kłamię. Bo ciocia Kasia powie, iż to nieprawda. A ona jest dorosła. Jej uwierzą.
Mówił wolno, urywanie, prawie płacząc. W Kasi w jednej chwili zagotowała się mieszanka złości, strachu i winy, iż do tego dopuściła. Serce ściskał słodkawy niepokój, przez który w gardle stanął jej gul.
Mikołaj odwrócił się i zaczął drapać paznokciem prześcieradło. Kasia wzięła jego dłoń.
— Wierzę ci. Wiesz dlaczego? Bo nigdy nie kłamiesz. No, chyba iż jak znajdujesz schowki z cukierkami.
Chłopiec prychnął, ale się nie uśmiechnął.
— Tata wybrał ją zamiast mnie…
— Tata po prostu jeszcze nie zna całej prawdy — powiedziała Kasia, starając się brzmieć pewnie. — Ale zrozumie. Na pewno.
Gdy położyła syna spać, postanowiła napić się herbaty. Siedząc w ciszy, nagle przypomniała sobie, jak poznała Kasię. jeżeli to w ogóle można było nazwać poznaniem.
Rok temu dostała wiadomość z anonimowego konta: „Dzień dobry! Nie będę się przedstawiać, ale wiedz, iż życzę ci dobrze. jeżeli chcesz wiedzieć, gdzie twój mąż spędza wieczory, przyjdź w poniedziałek o dziewiętnastej do restauracji na Wolskiej 8. Stolik przy oknie.”
Wtedy jeszcze się zastanawiała, kto kryje się za tą „życzliwą” maską. Teraz wiedziała: to była Kasia. Życzliwość z posmakiem.
Tamtego wieczoru zobaczyła wszystko. Tomek siedzący naprzeciw Kasi. Ich dłonie na stole. Splecione palce. Pocałunek w policzek. Potem bełkotał coś o spotkaniu służbowym, o koleżance, na końcu — iż „to nic poważnego”.
Ale Kasia nie była gotowa wybaczyć zdrady.
Rozstali się. Ale Mikołaj został. Tak jak Kasia, która niedługo została żoną Tomka.
Jej wizerunek był idealny: uprzejmość, słodycz aż do mdłości, umiejętność obcowania z dziećmi. Wszystko w jednym. choćby dawała Mikołajowi prezenty: puzzle, zestawy z dinozaurami, raz — wielkiego pluszowego żółwia.
Ale te podarki nie były dla dziecka, tylko dla Tomka. Kasia nie walczyła o miłość chłopca, tylko o uwagę dorosłego mężczyzny. Jej czułość była narzędziem, uśmiech — przynętą. A teraz, gdy termin przydatności jej cierpliwości się skończył, a na horyzoncie pojawiła się perspektywa własnego dziecka, Kasia zmieniła ton.
Popełniła jeden błąd: Kasia mogła oddać mężczyznę. Ale nie uczucia syna.
Na lodówce wisiała lista spraw na jutro, ale ją to nie obchodziło. Miała jeszcze jedno zadanie na dziś. Ważne. Porozmawiać z Tomkiem.
Długo patrzyła na ekran, zanim nacisnęła przycisk wybierania. Sygnał wydawał się dłuższy niż zwykle. Gdy były mąż odebrał, w jego głosie było lekkie rozdrażnienie. Było późno.
— Coś pilnego?
— Pilne. Musimy porozmawiać. O Mikołaju.
Zakręcił się. Czuła to choćby przez telefon.
— Co z nim? Zachorował?
— Nie. Nie chce już do was przyjeżdżać. Powiedział, iż Ksia mówi mu brzydkie rzeczy. Że ty go już nie kochasz. Że będziesz miał inne dziecko, a o nim zapomnieć.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Potem Tomek zaczął mówić ostro, z jakąś urazą, jakby to jego właśnie oskarżano o ten ohydny czyn.
— Kasia, dość już! Naprawdę myślisz, iż uwierzę w te brednie? Znowu zaczynasz. Znowu próbujesz wleźć w moje życie i w relację z Kasią przez dziecko!
— Nie zaczynam. Jestem jego matką. I słucham go. A ty, jak widać, nie — odpowiedziała twardo Kasia. — Bał ci się o tym powiedzieć. I chyba słusznie.
— Po prostu wykorzystujesz dziecko! — wybuchnął. — Chcesz, żeby przestał się z nami widywać. Żebym czuł winę i biegał za tobą. To jest chore, Kasia. Po prostu chore.
Nie mogła od razu odpowiedzieć, bo bała się, iż rozmowa przerodzi się w kłótnię. A powstrzymanie gniewu było trudne. W skroniach pulsowało.
Oto Tomek. Nie najgorszy ojciec, ale ciągle z tymi młodzieńczymi przekonaniami: wszyscy to wrogowie, wszyscy przeciw niemu. Potrafił być czuły wobec syna, tak. Ale gdy tylko pojawiała się Kasia, jego mózg się wyłączał.
— Mówię ci o synu. O tym, iż ktoś go krzywdzi. A ty słyszysz tylko siebie. Kasia mu wmawia, iż jest ci niepotrzebny. Że jest zbędny. To dla ciebie w porządku?
— Ona by tak nie powiedziała. Nigdy. Ona… Ona się stara. Po prostu jej nienawidzisz. Żal ci, iż odszedłem. Więc wymyśliłaś, jak się odegrać.
— Odegrać? — powtórzyła Kasia. — Przy tobie się uśmiecha, a potem… Słyszałeś w ogóle, jak mówi do mnie, gdy jesteśmy same?
Nie słyszał. Oczywiście, iż nie. Gdyby choćby Kasia robiła to przy nim, i tak by znalazł usprawiedliwienie.
— Wśród ludzi — cukrowNagle Tomek uśmiechnął się szeroko do syna, wziął go za rękę i powiedział: „Chcesz dziś spać u mnie? Tylko my dwaj, bez nikogo więcej”.