On uciekł, zostawiając mi córkę, a ja znalazłam w tym największy skarb.

newsempire24.com 2 tygodni temu

On uciekł do Niemiec, pozostawiając mi swoją córkę, ale w tym właśnie znalazłam największy skarb.

Życie czasami zaskakuje nas nagłymi zwrotami, które najpierw zamrażają serce, a potem uświadamiasz sobie, iż to było właśnie twoim ratunkiem. To właśnie z bólu rodzi się miłość silniejsza niż więzy krwi. Ta historia nie jest o zdradzie, choć od niej się zaczyna. Opowiada o tym, jak z rozbitego można złożyć coś całego.

Mam na imię Krystyna, pochodzę z Lublina. Mam teraz 53 lata. Kiedy to wszystko się zaczynało, miałam 33 — byłam rozwódką z dwiema córkami, zanurzoną w codziennych troskach, ale z nadzieją, iż życie wciąż może przynieść coś dobrego.

I wtedy na mojej drodze pojawił się Wojciech. Wdowiec. Jego żona zmarła, zostawiając mu małą córeczkę — Anię. Dziewczynka była jak anioł z obrazka: kręcone jasne włosy, wielkie niebieskie oczy, smutne i pełne uwagi. Wojciech był cichy, powściągliwy, ale wydawał się być przyzwoitym człowiekiem. Widziałam w nim nie tylko mężczyznę, ale również osobę potrzebującą wsparcia.

Zaczęliśmy żyć razem. Otworzyłam mu drzwi mojego domu i serca. Moje córki przyjęły Anię jak swoją własną siostrę. Wojciech nie pił, nie krzyczał, nie robił scen, nie dzielił dzieci na “swoje” i “obce”. Myślałam, iż wszystko będzie dobrze. Może nie od razu, ale z czasem staniemy się prawdziwą rodziną.

Wojciechowi nie wiodło się z pracą. Jeden miesiąc przynosił mało, drugi — prawie nic. Ale mieliśmy dom, a moja pensja jakoś pokrywała wydatki, i trzymaliśmy się razem. Starałam się wierzyć w lepsze jutro.

A potem powiedział, iż zamierza wyjechać do Niemiec. Podobno miał tam przyjaciela, który obiecał mu pracę. Wojciech chciał pojechać, zarobić pieniądze, a potem nas wszystkich zabrać. Wahałam się, próbowałam go odwieść od tego pomysłu, ale on był pełen entuzjazmu. I ustąpiłam.

On wyjechał, a Ania została ze mną. W pierwszych tygodniach dzwonił dwa razy — z różnych numerów, z różnych miast. A potem — cisza. Jego numer stał się niedostępny, tak zwany przyjaciel nie odpowiadał.

I tak po prostu i cynicznie — Wojciech pozostawił mi swoją córkę. Jakby w testamencie. Jak tymczasowy ciężar. Wyjechał budować swoje nowe życie, zapominając o tym, kogo nazywał rodziną.

Ale wiecie co? Nie jestem zła. Bo to dzięki temu zyskałam Anię — najbardziej niezwykłą dziewczynkę, która stała się nie tylko częścią mojego życia, ale jego sercem.

Ania tęskniła za ojcem, zwłaszcza w pierwszych miesiącach. Ale widziała, iż moje dzieci także dorastały bez ojca, i wydaje mi się, iż to pomogło jej szybciej zaakceptować to, co się stało. Stałyśmy się małą kobiecą drużyną. Cztery kobiety, które przetrwają, śmieją się, płaczą, pracują i marzą — razem.

Kontynuowałam swoją pracę jak wcześniej. Starsza córka zaczęła dorabiać już w szkole. Młodsza poszła w jej ślady. A Ania — nasza najmłodsza, nasz słoneczny promyk — pomagała mi w domu, uczyła się, była zawsze obok. Trzymałyśmy się razem.

Minęły lata. Moja najstarsza wyjechała do Włoch, wyszła tam za mąż i urodziła dziecko. Młodsza przeniosła się z ukochanym do Sopotu. A Ania została ze mną.

Teraz ma 27 lat. Jest piękna, mądra, zdeterminowana. Wie, czego chce i z uporem oraz dobrocią dąży do celu. Nie idzie po trupach, ale zawsze osiąga swoje cele. Jestem z niej dumna.

Niedawno zażartowałam:
— Wiesz, Aniu, nie jestem choćby zła na twojego ojca.
A ona odpowiedziała:
— A powinnaś, mamo.

Uśmiechnęłam się:
— Nie, nie powinnam. Bo zostawił mi ciebie. I to najlepsze, co mógł zrobić w swoim życiu.

Ania często mi mówi, iż zasługuję na miłość. Że powinnam jeszcze raz spróbować. Żartuje:
— Mamo, znajdź sobie wreszcie porządnego mężczyznę, ja też go pokocham. Ważne, żebyś była szczęśliwa.

Patrzę na nią i rozumiem: już jestem szczęśliwa. Bo chociaż mężczyźni w moim życiu przynosili tylko ból, ich córki podarowały mi światło.

I gdyby ktoś mnie zapytał, czy powtórzyłabym to wszystko jeszcze raz, wiedząc, czym się skończy — odpowiedziałabym: tak. Tak, tysiąc razy tak. Bo los nie zawsze przynosi nam szczęście w pięknym opakowaniu. Czasami przychodzi w postaci dziewczynki z zapłakanymi oczami, pozostawionej na progu twojej duszy. A jeżeli otworzysz serce, stanie się dla ciebie rodziną.

Ania nie jest moją córką z krwi. Ale jest moją córką z miłości. A to, uwierzcie, jest znacznie więcej.

Idź do oryginalnego materiału