On przyszedł, aby zostać

polregion.pl 7 godzin temu

Dziś czuję, iż warto zapisać te chwile, bo może kiedyś przeczytam to i zrozumiem, jak wiele wtedy ważyło.

Marek Kowalski po raz pierwszy od bardzo dawna szedł w gości. Do kobiety, która coraz częściej zaprzątała jego myśli. A przecież kiedyś przysiągł sobie: żadnych więcej rodzin. Żadnej miłości, żadnych małżeństw, żadnego bólu.

Po rozwodzie z żoną życie potoczyło się w dół. Zabrała ich trzyletniego syna i wyjechała do innego miasta. Marek próbował walczyć. Nie wierzył, gdy szeptano mu o jej zdradach. Aż wreszcie sam usłyszał od niej, patrząc jej w oczy, iż odchodzi do innego – „miłość, uczucia, których z tobą nigdy nie doświadczyłam”…

Marek nie prosił, by została. Ale bez syna nie wyobrażał sobie życia. Wychowywał chłopca od urodzenia – wstawał w nocy, karmił butelką, prał pieluchy, uczył chodzić. Byli nierozłączni. A teraz – po prostu go wykasowano. Syna wywieziono tysiąc kilometrów. Gdy Marek, nie wytrzymując, przyjechał tam, chłopiec, nie patrząc na prezenty, po prostu wdrapał mu się na kolana, ścisnął dłoń i milczał. Gdy ojciec zbierał się do wyjścia, malec ubrał się i stanął przy drzwiach:

— Chcę do taty. Pójdę z tatą.

Zatrzymali go. Marka wyrzucili za próg. A dziecięcy głos jeszcze długo słychać było z klatki schodowej: „Chcę do taty!”

Koniec. Zakaz spotkań. Tylko rzadkie telefony, tylko przelewy i paczki. Stał się dla syna kimś w rodzaju ducha. Gdzieś jest, ale jakby go nie było…

Marek zamknął się w sobie. Kobiety się zdarzały, ale gdy tylko rozmowa schodziła na coś poważnego – znikał. Bał się. Nie o siebie. O tego chłopca, którego mu odebrano.

A potem zobaczył Kingę. Na prezentacji. Skromna czarna sukienka, miedziane włosy, poważne spojrzenie. Jakby się obudził. Zebrał o niej wszystko: niezamężna, ma syna, trzy lata, mieszka z mamą, nie umawia się z mężczyznami. Piękna, mądra, zasadnicza.

Zaczął szukać pretekstów do spotkań. „Przypadkiem” pojawiał się pod biurem, koło sklepu. Kinga nie odtrącała, ale trzymała dystans. Relacja rozwijała się powoli. I oto – zaprosiła go do domu. Poznać syna i mamę. To był znak.

Marek starannie się przygotował: płaszcz, szalik, perfumy, prezent – duży zestaw klocków. Denerwował się: czy chłopiec go zaakceptuje? Czy uda się nawiązać porozumienie?

Zadzwonił do drzwi.

— Kto tam? — rozległ się dziecięcy głos.

— Marek Kowalski — odpowiedział.

Drzwi się otworzyły. W progu stał poważny chłopiec w białej koszuli i muszce.

— Dzień dobry. Proszę wejść! Mama zaraz wróci ze sklepu. Kazała mi pana przywitać. Tylko cicho, proszę – babcia śpi. Boli ją głowa. Proszę wejść! Tylko… proszę zdjąć spodnie.

— Przepraszam?.. — Marek osłupiał.

— No, pan przecież z ulicy! Mama mówi, iż w spodniach z ulicy są zarazki. Potem wszyscy zachorujemy. Trzeba zdjąć od razu, w przedpokoju. U nas ciepło – pan nie zmarznie.

Chłopiec był całkowicie poważny. Ewidentnie powtarzał słowa dorosłych. Marek się zawahał.

— Mogę nie zdejmować? One nowe, czyste. Nie bawiłem się w nich autkami. Chcesz – szczotką wyczyszczę. Mam na imię Marek, a ty?

— Kacper. Na pamiątkę dziadka. Bardzo mi miło. No dobrze, niech pan wejdzie w spodniach, ale mama będzie się złościć. Proszę kapcie. Koniecznie trzeba założyć!

— Koniecznie. Podłoga to ważna sprawa.

— Mama kupiła je specjalnie dla pana. A ja nie mogę chodzić w butach. Tylko jeżeli bardzo pilnie, wtedy – wzdłuż ściany i skokiem przez dywan. U nas w domu jest czysto nie dlatego, iż ktoś sprząta, tylko dlatego, iż n— **”To prawda, ale czasem trzeba trochę nabrudzić, żeby stworzyć coś nowego”** — odpowiedział Marek, pat— **”To prawda, ale czasem trzeba trochę nabrudzić, żeby stworzyć coś nowego”** — odpowiedział Marek, patrząc, jak Kacper zawzięcie układa klocki, a przez uchylone drzwi kuchni przebija się zapach bigosu i ciepły głos Kingi, która w końcu pozwoliła sobie uwierzyć, iż szczęście to nie tylko porządek, ale też ten dobry, życiowy bałagan.

Idź do oryginalnego materiału