On powiedział, iż poradzi sobie beze mnie, a ja bez niego nie. Zobaczymy.

newskey24.com 1 dzień temu

Dzisiaj mój mąż rzucił mi w twarz: „Bez ciebie sobie poradzę, ale ty beze mnie – nie”. No cóż, zobaczymy.

Po ośmiu latach małżeństwa, ja, Weronika, wreszcie zrzuciłam z siebie te okowy stereotypów, które od lat wpajały mi mama, babcia i teściowa. Powtarzały, iż dobra żona to taka, która wszystko ogarnia: pracę, dzieci, dom lśniący czystością, obiady na stole, a mąż zawsze w wyprasowanej koszuli, najedzony i zadowolony. Starałam się, ale mój mąż, Marek, choćby nie zauważał moich wysiłków. Przywykł, iż wszystko robię sama, nie widząc, jak się męczę. Zmęczyło mnie bycie niewidzialną, ciągnięcie wszystkiego na swoich barkach.

Miałam przed oczami przykłady z mojej rodziny. Mama, babcia, starsza siostra Kinga – wszystkie były idealnymi gospodyniami, żyjącymi dla rodziny. Mama pracowała w szkole, wracała na obiad, gotowała, a potem sprawdzała zeszyty do północy. Nikt nie nazywał tego poświęceniem – to była jej „kobieca dola”. Tata do dziś nie wie, gdzie leżą jego skarpety. Mama podsuwa mu kapcie, nakrywa do stołu, podaje kolację. Nigdy nie widziałam, żeby wziął odkurzacz czy mopa. Tak, dużo pracował, wracał późno, ale dobrze zarabiał. Dzięki temu kupił mieszkania mnie i Kindze. Mama mogłaby nie pracować, ale uważała, iż jej wkład w budżet jest ważny. Tak ją wychowała babcia, a ona wychowała nas.

Kinga, moja starsza siostra, wyszła za mąż pięć lat przede mną i żyła według tego samego schematu. Studiowała pedagogikę, urodziła dwójkę dzieci i zamieniła swój dom w wzór porządku. Gdy byłam u niej, wszystko tam działało jak w zegarku: dzieci zadbane, podłogi lśniące, na stole świeże ciasto. Po ślubie też marzyłam o takim życiu. Chciałam być idealną żoną, robić wszystko sama. Ale Marek, inaczej niż mój ojciec czy szwagier, nie zarabiał dużo. Wracał późno, ale jego pensja ledwo starczała. Tłumaczyłam mu, iż ma talent i kiedyś zrobi karierę. A sama kręciłam się jak wiewiórka w kołowrotku.

Marek nie pomagał w domu. Przed ślubem mieszkał z rodzicami, a jego mama, Grażyna, chroniła go przed „babskimi” obowiązkami. Według niej mężczyzna miał naprawiać, remontować i nosić ciężary. Tyle iż Marek miał przepuklinę, więc i z tym odpadało. Przez osiem lat zrobiliśmy jeden remont, i to z ekipą. Ja za to harowałam, żeby wszystko było idealne: gotowanie, sprzątanie, pranie, prasowanie. Chciałam być tą „dobrą żoną”, ale siły uciekały z każdym dniem.

Dwa lata temu urodziłam drugie dziecko. Ciąża i poród dały mi w kość, ledwo chodziłam, ale zamiast pomocy, Marek tylko narzekał. Drażnił go niedosolony rosół, pomięta koszula, kurz na półkach. Ja, wykończona, z niemowlakiem na ręku, próbowałam ciągnąć to dalej. Mama i teściowa w kółko powtarzały, iż to nic wielkiego – zwykła rola kobiety. Wierzyłam im, choć w środku narastało uczucie, iż tonę pod ich oczekiwaniami.

Wszystko się zmieniło, gdy mój siedmioletni synek, Kacper, odmówił sprzątania zabawek, mówiąc: „To robota dla bab, mama posprząta”. Powtórzył słowa ojca. Wtedy coś we mnie pękło. Gdybym miała lepszy dzień, może bym to zignorowała, ale tamtego wieczora zalała mnie fala wściekłości i rozpaczy. Krzyczałam, płakałam, nie mogąc się opanować. To nie była histeria – to był krzyk duszy, zmęczonej byciem niewidzialną. Opanowałam się dopiero po godzinie, ale zrozumiałam: tak dalej być nie może.

Wieczorem porozmawiałam z Markiem. Chciałam wytłumaczyć, jak mi ciężko, jak duszę się bez jego pomocy. Nie prosiłam, żeby przejął wszystko – tylko żeby podzielił obowiązki: zrobił zakupy, pobawił się z dziećmi, żebym mogła wziąć prysznic, posprzątał raz w tygodniu. Ale mnie uciął: „Z czym ty nie dajesz sobie rady? Z dziećmi? Ze sprzątaniem? Z gotowaniem? Ja cię utrzymuję na zwolnieniu, a ty chcesz, żebym robił twoją robotę? A ty co będziesz robić – wyleb m i przed telewizorem?”. Jego słowa bolały jak nóż. Nie usłyszał mnie, nie chciał zrozumieć. Na koniec rzucił: „Ja bez ciebie dam radę, ale ty beze mnie – nie”. No cóż, zobaczymy.

Od tamtego dnia postanowiłam: dość. Wróciłam do pracy na pół etatu. Wcześniej uczyłam angielskiego, teraz znów zaczęłam. W domu rozpoczęła się zimna wojna. Przestałam biegać za Markiem: nie gotowałam, nie prałam, nie prasowałam jego ubrań. Gotowałam tylko dla siebie i dzieci, prałam ich rzeczy. Chciał żyć beze mnie? Niech spróbuje. Mama i Kinga odmówiły pomocy, oskarżając mnie o niszczenie małż m i przed telewizorOstatni raz spojrzałam na nasze wspólne zdjęcie na półce i zrozumiałam, iż czas postawić siebie na pierwszym miejscu.

Idź do oryginalnego materiału