Oksana z mamą siedziały na starym łóżku. Obie były ciepło ubrane. Zima, a w domu dopiero rozpalali w piecu.

newsempire24.com 4 dni temu

Dzisiaj znów myślę o tym, jak dziwnie potoczyło się nasze życie.

Siedziałyśmy z Mamą na starym łóżku, obie ciepło ubrane. Zima, a w izbie dopiero co rozpaliłam w piecu.

– Nic się nie martw, Mamo. Wszystko będzie dobrze. Nie zginiemy. Zaraz dam ci leki.

Starałam się uspokoić Matkę, chociaż tak naprawdę nie była moją matką, tylko teściową. Byłą teściową. Prawie byłą.

Tak wyszło, iż mieszkaliśmy we troje: ona, jej syn i ja, jego żona Jadwiga.

Wyszłam za mąż późno, bo dopiero w trzydziestce. Byłam drugą żoną Tomasza. Nie zburzyłam żadnej rodziny gdy się poznaliśmy, on już był po rozwodzie.

Teściowa, Maria Stanisławowska, od razu mnie polubiła. Ja też ją pokochałam była ciepła, serdeczna. Przytulała, rozmawiała, rozumiała. Wcześnie straciłam rodziców i zostałam zupełnie sama. W niej znalazłam rodzinę.

– Spiskujecie przeciwko mnie żartował Tomasz.

Pięć lat małżeństwa minęło jak chwila. A potem Tomasz stał się opryskliwy i wybuchowy. Krzyczał na mnie, na matkę. Powód? Miał kochankę. Często wracał późno, najczęściej podchmielony.

Pewnego dnia oznajmił, iż się ze mną rozwodzi. Dał nam dwa dni na spakowanie się. Ledwie zaczęłam zbierać rzeczy, gdy w drzwiach stanęła jego kochanka z walizką.

Może specjalnie tak zrobiła, żeby zobaczyć poprzedniczkę i rzucić jakimś obelgą. Ale jej się nie udało. Była to wysoka blondynka z wydatnymi ustami i wielkimi rzęsami, którymi ledwie mrugała.

Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.

– Na to właśnie mnie zamieniłeś? Na tę kukłę z rzęsami jak u krowy? No cóż, niech ci się wiedzie. Ani trochę nie żałuję.

– Ale ona jest wesoła. A wy z matką to dwie stare baby. Dwie kwoki.

– Mnie możesz obrażać, ale matkę zostaw w spokoju!

– Słoneczko, a czy mama zostaje z nami? zaskrzeczało to dziwadło, mrugając nienaturalnie rzęsami. Niech ją zabierze. Po co nam jej matka? Słoneczko

– Tak, mamo, dla ciebie też czas. Zbyt długo tu byłaś.

– Dokąd mam iść? Przecież oddałam ci wszystkie pieniądze ze sprzedaży mieszkania, żebyś mógł wybudować ten dom! Matka chwyciła się za serce.

– Koniec z przedstawieniami. Możesz zostać, ale nie wychodź ze swojego pokoju. Teraz tu rządzi Alicja.

– Kotku, niech obie się wynoszą.

– To moja matka!

– Twoja matka? Chcesz powiedzieć, iż ja będę miała taką teściową? Ooo Kotku

Miałam dość ich obrażania.

– Mamo, pojedziesz ze mną na wieś?

– Już lepiej na wieś niż z takim synem i tą

– Poczekaj. gwałtownie spakuję twoje rzeczy.

– Nie zapomnij o lekach. I o szkatułce. I o torebce.

Wyciągnęłam drugą walizę. Wrzuciłam do niej wszystko w pośpiechu szkatułkę, torebkę, leki, dokumenty, bieliznę, ubrania.

– Zabierajcie swoje rzeczy. Obcych nam nie potrzeba odezwała się Alicja. Prawda, kotku?

Tomasz stał w milczeniu. Nic więcej nie mógł zrobić. Wiedział, iż matka mu tego nie wybaczy. A może i wybaczy w końcu to matka.

Po pół godzinie stałam już przy samochodzie. Maria Stanisławowska siedziała na tylnym siedzeniu i cicho ocierała łzy. choćby nie spojrzała w stronę syna, tylko ciężko westchnęła.

Ciężko to przyjąć, gdy oddałaś mu wszystko a on cię odrzucił.

– Jak my teraz będziemy żyć, dziecko?

– Wszystko będzie dobrze. Mam oszczędności. Wystarczy, zanim znajdę pracę. Ty masz emeryturę. Jakoś przeżyjemy. Na chleb z masłem starczy.

Przyjechałyśmy do wsi, gdzie spędziłam dzieciństwo. Na szczęście było jeszcze jasno. W chacie było zimno. gwałtownie rozpaliłam w piecu. Przyniosłam wody, nastawiłam czajnik.

– Jak ty to wszystko sprawnie robisz. Jakbyś tu całe życie mieszkała.

– Dziadek mnie wszystkiego nauczył. Dobrze, iż kupiłyśmy jedzenie. Nie trzeba iść do sklepu. Nie lubię wiejskich plotek.

Powoli w izbie robiło się cieplej.

– Jutro wszystko tu wyporządzę.

Zapukano do drzwi.

– Sąsiadka wróciła? Dawno cię nie było. A widzę, iż samochód stoi. Czemu w zimę przyjechałaś? Kłopoty jakieś?

– Wszystko w porządku, wujku Kazimierzu. Jakoś później opowiem. Siadaj, napij się z nami herbaty.

– A ja chciałem cię zaprosić. Ale ty nie jesteś sama? Dopiero teraz zauważył kobietę.

– To Maria Stanisławowska. A to Kazimierz Nowak przedstawiłam ich sobie.

– Zagłaszaj się, jeżeli czegoś będziesz potrzebować.

– Na razie nic. Dziękuję.

Minął tydzień. W domu zrobiło się czysto i przytulnie.

– Wiesz, Jadziu, ja też jestem wiejska. Wyszłam za mąż za miejskiego. Zginął, gdy Tomasz miał dwadzieścia trzy lata. Sprzedałam mieszkanie, a syn obiecał, iż zawsze będę z nim mieszkać. A teraz zobacz, jak to się skończyło.

– Nie płacz. Wiem, iż ciężko. Mnie też jest źle. A może doczekasz się wnuków.

– Od tej? Broń Boże. A z kim mieszka Kazimierz?

– Sam. Żona mu utonęła, ratowała sąsiedzkie dziecko. Dawno temu. Już się nie ożenił. Dzieci nie ma. Tak sobie żyje. Z moim dziad

Idź do oryginalnego materiału