Słuchaj, kochana, opowiem Ci, co się działo u nas w Warszawie, w domu Zofii Pawłownej. Co to? rozległ się głos teściowej, rozbrzmiewający po całej kuchni. Trzymała w rękach roztrzaskaną porcelanową filiżankę z zestawu, który dostała od zmarłego męża. Czy to Ty ją rozbiłaś?
Anna zamarła, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Oczywiście to nie była ona. Pewnie mała Martusia, pięcioletnia wnuczka Zofii, bawiąca się rano w kuchni. Ale przyznać prawdę oznaczało narażenie dziecka na gniew babci.
Nie wiem, Zofio Pawłowno szepnęła Anna cicho. Może przypadkiem uderzyłam, kiedy myłam naczynia.
Teściowa zaciągnęła usta, w jej oczach pojawiło się coś, co przypominało triumf.
No oczywiście! Znowu to samo. Dwadzieścia lat mieszkacie w moim domu, a szacunku ani grosza. Wiesz, ile ten zestaw dla mnie znaczył!
Mogę go skleić zaproponowała Anna. Będzie prawie niewidoczny.
Nie dotykaj! Zrobisz tylko gorzej.
Do kuchni wszedł Wiktor, mąż Anny. Zmęczony położył dłoń na czole pewnie znowu bolała go głowa po zmianie. Wiktor pracował jako kierownik ochrony w centrum handlowym, a ciągły hałas doprowadzał go do migren.
Co się stało? zapytał, patrząc na matkę i żonę.
Twój szanowny mąż rozbił mój zestaw do herbaty Zofia starannie owinęła roztrzaskaną filiżankę w ręcznik. Ten sam, co tata podarował.
Anna liczyła, iż mąż jej przyjdzie z siebie wziąć albo przynajmniej powie, iż to tylko filiżanka. Wiktor jednak westchnął:
Anno, ileż to razy? Mama tyle razy prosiła, żebyś była ostrożniejsza z jej rzeczami.
Ale ja choćby nie zaczęła Anna, ale przerwała. Kłócić się nie miało sensu.
Wiktor wziął z lodówki butelkę kefiru i poszedł do pokoju. Anna została sama z teściową, która demonstracyjnie otarła łzę.
A po co mi to wszystko jęczała Zofia Pawłowna. Całe życie dla rodziny się starałam. Dom utrzymywałam, syna wychowywałam. A teraz to
Anna milcząco wytarła ręce ręcznikiem. Chciała płakać, ale wiedziała, iż łzy tylko uszczęśliwią teściową. Po dwudziestu latach życia pod jednym dachem nauczyła się tłumić emocje. Tutaj, w domu Zofii, jej łzy nikogo nie dotykały.
Pójdę wywiesić pranie powiedziała i poszybowała na podwórko.
Wieczorem, gdy córka Oliwia wróciła z technikum, Anna siedziała na werandzie i przeglądała fasolkę. Oliwia rzuciła torbę na ławkę i usiadła obok.
Mamo, czemu taka smutna?
Nic, po prostu zmęczona odpowiedziała Anna, próbując się uśmiechnąć.
Oliwia była bystrym dzieckiem. W osiemnastu już rozumiała zawiłe relacje w rodzinie.
Znowu babcia? zapytała prosto.
Anna milczała, ale tego wystarczyło.
Mamo, ileż to wytrzymywać? Dlaczego nigdy nie stoisz za sobą? Wiesz przecież, iż Martusia bawiła się tym zestawem. Widziałam to rano.
Cisza, Anna spojrzała przerażona. Nie wywołujmy konfliktu. Martusia jest mała, niech nie słucha babcinych uwag.
A ty, co powiesz na uwagi? córka zirytowana odgarnęła długą, rudą kosmyczkę z czoła. Czasem mam wrażenie, iż jesteś tu obcą, jak służąca.
Anna zadrżała. Dziecko wypowiedziało to, o czym sama myślała latami obca. Nie swoją, mimo dwudziestu lat małżeństwa.
Nie mów bzdur powiedziała surowo. Jesteśmy rodziną. Po prostu mieszkamy w domu Zofii Pawłownej. To starsza osoba, potrzebuje uwagi i opieki.
A ty nie potrzebujesz? Oliwia wstała. Idę się przebrać.
Gdy córka odeszła, Anna odłożyła fasolkę i spojrzała na swoje dłonie, popękane od ciągłej pracy domowej. Kiedyś była pielęgniarką w powiatowym szpitalu i marzyła o studiach medycznych. Potem poznała Wiktora, zakochała się, zaszła w ciążę A po porodzie teściowa nalegała, by synowa zajmowała się domem, a nie szpitalnymi dyżurami. Syn ma dobrą pracę, po co ci ta szpitalna robota? W domu i tak pełno rzeczy do zrobienia mawiała. Wiktor się zgadzał. A potem przyszedł mały Aleksy i problem z pracą zniknął sam.
Podczas kolacji tego dnia panował cisza. Jedynie Martusia, wnuczka Zofii, i córka młodszego syna Władka, Irena, gadały bez przerwy. Władek z żoną Ireną mieszkali osobno, ale Martusię często zostawiali u babci.
I ja dzisiaj dostałam nową sukienkę od Ireny chwaliła się dziewczynka. Różowa, z koronką! Czuję się jak księżniczka!
Oczywiście, kochana uśmiechnęła się teściowa. Jesteś naszą najpiękniejszą księżniczką.
Babciu, dlaczego ciocia Anna nigdy nie nosi ładnych sukienek? Zawsze w tym samym stroju chodzi.
Anna zamarła z łyżką w ustach. W gardle zaległa kulka.
Martusiu zawołała teściowa. To nieprzyzwoite mówić.
Jednak w jej głosie nie było prawdziwej krytyki, raczej zadowolenie.
Ciocia Anna ma po prostu inne troski odparła Zofia. Nie czas na sukienki.
Mamo, jutro po zajęciach chodzę z tobą na zakupy nagle zaproponowała Oliwia. Kupimy ci nową sukienkę. Dostałam stypendium.
Anna pokręciła głową:
Nie musisz wydawać pieniędzy, mam co nosić.
Lepiej wydałabyś je na podręczniki mruknął Wiktor. Sesja już wkrótce, a ty myślisz












