Ojej, syneczku, przyjechałeś – ucieszyła się Ewa.

twojacena.pl 1 godzina temu

Ojej, synu, wróciłeś rozpromieniła się Jadwiga Kowalska, kiedy zobaczyła w progu mężczyznę z zagiętą czapką.
Mikołaj Nowak przycisnął czapkę do drzwi i rzekł: Cześć, mamo. Nie przyszedłem sam. i popchnął do przodu chudego chłopca w okularach, z plecakiem na ramionach.
O Boże, wnuczek przyniosłeś! To Jarek czy Pawełek? Nie rozpoznaję go bez okularów zachwyciła się.
Mikołaj usiadł na krześle.
Załóż, proszę. To Wasilek, mój nieślubny syn. Pamiętasz, iż z Grażyną rozstaliśmy się na rok? Wtedy spotkałem Wiktorię i tak się to zaczęło. westchnął.
Jadwiga zamachnęła ręką. Co z tego, iż rozmawiasz przy dziecku? Mało co wie o twoim burzliwym życiu. Wasilek, chodź do pokoju, obejrzyj telewizję, a my rozgryziemy sprawy z twoim ojcem.
Chłopiec milcząco wstał i poszedł w stronę pokoju. Jadwiga zapytała cicho: A Grażyna o nim wie? Ona nie lubiła żony syna, była kłótliwa i zrzędliwa.
Mikołaj drgnął. Co ty, mamo? Gdyby się dowiedziała, już dawno wyrzuciłaby mnie z domu. A ja go własnoręcznie z fundamentu budowałem.
Jadwiga westchnęła: Cóż za niepokojący człowiek jesteś. Nie mężczyzna, a frajer pod obcasem Grażyny całe życie. Jakimś cudem przygarnąłeś syna na boku, i to cudowne! Po co mi go przyniosłeś? Grażyna się dowie i nie będzie nam dobrze.
Mikołaj, nerwowo kręcąc dłonią, tłumaczył: Wiktoria, taka wężowa dziewczyna, zamierzała wyjść za mąż. Złapała nowego chłopa z południa i na miesiąc się wyjechała. Zadzwoniła do mnie, mówi: Zabierz syna, gdzie chcesz. Ja jej odpowiedziałem, iż zwariowałem, bo mam żonę, a ona nas razem wyrzuci. jeżeli nie pójdzie po dobrej drodze, pójdzie po złej. Przyniosę twojej Grażynie akt urodzenia i sam się zdecyduj, co zrobić. To koniec dla mnie. Wiktoria ledwie mnie wybaczyła, pół roku nie rozmawiała. Więc pomyślałem, niech będzie u ciebie miesiąc, a potem przyjadę i zabiorę mawiał, nie podnosząc wzroku na matkę.
Jadwiga pokręciła głową: Taki był w dzieciństwie, taki i teraz. Co nie zrobisz, pomogę. No więc, co z nim zrobić? Zostaw go. Tylko… czy naprawdę jest twoim? wahała się.
Mikołaj machnął ręką: Mój, nie wątpisz. Wiktoria też nie jest cukrem, ale babcia jest wierna.
Zamilkli. Jadwiga podskoczyła: Po co już siedzę? Dałbym mu choć coś z drogi.
Mikołaj wstał: Przepraszam, mamo, ale muszę jechać. Grażyna w domu czeka. Kłamałem, iż jadę po części zamienne do miasta. Nakarm Waselka, a ja wyjeżdżam.
Jadwiga objęła niepokojącego syna i szepnęła: Do zobaczenia, moje kochanie.
Wasilek pożerał posiłek, nie odrywając oczu od talerza.
Może jeszcze? zapytała z litością, widząc, jak gwałtownie wszystko znika.
Nie, dziękuję wstał od stołu.
Idź na zewnątrz, pobaw się, a ja przyrządzę obiad. Co masz w plecaku? dopytała.
Rzeczy mruknął.
Jadwiga skinęła: Czy będziesz sam prał, czy pomogę?
Wasilek spojrzał przerażony: Nie umiem. Mama zawsze prała.
Jadwiga podniosła lekki plecak: Idź, a ja sprawdzę i wypłuczę brudy.
Wasilek wyszedł, a ona zaczęła przeglądać proste rzeczy: dwie koszulki, spodenki i parę majtek.
kilka mruknęła, potrząsając głową. Nie włożyła choćby ciepłej koszuli. Widocznie jeszcze jakaś matka. Zanurzyła ubrania w wiadrze i ruszyła do ciasta z wiśniami.
Nagle z ulicy dobiegł krzyk. Jadwiga wybiegła, nie otrząsnąwszy rękawic od mąki.
Co się stało?
Wasilek jęczał i trzymał się za nogę: Gęś mnie ukąsiła. Ból, łzy spływają strumieniami.
Dlaczego podszedłeś do nich? Pasły się gdzieś, a ty byłeś w podwórzu zapytała, patrząc na czerwone plamki.
Chciałem je zobaczyć szlochając.
A nigdy nie widziałeś gęsi? zdziwiła się.
Widziałem, ale nie podchodziłem wyszeptał.
Dobrze, chodźmy do domu, nałóżmy maść wzięła go za rękę.
Po kolacji położyła go na kanapie i nie mogła zasnąć. Co to za życie? Nie wysłałaby swojego Krzyśka do obcej babci. Matka chyba jeszcze jakaś tajemnicza. Dziecko obok, spodnie kosztowniejsze niż reszta. Nagle usłyszała szloch. Zbliżyła się cicho: Co, synu? Nie podoba ci się u mnie? Poczekaj, miesiąc minie, mama cię zabierze.
Wasilek podniósł się i szepnął: Nie zabiorą. Słyszałem, iż babcia z wujkiem Witkiem mówią, iż kiedy przyjadą, oddadzą mnie do jakiegoś internatu. Będą przywoływać tylko na ferie. Nie chcę, w domu z mamą było dobrze. Dopóki wujek Witek nie przyjdzie. Wujek Kolka mnie nie potrzebuje, nie woła po imieniu. Babciu, jesteś dobra, ale i tak mnie nie potrzebujecie. płakał coraz głośniej.
Jadwiga poczuła ukłucie w sercu. Objęła jego chude ciałko.
Nie płacz, Waselku. Nie dam ci przykrości. Porozmawiam z twoją mamą, zamieszkasz u mnie. Mamy dobrą szkołę i nauczycieli. Będziemy szukać grzybów, jagód, dojenie krowy. Jesteś tak słaby, a od koziego mleka nabierzesz sił. Nie wierzysz? Jutro przedstawię ci Pawełka. On jest chłopcem zdrowym, pulchnym jak kolobok. Chcesz?
Wasilek objął ją za szyję: Chcę. Czy nie oszukasz?
Jadwiga delikatnie pocałowała go w czoło: Oczywiście, iż nie.
Lata minęły. Walentyna czasem przyjeżdżała, niosąc prezenty, ale zawsze pędził ją wóz wiktoriański, bo Witek wzywał. Mikołaj pojawiał się rzadko. Grażyna dowiedziała się o Waselku i obwiniała nie męża, a siebie, bo według niej własne wnuki nie są potrzebne, a wszelkie przydrożne rzeczy są w sam raz.
Jadwiga już nie przejmowała się tym. Z małego chlapca wyrosło prawdziwe mocne drzewo. Dziś, od rana, przygotowując ulubione potrawy wnuka, zaglądała co chwilę w okno. Nagle zobaczyła w progu młodego żołnierza, który cicho zawołał: Babciu, przyjechałem, gdzie jesteś?
Jadwiga wybiegła z pokoju i przytuliła go za szyję: Waselku, mój ukochany!
Czy jedziesz do matki? zapytała. On odłożył widelec, zdziwiony, i rzekł: Do której? Do tej, co raz w roku przywoziła mi drobiazgi, a potem zniknęła? Nie, nie jadę. Moja matka to ty, i tego nie zmienisz powiedział spokojnie, wracając do jedzenia.
Jadwiga potajemnie otarła łzę, jaką wleciała radość, iż ma takiego wnuka. Krwiutko jej, kochany

Idź do oryginalnego materiału