Ojciec zauważył siniak pod okiem córki i zadzwonił – życie jej męża legło w gruce.

newsempire24.com 2 tygodni temu

Ojciec zobaczył siniak pod okiem córki i zadzwonił życie jego zięcia właśnie legło w gruzach.

Marysia stała w progu, witając rodziców swoim zwykłym, przyjaznym uśmiechem. Tylko sine, lśniące podkrążone oko zdradzało temat, którego nie chciała poruszać.

Mamo, wszystko w porządku, nie przejmuj się powiedziała szybko, widząc wzrok matki.

Helena westchnęła ciężko. Twoja sprawa, córko. Musisz żyć po swojemu
Ojciec choćby nie skinął głową zięciowi. Powoli podszedł do okna i patrzył w dal, jakby nie słyszał, jak córka mamrocze coś o szafie i ciemności.

Po prostu potknęłam się wczoraj wieczorem. No daj spokój, mamo, wszystko ze mną i z Jackiem jest w porządku!

W porządku? Marysia doskonale pamiętała, co się stało. Jacek, jak zwykle wściekły, nie tylko na nią krzyczał. Gdy odważyła się powiedzieć, iż ma dość, złapał ją tak mocno za kołnierz szlafroka, iż aż poczuła ból w piersi.

Co, kurwa, nie pamiętasz, komu zawdzięczasz, iż jeszcze żyjesz?!, wrzeszczał, potrząsając nią. Zapomniałaś, jak cię ściągałem z knajp, gdy uciekałaś do tego Adama? Zapomniałaś, kto cię kochał, głupia?! Nosiłem cię na rękach!

A potem mocny cios. Jak człowiekowi. Gwiazdy zaczęły jej migać przed oczami, a potem ogarnął ją ból A Jacek wciąż krzyczał coś wulgarnego.

Tak, córko, rozumiem. Szafa ciemność mruknęła matka, choć doskonale wiedziała, co się stało.

I czuła się winna. To ona zmusiła Marysię, by wyszła za Jacka! To ona odsunęła Adama od córki, uważając go za zły wpływ.

Twoja garderoba, córko, widzę, iż ma pięści powiedziała Helena wymownie, rzucając okiem na zięcia.

Jan nigdy nie odchodził od okna. Wychodził na balkon zapalić. W przeciwieństwie do żony, nigdy nie popierał Jacka. Wydawał się przelotny. Egoistyczny i płytki. Tak, pochodził z bogatej rodziny mieszkanie, samochód, znajomości. Ale wewnątrz był zgnity.

A teraz ten gnil wyszedł na wierzch siniak pod okiem córki.

Jan mógłby złapać zięcia za klapy i przywalić mu porządnie. Ale to tylko wywołałoby awanturę. Nie chciał tego. Ledwo się powstrzymał Wyszedł na balkon.

Wiedział, iż rozwiąże to inaczej. I już wiedział jak.

Dużo rozmawiał przez telefon na tym balkonie

Tymczasem Marysia kupiła matce kawę i gadały o niczym. Po pół godzinie rodzice odeszli.

Jacek, który spodziewał się krzyków i awantury, w końcu się zrelaksował. Wrócił na kanapę, otworzył piwo i choćby się uśmiechnął. W jego głowie milczenie teściów oznaczało przyzwolenie. Rodzina to rodzina, a siniaki to życie. Nikt cię nie osądza. Spoko!

Widzisz, Maryś, mówiłem, iż wszystko się ułoży! powiedział przeciągle, zadowolony. Twoi rodzice są normalni, rozsądni. Nie jak ty Wczoraj zaczęłaś się awanturować! No to się zabawiłem, wypiłem i co z tego?

Wziął łyk piwa i sięgnął po chipsy.

Radość nie trwała długo.

Nie minęło choćby pół godziny, gdy ktoś zapukał do drzwi. Nie zadzwonił zapukał. Mocno i stanowczo. To pukanie sprawiło, iż Jacek postawił butelkę i zesztywniał.

Podszedł do drzwi, zajrzał przez wizjer i zbladł.

Adam stał w progu. Jego rival. Były chłopak Marysi. Ten sam, który prawie ją poślubił, ale pozwolił jej odejść. Przystojny, wysoki, pewny siebie. W drogiej kurtce i z tym spojrzeniem, od którego kobiety drżały, a faceci chcieli go uderzyć.

Czego chcesz? warknął Jacek, otwierając drzwi tylko na tyle, by pokazać irytację.

Odsuń się powiedział Adam spokojnie i po prostu przepchnął go ramieniem.

Jacek cofnął się jak szmaciana lalka.

Marysia wstała z kanapy, szeroko otwierając oczy.

Adam

No dobra, pakuj się powiedział krótko. jeżeli chcesz, jedziemy do mnie. jeżeli chcesz, do rodziców. Ale po co ci ten bankrut?

Kogo ty nazywasz bankrutem, debilu? wybuchnął Jacek, ale stał w kącie, jakby był do niego przyklejony.

Miał powody, by bać się Adama.

Zadzwoniłem do ciebie, Jacku uśmiechnął się Adam spokojnie. Nie chciałem się wtrącać, nie chciałem mieszkać w twoim życiu. Ale gdy ojciec Marysi normalny gość, swoją drogą zadzwonił i powiedział, iż ją bijesz No to przejąłem pałeczkę.

O czym o czym ty mówisz?! zachrypiał Jacek.

No cóż, nie wziąłem tego tak dosłownie zaśmiał się Adam. Po prostu lokal, który wynajmujesz na swój klub, należy do mojego kumpla. Bardzo dobrego kumpla. W każdym razie dostaniesz wypowiedzenie umowy. Kapujesz? Już leży w twoim biurze.

Jacek osunął się na krzesło, jakby go powaliło.

No i policzyłem zaległy czynsz za pół roku. Pamiętasz, mówili ci, iż czynsz może wzrosnąć, gdy klub zacznie zarabiać? No to wzrósł pół roku temu. A ty choćby nie przeczytałeś pisma. A ja i Michał siedzieliśmy cicho, czekając, aż dług urośnie. Plus kary, odsetki Rozumiesz? Teraz oficjalnie jesteś dłużnikiem. Dużym i nieprzyjemnym. Mam podać kwotę?

Adam pochylił się nad Jackiem:

I wiem, iż nie masz ani grosza, by to spłacić. Może mniej piłbyś z dziwkami?

Jacek opadł na krzesło jak wyciśnięta cytryna.

To to pułapka! jęknął, szeroko otwierając oczy. Ty ty podrzuciłeś te papiery!

Myśl, co chcesz wzruszył ramionami Adam. Możesz choćby iść do sądu. Ale twój prawnik, jak widzisz, już zrezygnował. Albo go zwolniłeś? Kto cię teraz obroni? Twój barman z kolczykiem w nosie?

Jacek chciał coś powiedzieć, ale tylko otworzył usta.

Marysia, chodź. Nie bierz rzeczy. Wszystko ci kupię

Idź do oryginalnego materiału