Ojciec zauważył siniak pod okiem córki i zadzwonił – życie jego zięcia legło w gruzach.

polregion.pl 3 godzin temu

Dziennik

Ojciec zobaczył siniak pod okiem swojej córki i zadzwonił życie zięcia legło w gruzach.

Marysia stała w progu, witaląc rodziców z typowym dla siebie przyjaznym uśmiechem. Tylko czarne, lśniące podbite oko zdradzało temat, o którym nie chciała rozmawiać.

Mamo, wszystko w porządku, nie przejmuj się, powiedziała szybko, widząc uważne spojrzenie matki.

Helena Igorewna westchnęła ciężko. Twoja sprawa, córko. Musisz żyć…

Ojciec choćby nie kiwnął głową zięciowi. Powoli podszedł do okna i patrzył w pustkę, jakby nie słyszał, jak córka mamrocze coś o szafie i ciemności.

Po prostu… potknęłam się wczoraj. No już, mamo, ze mną i z Jackiem wszystko dobrze!

Dobrze? Marysia doskonale pamiętała, co się stało dzień wcześniej. Jacek, jak zawsze wściekły, nie tylko na nią krzyczał. Kiedy odważyła się powiedzieć, iż ma dość, chwycił ją za kołnierz szlafroka tak mocno, iż aż rozdarł go na piersi.

Co, kurwo, nie pamiętasz, komu zawdzięczasz, iż jeszcze żyjesz?!, wrzeszczał, potrząsając nią. Zapomniałaś, jak cię ściągałem z knajp, gdy uciekałaś do tego Darka? Kto cię kochał, głupia? Nosiłem cię na rękach!

A potem mocny cios. Jak człowiek, prawdziwy. Gwiazdy zaiskrzyły jej przed oczami, a potem ogarnął ją ból… A Jacek dalej krzyczał coś wulgarnego.

Tak, córko, rozumiem. Szafa… ciemność, mruknęła matka, choć doskonale wiedziała, co się stało.

I czuła się winna. To ona zmusiła Marysię do ślubu z Jackiem! To ona odsunęła Darka od córki, wierząc, iż to zły wpływ.

A twoja szafa, córko, sądząc po wszystkim, ma pięści, powiedziała Helena Igorewna wymownie, rzucając okiem na zięcia.

Jan Michałowicz nigdy nie odwracał się od okna. Wyszedł na balkon zapalić. W przeciwieństwie do żony, nigdy nie wspierał Jacka. Wydawał się… obojętny. Egoistą i nudziarzem. Tak, pochodził z bogatej rodziny mieszkanie, auto, znajomości i perspektywy. Ale w środku był zgnilizną.

I teraz ta zgnilizna wyszła na wierzch siniak pod okiem mojej córki.

Oczywiście, Jan Michałowicz mógł chwycić zięcia za klapy i przywalić mu porządnie. Ale to tylko skończyłoby się awanturą. I choćby nie chciał. Ledwo się powstrzymał… Więc wyszedł na balkon.

Wiedział, iż rozwiąże tę sprawę inaczej. I już wiedział jak.

Długo rozmawiał przez telefon na tym balkonie…

Tymczasem Marysia kupiła matce kawę i gadali o niczym. Pół godziny później rodzice odeszli.

Jacek, który spodziewał się wyrzutów i awantury, w końcu się zrelaksował. Wrócił na kanapę, otworzył piwo i choćby się uśmiechnął. W jego głowie milczenie teściów oznaczało przyzwolenie. Rodzina to rodzina, a siniaki to życie. Nikt cię nie zdradzi. Pewnie!

Widzisz, Maryś, mówiłem, iż wszystko się ułoży!, powiedział przeciągle, zadowolony. Twoi rodzice są normalni, rozsądni. Nie tak jak ty… Wczoraj zaczepiłaś mnie wymówkami! Więc poszedłem, wypiłem i co z tego?

Wziął łyk piwa i sięgnął po chipsy.

Radość nie trwała długo.

Nie minęło choćby pół godziny, gdy ktoś zapukał do drzwi. Nie zadzwonił, ale zapukał. Mocno i stanowczo. To pukanie sprawiło, iż Jacek odstawił butelkę i zesztywniał.

Podszedł do drzwi, spojrzał przez wizjer… i zbladł.

Darek stał w progu. Jego rywal. Były chłopak Marysi. Ten sam, który prawie ją poślubił, ale pozwolił odejść. Przystojny, wysoki, pewny siebie. W drogim płaszczu i z tym spojrzeniem, od którego kobiety drżały, a mężczyźni chcieli go uderzyć.

Czego chcesz?, warknął Jacek, otwierając drzwi tylko na tyle, by pokazać irytację, ale nie wpuszczać nikogo.

Odsuń się, powiedział Darek spokojnie i po prostu przepchnął Jacka ramieniem.

Ten cofnął się jak szmaciana lalka.

Marysia zerwała się z kanapy, szeroko otwierając oczy.

– Darek…

No cóż, zbieraj się, powiedział krótko. jeżeli chcesz, jedziemy do mnie. jeżeli chcesz, do twoich rodziców. Ale po co ci ten bankrut?

Kogo nazywasz bankrutem, idioto?, wybuchnął Jacek, ale stał w kącie, jakby był przyklejony.

Miał powód, by bać się Darka.

Zadzwoniłem do ciebie, Jacku. Do ciebie, uśmiechnął się Darek spokojnie. Nie chciałem się wtrącać, nie chciałem mieszać ci w życiu. Ale gdy ojciec Marysi normalny gość, przy okazji zadzwonił i powiedział, iż ją bijesz… Wtedy po prostu przejąłem pałeczkę.

O czym… o czym ty mówisz?!, zachrypiał Jacek.

No cóż, nie wziąłem tego tak dosłownie, znów się zaśmiał Darek. Tylko przestrzeń, którą wynajmujesz na swój klub, należy do mojego kumpla. Bardzo dobrego kumpla. W każdym razie dostaniesz wypowiedzenie umowy. Rozumiesz? Już leci do twojego biura.

Jacek osunął się na siedzenie, jakby go powalono.

Poza tym wyliczyłem zaległy czynsz za sześć miesięcy. Pamiętasz, mówili ci: czynsz może wzrosnąć, gdy klub zacznie zarabiać? No to wzrósł pół roku temu. A powiadomienie długo leżało na twoim biurku po prostu go nie przeczytałeś. A ja i Michał milczeliśmy, czekając, aż dług urośnie. Plus kary, odsetki… Łapiesz? Teraz masz oficjalny dług. Duży i nieprzyjemny. Mam podać kwotę?

Darek pochylił się nad Jackiem:

I wiem, iż nie masz ani grosza, by go spłacić. Powinieneś mniej pić z dziwkami.

Jacek opadł na krzesło jak wyciśnięta cytryna.

To… to pułapka!, zamruczał, szeroko otwierając oczy. Ty… ty podrzuciłeś te papiery!

Myśl, co chcesz, wzruszył ramionami Darek. Możesz choćby iść do sądu. Ale twój adwokat, jak widzisz, zrezygnował. A

Idź do oryginalnego materiału