Weronika weszła do biura, lekko skinęła głową ochroniarzowi i minęła windę, kierując się w stronę schodów. Na piąte piętro zawsze wchodziła pieszo. Trzy razy w tygodniu chodziła na siłownię, częściej nie starczało czasu. choćby do swojego mieszkania na piętnastym piętrze często wspinała się po schodach, jeżeli pod koniec dnia pracy miała jeszcze siły.
Jej obcasy, wyraźnie wybijające rytm po płytkach holu, niedługo ucichły w głębi klatki schodowej, jakby uniosła się w górę. Za plecami nazywano ją wiedźmą, jędzą, królową. W swoich trzydziestu sześciu latach wyglądała na dziesięć lat młodszą. Prawdziwy wiek zdradzały oczy – mądre, oceniające, spojrzenie kobiety, która wiele przeszła. Ubierała się elegancko i profesjonalnie, staranny makijaż podkreślał jej naturalną urodę.
— Kto to? — zapytał młody mężczyzna, który podszedł do ochroniarza. Ten zmierzył go podejrzliwym wzrokiem.
— Dyrektor firmy audytorskiej *Feniks* — odpowiedział z szacunkiem przy tuszy mężczyzna w średnim wieku.
Kobieta dawno już zniknęła, ale w holu unosił się jeszcze zapach jej perfum.
— Niezamężna? — młody mężczyzna prześlizgnął wzrokiem po mapie biznescentrum, szukając biura *Feniksa*.
— Panu coś jest potrzebne? — Ochroniarz już przyglądał mu się nieufnie.
— Mam rozmowę kwalifikacyjną w *Norton*.
— Nazwisko? — Ochroniarz sięgał już po telefon wewnętrzny.
Mężczyzna przedstawił się.
— Proszę przejść. Siódme piętro, biuro siedemset siedemnaście — powiedział ochroniarz.
Marek skierował się w stronę wind, czując na plecach czujne spojrzenie. Zapamiętał, iż *Feniks* jest na piątym piętrze. Gdy wjechał na siódme, zszedł po schodach na piąte. Od razu zobaczył duży napis czerwonymi literami nad szklanymi drzwiami: *Firma Audytorska Feniks*. Weszła mu drogę uśmiechnięta recepcjonistka.
— Dzień dobry. W czym mogę pomóc? — przywitała go.
— Dzień dobry. Dyrektor jest na miejscu? — zapytał tak, jakby bywał tu często.
— Tak. Ma pan umówione spotkanie? Na którą godzinę? — dziewczyna otworzyła kalendarz.
— Tak… to znaczy, nie. Chciałbym z nią porozmawiać.
— Obawiam się, iż bez zapisu nie będzie możliwości. Na kiedy mam pana zapisać? — sięgnęła po długopis, nie przestając się uśmiechać.
W tym momencie rozległ się dźwięk obcasów, i Marek zobaczył elegancką kobietę idącą korytarzem. Naprężył się jak drapieżnik wyczuwający zdobycz.
— Weroniko Pawłowna, jest gość, ale bez zapisu — powiedziała recepcjonistka.
— Widzi pan, byłem na rozmowie w *Norton*. Postanowiłem spróbować szczęścia i tutaj — szczerze przyznał się, przybierając minę zawstydzonego ucznia.
Weronika Pawłowna zmierzyła go bystrym spojrzeniem.
— Ma pan wykształcenie ekonomiczne? — Jej głos był niski i przyjemny.
— Nie, prawnicze — Marek włożył w uśmiech całe swoje czaru.
— Cóż, mogę pana wysłuchać. Chodźmy — i ruszyła przodem tym samym korytarzem.
Szedł za nią, oceniając smukłą sylwetkę w szarym żakiecie i obcisłej spódnicy do kolan, zgrabne nogi wydające się jeszcze dłuższe dzięki szpilkom, wdychając aromat drogich perfum.
— Kasiu, przez dziesięć minut nie przekazuj mi żadnych połączeń — powiedziała do młodej sekretarki w recepcji i otworzyła dębowe drzwi.
— Proszę wejść.
Gęsty dywan tłumił odgłos kroków. Weronika usiadła na swoim miejscu na czele długiego, polerowanego stołu. Skinieniem wskazała krzesło.
— Na jakie stanowisko pan liczy?
— Nie wiem — uśmiechnął się przepraszająco.
— Myślę, iż lepiej wróci pan do kancelarii *Norton* — powiedziała chłodno.
— Szczerze mówiąc, nigdy nie pracowałem w audycie. Ale potrzebuję pracy, uczę się szybko. Niech mi pani da szansę. Chcę spróbować — powiedział z zapałem.
Weronika znów przyjrzała mu się uważnie.
— Jeden z naszych najstarszych pracowników odchodzi na emeryturę. W ciągu dwóch tygodni wprowadzi pana w obowiązki. Pełne wynagrodzenie dopiero po dwumiesięcznym okresie próbnym, jeżeli się pan sprawdzi. Zgoda? — mówiła oszczędnie, po biznesowemu.
— Wszystko mi pasuje. Nie zawiodę, zobaczy pani. — Na twarzy Marka zagościła szczera radość.
— Ma pan dokumenty przy sobie?
— Tak. — Siegnął po teczkę.
Weronika skinieniem ręki go powstrzymała.
— Niech pan zaniesie je do kadr, Kasia pana zaprowadzi. Uprzedzam, służba bezpieczeństwa dokładnie sprawdza każdego pracownika. jeżeli nie ma pytań, oczekuję pana jutro. Kasia powie resztę. — Spuściła wzrok na dokumenty, kończąc rozmowę.
Marek wychodził, czując na plecach jej przenikliwe spojrzenie.
— Sroga — szepnął do Kasi, zamykając za sobą drzwi.
Sekretarka choćby się nie uśmiechnęła. „Wytresowana” — pomyślał.
Uznał, iż ma szczęście. Od razu znalazł pracę, a szefowa to marzenie. „Tylko powoli, nie spłoszyć, żeby znów nie wylądować na bruku” — myślał, idąc za Kasią labiryntem korytarzy z podobnymi drzwiami.
— Dlaczego odszedł pan z poprzedniej pracy? — zapytała kobieta w średnim wieku, przeglądając jego książeczkę pracy.
— Siostra od dawna namawiała mnie do Warszawy. W końcu przyjechałem. Trafiłem na waszą firmę. Spodobała mi się nazwa — odpowiedział bez zająknięcia.
Nie powie przecież, iż w Łodzi uwiódł córkę dyrektora. Głupia lala zaszła w ciążę, a on ledwo uszedł z życiem przed gniewem jej ojca.
Kobieta podsunęła mu wzór podania. Marek pisał, myśląc o Weronice: „Młoda, a już dyrektor. Na pewno nie bez pomocy jakiegoś wpływowego człowieka.”
I nie mylił się. Weronika wyrosła w małym miasteczku z dymiącymi kominami fabryki papieru. Matka przepracowała tam dwadzieścia lat, zachorowała na płuca i zmarła tuż przed końcem szkoły Weroniki. Z dyplomem w ręku wyjechała do Warszawy szukać lepszego życia.Weronika uśmiechnęła się do córeczki w wózku, wiedząc, iż teraz jej życie ma prawdziwy cel, a przeszłość odeszła tam, gdzie jej miejsce – w zapomnienie.