— Karolino, jesteś w domu? Przyniosłam wam kotleciki rybne. Tym razem wyszły smaczniejsze niż zwykle, sączne i apetyczne.
— Pani Anno, przecież mówiłam, iż nie jadamy kotletów rybnych. Dlaczego je pani przyniosła?
— Za dużo zrobiłam, szkoda żeby się zmarnowały. Pomyślałam, iż wam się przydadzą.
I tak jest za każdym razem.
Raz przynosi smażoną rybę, innym razem świeżą albo kotlety z ryby. Ciągle tłumaczymy, iż nie lubimy takiej ryby, ale ona i tak przynosi.
Problem tkwi w tym, iż ojciec mojego męża jest zapalonym wędkarzem i każdą sobotę spędza nad wodą. Złowione karasie trafiają do kuchni teściowej, która już nie wie, co z nimi robić.
Mój mąż nie może już patrzeć na te karasie. Kiedy mieszkał z rodzicami, musiał je często oprawiać i jeść. Twierdzi, iż najadł się ich na całe życie.
Teściowa więc postanowiła wszystko, co zostaje, przynosić do nas.
Przychodzi do nas, otwiera lodówkę i mówi:
— To ser? Odetnę sobie kawałek, wezmę do domu. I kiełbaski też, kupicie sobie potem. Przecież podzieliłam się z wami rybą.
W ostatnim czasie teściowa zaczęła przychodzić z koleżanką pod pretekstem, iż były w okolicy, zmarzły i chciały wypić herbatę, by się rozgrzać.
Sama stawia czajnik, otwiera lodówkę, bierze, co jej się podoba, a do tego jeszcze komentuje z koleżanką, co mam w lodówce i jaka to dziś młodzież leniwa, nic nie chce robić.
Wytrzymałam to przez miesiąc. Potem zaczęłam się zastanawiać, jak oduczyć teściową takich wizyt. I wymyśliłam.
W niedzielę, tuż przed obiadem, przyszłam z koleżanką do teściowej.
Teściowa otworzyła drzwi, a ja powiedziałam, iż byłyśmy w pobliżu i postanowiłyśmy wpaść. Przyniosłyśmy ze sobą sushi, których teściowa nie znosi.
Od razu poszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę, wyjęłam garnek z barszczem i postawiłam na kuchence. Teściowa patrzyła na to wszystko z niedowierzaniem. Znalazłam w lodówce jeszcze śledzia pod pierzynką, wyjęłam i postawiłam na stole. Trochę zapakowałam do pojemnika, mówiąc, iż zabiorę do domu, bo bardzo lubimy taki sałat.
Teściowa była wyraźnie niezadowolona, ale nie powiedziała nic przy mojej koleżance.
Zjadłyśmy, podziękowałyśmy i powiedziałam, iż teraz będziemy starały się wpadać częściej. I wyszłyśmy.
Minęły dwa miesiące. Teściowa dzwoni, rozmawia, jakby nic się nie stało, ale z koleżanką już do nas nie przychodzi. Zanim coś przyniesie, zawsze pyta, czy tego potrzebujemy.
Cieszę się, iż teściowa zrozumiała wszystko za pierwszym razem i zareagowała adekwatnie. Przecież to nasi rodzice i nie chcemy psuć z nimi relacji.