Weronika wkroczyła do biurowca, skinęła lekko głową ochroniarzowi i minęła windę, kierując się w stronę schodów. Piąte piętro zawsze pokonywała piechotą. Trzy razy w tygodniu chodziła na siłownię, częściej nie starczało czasu. choćby do swojego mieszkania na piętnastym piętrze często wchodziła po schodach, gdy miała jeszcze siły po pracy.
Jej szpilki, wyraźnie wybijające rytm po marmurowej posadzce holu, niedługo ucichły w głąb klatki schodowej, jakby uniosła się w górę. Za plecami nazywano ją wiedźmą, jędzą, królową. W swoich trzydziestu sześciu latach wyglądała na dziesięć lat młodziej. Prawdziwy wiek zdradzały oczy – bystre, oceniające, pełne życiowego doświadczenia. Ubierała się elegancko, a umiejętny makijaż podkreślał jej naturalne piękno.
— Kto to? — zapytał ochroniarza młody mężczyzna, który właśnie podszedł.
— Dyrektor firmy audytorskiej *Feniks* — odpowiedział z szacunkiem krępy mężczyzna w średnim wieku.
Kobieta dawno zniknęła, ale w holu unosił się jeszcze zapach jej perfum.
— Niezamężna? — rzucił młodzieniec, przeglądając plan biurowca w poszukiwaniu siedziby *Feniksa*.
— A pan co, potrzebuje? — Ochroniarz już przyglądał mu się podejrzliwie.
— Jestem na rozmowie w *Orionie*.
— Nazwisko? — Mężczyzna sięgnął po telefon.
Młody podał.
— Proszę iść. Siódme piętro, biuro 717 — oznajmił ochroniarz.
Krzysztof ruszył w stronę wind, czując na plecach wzrok strażnika. Zapamiętał, iż *Feniks* jest na piątym piętrze. Dlatego, gdy dotarł windą na siódme, zszedł po schodach niżej. Od razu dostrzegł nad szklanymi drzwiami czerwoną nazwę *Firma Audytorska Feniks* i wszedł do środka. Przywitał go uśmiech młodej recepcjonistki.
— Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
— Dzień dobry. Dyrektor jest? — zapytał, jakby bywał tu codziennie.
— Tak. Ma pan umówione spotkanie?
— adekwatnie… nie. Chciałem jedynie zamienić kilka słów.
— Obawiam się, iż bez zapisu nie będzie możliwości…
W tej chwili rozległ się dźwięk kroków, a Krzysztof ujrzał kobietę idącą korytarzem. Naprężył się jak zwierzę przed skokiem.
— Pani dyrektor, gość bez zapisu — poinformowała recepcjonistka.
— Przyszedłem na rozmowę do *Oriona*, ale pomyślałem, iż spróbuję szczęścia i tutaj — przyznał się z zawstydzoną miną.
Weronika zmierzyła go bystrym spojrzeniem.
— Ma pan wykształcenie ekonomiczne?
— Nie, prawnicze.
— No cóż, wysłucham pana. Chodźmy.
Ruszyła przodem, a on szedł za nią, podziwiając jej smukłą sylwetkę w szarym żakiecie i dopasowanej spódnicy.
— Aniu, dziesięć minut bez połączeń — rzuciła do sekretarki i otworzyła dębowe drzwi.
Gruby dywan tłumił ich kroki. Weronika usiadła za długim, błyszczącym stołem.
— Na jakie stanowisko pan aplikuje?
— Szczerze? Nie wiem.
— W takim razie lepiej wróci pan do *Oriona*.
— Potrzebuję pracy. gwałtownie się uczę. Proszę dać mi szansę.
Znów go przejrzała.
— Jeden z naszych najstarszych pracowników odchodzi na emeryturę. W ciągu dwóch tygodni pana przeszkoli. Pełną pensję dostanie pan dopiero po okresie próbnym. Zgoda?
— Tak. Nie zawiodę.
— Ma pan dokumenty?
— Tak.
— Proszę zanieść je do kadr. I ostrzegam – służba bezpieczeństwa sprawdzi pana dokładnie. Do jutra.
Gdy wychodził, czuł jej wzrok na plecach.
— Twarda — szepnął do Ani.
Sekretarka choćby się nie uśmiechnęła. „Wytresowana” – pomyślał.
Uważał, iż ma szczęście. Od razu znalazł pracę, a szefowa to prawdziwa bogini. „Tylko powoli, nie spłoszyć” – myślał, idąc za Anią przez labirynt korytarzy.
— Dlaczego odszedł pan z poprzedniej pracy? — spytała kobieta w kadrach.
— Siostra namówiła mnie do przeprowadzki do Warszawy. Zobaczyłem *Feniksa*. Spodobała mi się nazwa.
Nie powiedział, iż w Krakowie uwiodWeronika uśmiechnęła się do córeczki w wózku, wiedząc, iż jej życie – choć pełne zakrętów – w końcu znalazło swój prawdziwy cel.