Odpowiedzi na (nie)głupie pytania vol. 2

srokao.pl 8 miesięcy temu

To lecimy z kolejnymi zagwostkami związanymi ze światem kosmetyków. Mam nadzieję, iż coś się rozjaśni w głowach.


Talk

Po wpisie o beztalkowych pudrach zaczęły się pojawiać coraz częściej pytania o to, czy jest on szkodliwy i dlaczego trzeba go unikać.

Nigdzie nie pisałam, iż trzeba unikać talku, wpis powstał, bo sporo osób o takie kosmetyki pytało, a i ja głównie takich pudrów używam.

Szkodliwość - obawa przed używaniem kosmetyków z talkiem, prawdopodobnie u wielu osób zaczęła się od afery z marką Johnson & Johnson, która w tej chwili z tego, co donoszą media "dogaduje" się osobami, które ją pozwały. Marka J&J miała sprzedać zasypkę dla niemowląt, której bazą był talk, który był zanieczyszczony azbestem - to miało spowodować raka u jego użytkowniczek. "Jak ustalił w 2018 roku Reuters, szefowie firmy Johnson & Johnson od dziesięcioleci wiedzieli, iż w tym pudrze dla niemowląt znaleziono ślady rakotwórczego azbestu. Dokumenty wewnętrzne, zeznania procesowe i inne dowody wykazały, iż od 1971 roku do początku XXI wieku zarówno wykorzystywany do produkcji talk, jak i gotowe pudry Johnson & Johnson zawierały azbest." *

Problem z talkiem jest taki, iż jego złoża najczęściej "sąsiadują" z azbestem, który jak wiemy jest rakotwórczy. Podczas wydobywania talku, może dochodzić to zanieczyszczania go azbestem.

To pewnie wywołało obawy, czy pudrów na bazie talku nie warto by było odstawić. Natomiast nauka idzie do przodu, więc oczyszczanie talku z zanieczyszczeń jest już na wyższym poziomie niż kiedyś, normy są podnoszone więc talk, talkowi nierówny.

Zapychanie, wysuszanie itp... - jak w wielu przypadkach nie każdemu, każdy składnik służy, niektóre z osób używających pudrów z talkiem, róży z talkiem itp... zauważyło, iż pogarsza się stan ich skóry. Czasami jest to silniejsze przesuszenie, czasami są to zanieczyszczenia, i powiązali te fakty z zawartością talku w kosmetyku. To sprawiło, iż wybierają pudry i inne kosmetyk bez zawartości tego składnika.



Zapach

Kwestia używania bądź nie substancji zapachowych zawsze wzbudza pewne wątpliwości.

Zapach z mojego punkt widzenia jest to najmniej potrzebny składnik kosmetyku, jest dodatkową substancją, która może uczulać, ale ...

1. Surowce "budujące" kosmetyk mogą śmierdzieć i to słowo śmierdzieć nie jest przesadzone. Producent dodaje do składu coś, co nieprzyjemną woń wyklucza lub ją maskuje. Czasami ten dodatkowy zapach sprawia, iż kosmetyk wcale nie ma zapachu, mimo iż jest klasyfikowany jako substancja zapachowa. I w składzie jest zapach, ale my go nie czujemy.


2. Firmy kosmetyczne ulepszały i ulepszają swoje kosmetyki nie tylko pod względem działania, ale też pod względem aplikacji, "noszenia" itp... Oczywistym jest, iż w pewnym momencie doszli do wniosków, iż ludzie lubią ładne zapachy, a skoro tak, to może zapachem przyciągać klienta.

Osobiście u dzieci wolę kosmetyki bezzapachowe, nie żeby nie zdarzyło mi się używać takich, które pachną. U siebie, wszystko zależy od dnia i nastroju, czasami lubię jak pachnie, a czasami wręcz nie znoszę. Na szczęście nie mam uczulenia na substancje zapachowe.


Dermokosmetyki

Temat rzeka, pisałam chyba już o tym na blogu, ale nie zaszkodzi wrócić do tematu raz jeszcze. Formalnie, prawnie itp.. nie ma czegoś takiego jak dermokosmetyki. Nie ma żadnej definicji tego co ów produkt miałby zawierać, a czego nie, lub ile czego miałby zawierać. Nie ma żadnych wytycznych pozwalających nazwać jeden kosmetyk dermokosmetykiem, a drugiego nie.


Ten trend działa mi dużo bardziej na nerwy niż greenwashing, bo najczęściej nabierają się na niego osoby, które są naprawdę w trudnej sytuacji. Wmawia się im, iż ten kosmetyk, jest czymś z pogranicza leku i kosmetyku, iż białe opakowania i "sterylne" grafiki, oraz dostępność w aptece jest gwarancją lepszego składu, lepszej jakość, no praktycznie leczenia.

Apteka to sposób dystrybucji, a nie gwarancja "lepszości". To jest paskudne działanie podprogowe, w którym miejsce sprzedaży i osoba podająca nam produkt "mówią", iż to lek, bo w aptece kupujemy lekarstwa. No i często wiąże się to z dość wysoką ceną.

Oczywiście coraz więcej marek sprzedaje "dermokosmetyki" również w drogeriach i sytuacja jest dokładnie taka sama, to iż ktoś z marketingu wpadł na pomysł nazwania kosmetyków dermokosmetykami, nie znaczy nic. Nie są one lepsze ani gorsze o każdych innych kosmetyków dostępnych w drogerii.


*Źródło TVN24 - KLIK

Idź do oryginalnego materiału