Odpieprz się od siebie!

agamasmaka.pl 2 lat temu

„Odpieprz się od siebie.” Tak ostatnio często mam ochotę powiedzieć pacjentkom. I zdarza się, iż to mówię, używając bardziej stonowanego „odczep się”. Tak mam też ochotę powiedzieć do siebie sprzed lat. Ale do siebie to choćby ostrzej: „Aga, odp*****l się od siebie. Odpuść. Jest OK. Nie musisz zdawać żadnego egzaminu ze spełniania czyichś oczekiwań.

Pracuję z osobami w różnym wieku (głównie kobietami). Najczęściej w wieku od 15 do 65 lat (tak wygląda to w ostatnich miesiącach). I niezależnie od wieku, często widzę, jak bardzo wszystkie z tych kobiet czepiają się do siebie. Najbardziej boję się o te najmłodsze, które dopiero wchodzą w życie z ciężkim (a choćby przytłaczającym) bagażem braku samoakceptacji i poczucia bycia „nie taką jak trzeba”.

Konsultacja zaczyna się zwyczajnie. Wywiad żywieniowy i zdrowotny. Notowanie posiłków, które wygląda mi nieco niepokojąco. Od słowa do słowa przechodzimy do historii: czasem kilkuletniej a niekiedy wieloletniej. I okazuje się, iż zadziały się trudne rzeczy:

nikt nas nie nauczył elementarnej troski o siebie („najpierw robota, później przyjemność”),
ktoś nam powiedział, iż coś jest z nami nie tak („przy Twoim wzroście mogłabyś ważyć trochę mniej”, „nie wyglądasz w tym korzystnie”, „masz figurę niestety po rodzinie ze strony ojca”, „twój wygląd to twoja wizytówka, pamiętaj”),
odmówiono nam prawa do fizjologicznych potrzeb („nie pij tyle, bo będziesz częściej musiała robić przerwy w pracy”, „jak dalej jesteś głodna, to pij więcej wody”, „ogranicz kalorie przed zawodami, bo nie zmieścisz się w swojej kategorii wagowej”).

Nie wiedzieć kiedy wewnętrzny głos sam zaczął już podpowiadać to wszystko. Nie potrzebna była presja z zewnątrz – choć oczywiście dalej była w pogotowiu (na wypadek gdybyśmy chciały jednak zacząć oddychać pełną piersią).

Gdzieś dalej usłyszałyśmy, iż „kaloryczne” znaczy „złe”. Że lepiej czegoś nie zjeść, skoro mamy od tego przytyć. Że lepiej zrezygnować z jedzenia i poszukać dróg zastąpienia go. A skoro kawa/fajka/wino/słodycze zapełniają miejsce jedzenia i dają chwilę ulgi, to może uda nam się to życie jakoś przetrwać.

I później pytam takiej pani: „Co pani lubi jeść?”. Głucha cisza. To można coś po prostu lubić jeść nie czując wyrzutów sumienia? Niepokoju? Jak lubić jeść skoro nie znosi się przygotowywania posiłku? Skoro przygotowanie posiłku to wysoki poziom trudności, bo trzeba uznać, iż jestem na tyle ważna, żeby o siebie zadbać. A przecież nie czuję, iż jestem. Ważna. Jestem co najwyżej „za”…

Czasem chciałabym być „Brucem Wszechmogącym” (ostatnio z córką oglądaliśmy akurat ten film, po latach, chichocząc z Jima Carrey’a) i wyłączyć wszystkie media, które cisną nas, dalej cisną w kierunku bycia „lepszą wersją siebie”. Choć choćby jeżeli wyłączyłabym te media, to nie wyłączę przecież głosów wszystkich ludzi, którzy mają ciągłą potrzebę komentowania wyglądu innych, czyż nie?

A może da się wyłączyć te głosy w naszych głowach? Nie wiem czy się da wyłączyć, ale można zacząć zauważać, iż to TYLKO ich głosy, które nie są o mnie…

Idź do oryginalnego materiału