Wieczór był chłodny, za oknem już październik.
Elżbieta Kowalska siedziała w ulubionym foteliku przy kominku, sprawnie przesuwając druty. Szalik, który dziergała dla męża, wydłużał się z każdą oczką. Co jakiś moment odrywała wzrok od robót i patrzyła na Marka, który oparty był przy stole, pochylony nad notesem, coś rysował i rozmyślał, pocierając czoło.
W domu panowała typowa, przytulna cisza. Jedynie tykanie starego zegara na ścianie przerywało milczenie, a co jakiś czas trzaskało drewno w kominku.
Nagle drzwi trzasknęły.
Głośny skrzyp w zawiasie spłoszył oboje.
Na progu stanęła ich córka Jagoda, znana po prostu jako Jaga. Rumiane policzki, błyszczące oczy i na ustach figlarny, podniecający uśmiech.
Mamo, tato, mam niesamowitą wiadomość!
Rodzice spojrzeli na siebie. Elżbieta powoli położyła druty, a Marek nie odrywając wzroku od córki, przykrył dłonią notes.
No, mów, powiedział ostrożnie, czując w piersi dziwne przeczucie.
Jagoda zrobiła krok do przodu, szeroko się uśmiechając.
Rzucam studia!
W pokoju zapadła cisza, gęsta jak woda.
Co?! wykrzyknęła Elżbieta, a drut wypadł z jej dłoni i upadł z cichym dzwiekkiem.
Czy to nie szaleństwo? wstał gwałtownie Marek.
Jagoda tylko roześmiała się, machając ręką, jakby rodzice przesadzali.
No więc, panika od razu! Nie zważajcie, mam już plan!
I co to ma być? Elżbieta ścisnęła podłokietniki fotela, aż kostki białe.
Jagoda wciągnęła powietrze, a jej oczy rozbłysły jeszcze jaśniej.
Zostanę podróżniczką!
Cisza.
Co? Marek wymówił to słowo, jakby go spaliło.
Tak! Po prostu będę autostopem zwiedzać świat, mieszkać w hostelach, pracować, gdzie trzeba, poznawać ludzi, pisać bloga
Matka pobladła.
Jagodo, to kompletny bajzel!
Dlaczego? zmarszczyła brwi córka. To wolność!
Wolność? Marek zgrzynął zębami. To nieodpowiedzialność! Nie masz pojęcia, co cię czeka!
Na początku będzie ciężko, wzruszyła ramionami Jagoda. Ale nie jestem sama. Pomogą mi wy, prawda?
Jak? Elżbieta podskoczyła, głos jej drżał.
Na pieniądze, przynajmniej na początku, dopóki nie stanę na własnych nogach.
Czy chcesz, żebyśmy sponsorowali twoją ucieczkę od rzeczywistości? Marek zamarł, twarz przybrała kamienny wyraz.
No i jak inaczej? Jagoda otworzyła szeroko oczy. Jesteście przecież moi rodzice!
Elżbieta chwyciła się za serce.
Jagodo tyle w to włożyliśmy tyle nadziei
A ja nie mam prawa do własnego życia?
Masz, powiedział nagle twardo Marek, jak stal. Ale jeżeli naprawdę jesteś dorosła i samodzielna, to rozwiązuj swoje problemy sama.
Jagoda zamarła.
Odmawiacie mi pomocy?
Nie będziemy ratować cię przed konsekwencjami twojego wyboru.
Jagoda gwałtownie wydychała, oczy błysnął.
Dobra! Poradzę sobie bez was!
Odwróciła się i wybiegła, zamykając drzwi tak mocno, iż ściany drżały.
Zapanowała ciężka, przytłaczająca cisza.
Elżbieta opadła w fotel, drżąc rękami.
Boże cośmy zrobili?
Nic, mruknął Marek, siadając obok. Po prostu daliśmy jej szansę przemyśleć.
Następnego ranka Jagoda nie pojawiła się przy śniadaniu. Rodzice szeptem pili kawę, co chwilę zerkały w drzwi, z których nie dochodził żaden dźwięk.
W końcu drzwi otworzyły się.
Jagoda weszła bladą, z ciemnymi workami pod oczami, włosy rozczochrane, jakby nie spała całą noc.
Zmieniłam zdanie.
Matka prawie płakała ze ulgi.
Dzięki Bogu
Całą noc nie zamknęłam oka, powiedziała cicho, siadając przy stole. Myślałam co jeżeli naprawdę nie dam rady? Co jeżeli oszukają, okradną, zostawią gdzieś
Marek bez słowa podszedł do ekspresu, nalał czarną, gęstą kawę do porcelanowego kubka, a para wznosiła się w chłodny poranek, wirując niczym dym z zgaszonego ogniska. Ostrożnie podał kubek córce, gest pełen milczącego zrozumienia.
Więc zdecydowałaś się skończyć studia? zapytał, a w jego zwykle twardym głosie pojawiła się niecodzienna miękkość.
Jagoda objęła kubek oburącz, jakby chciała ogrzać zimne palce. Powoli wypiła, wciągnęła głęboki oddech, a jej barki opadły, jakby z nich spadła niewidzialna waga.
Tak głos jej drżał. Ale wciąż chcę podróżować. Tylko nie teraz. Gdy będzie stabilność, gdy naprawdę będę pewna jutra.
Kącik ust Marka lekko się podniósł w nieśmiałym uśmiechu. Kiwnął głową, w jego zwykle surowych oczach pojawiła się ciepła, ojcowska iskra może dumy, może ulgi.
To już rozsądnie, powiedział, a te proste słowa brzmią jak najwyższe uznanie.
Elżbieta nie wytrzymała. Podbiegła, objęła córkę, przyciągając ją mocno do siebie. W tym przytuleniu było tyle czułości, iż Jagoda przytuliła się, czując własne ciało drżące z podniecenia. Matka gładziła jej włosy, a każdy dotyk szeptał: Wszystko będzie dobrze, kochanie.
Najważniejsze, iż się zrozumiałaś, szepnęła Elżbieta, a głos lekko drżał.
Przepraszam za wczoraj wymamrotała Jagoda.
Nic, uśmiechnęła się matka, oczy lśniły. Rozsądnie wyciągnąć wnioski.
W pokoju zapanowała cisza, ale już nie napięta, a spokojna. Słoneczne promienie przemykały przez zasłony, tańcząc na powierzchni kawy w kubku Jagody. Marek odchrząknął, sięgnął po cukiernik, głośno stukając łyżką ten znany domowy dźwięk przywrócił poczucie normalności.
Śniadanie trwało w niecodziennie spokojnej atmosferze. Jagoda jeść powoli omlet, jakby po raz pierwszy smakowała domowy posiłek. Marek przeglądał gazetę, ale wzrok co chwilę spadał na córkę. Elżbieta powoli popijała kawę.
Więc ostrożnie dodała matka, wrócisz na studia?
Jagoda odłożyła widelec. W jej oczach tliła się zdecydowana determinacja.
Tak. Zrozumiałam, iż rzucanie szkoły to głupota. Ale zrobiła pauzę chcę zmienić kierunek. Prawo to wasz wybór, nie mój.
Marek odłożył gazetę. I co chcesz studiować?
Dziennikarstwo albo stosunki międzynarodowe. Żeby później oczy jej znów zabłysły, ale już nie szaleńczo, a świadomie żeby później pracować za granicą, legalnie, na kontrakcie.
Cisza, tym razem przemyślana, przyjmująca.
Pierwszy zabrał głos Marek.
To rozsądne. Kiwnął. W poniedziałek pójdziemy do dziekana, zobaczymy, jak się da przenieść.
Elżbieta roześmiała się nagle.
Wyobrażam sobie, co powie Pani Maria Nowak, kiedy się dowie! Była przekonana, iż zostaniesz prokuratorem!
Uśmiech przebił się na twarz Jagody.
Niech sama spróbuje być prokuratorem w pięćdziesiąt pięć lat.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem szczerym, ostatnim.
A latem dodała nagle Jagoda jeżeli wam nic nie stoi na przeszkodzie, chciałabym pojechać jako wolontariuszka do Europy na dwa tygodnie, w ramach programu wymiany.
Rodzice spojrzeli na siebie.
To zaczęła matka.
Bez autostopu, dodała gwałtownie Jagoda. Z biletami w dwie strony i telefonem, który zawsze będzie włączony.
Marek westchnął ciężko, ale w jego oczach było przyzwolenie.
Umowa stoi. Ale najpierw studia i solidne przygotowanie.
Jagoda skinęła głową, sięgnęła po telefon i wykręciła numer.
Halo, Kasiu? To ja Tak, zmieniłam zdanie Nie rezygnuję Słuchaj, a co gdybyśmy razem zapisali się na kurs hiszpańskiego?
Elżbieta wymieniła spojrzenie z mężem i uśmiechnęła się. W tym porannym świetle, przy stole z niedopitą kawą, dostrzegli, iż ich córka nie tylko wróciła, ale dorosła. I to chyba było najważniejsze z wszystkich podróży.











