– To przecież ja sama oddałam cię jej, własnymi rękami. A ona nie pogardziła, wzięła.
– Weronika, cześć. Po co tak nagle mnie wezwałaś? Nie mogłaś powiedzieć przez telefon? – zdzierając żakiet, zapytała wchodząca do mieszkania Kinga.
– Nie rozmawia się o takich rzeczach przez telefon. Chodź do kuchni. – Wera zgasiła światło w przedpokoju i podążyła za przyjaciółką.
– Zaintrygowałaś mnie. Mów już. – Kinga usiadła przy stole i złożyła ręce przed sobą jak wzorowa uczennica, czekając na wyjaśnienia.
Wera postawiła na stół napoczętą butelkę czerwonego wina i dwie szklaneczki.
– Oho?! To aż tak poważna rozmowa? Jestem cała uwaga – powiedziała Kinga.
Wera nalała wina i usiadła naprzeciwko.
– Dla odprężenia i wzajemnego zrozumienia – odparła z przesadnym patosem, podnosząc szklaneczkę i biorąc łyk.
Kinga także uniosła swoją, ale nie spieszyła się z piciem, czekając, aż przyjaciółka zacznie mówić.
– Zginęłam. Zakochałam się tak, iż straciłam głowę. Żyję jak we śnie, majaczę o nim. Kładę się spać i wypatruję świtu. Nie sądziłam, iż to możliwe. Marka też kochałam, ale nie tak. A teraz… – Wera jednym haustem dokończyła wino.
– Współczuję. I po to mnie wezwałaś? Żeby się pochwalić? – Kinga odstawiła szklaneczkę i wstała od stołu.
– Usiądź. – Wera szarpnęła ją za rękę, zmuszając do powrotu na krzesło.
– A co z Markiem? – spytała Kinga, opadając na siedzisko.
– A co ma być z Markiem? Jesteśmy razem siedem lat. Wszystko jest stabilne, dobrze. A spotkałam Igora i przepadłam – Wera westchnęła. – Potępiasz? Ty kiedyś tak kochałaś? Nie? Więc nie osądzaj – dodała nagle ostro. – Wezwałam cię właśnie po to, żeby pogadać o Marku.
– Chyba się napiję – Kinga przełknęła kilka łyków, skinęła z uznaniem, patrząc na szkło.
– Przecież podkochiwałaś się w moim mężu. Myślisz, iż nie widziałam, jak na niego patrzysz? – Wera zastukała paznokciem w blat.
Krążyła wokół tematu, nie wiedząc, jak przejść do sedna.
– Nie pleć głupot – prychnęła Kinga.
Wera wzruszyła ramionami.
– Nie jestem zazdrosna, nie myśl tak. To choćby lepiej. Postanowiłam odejść od Marka, ale nie potrafię mu powiedzieć prawdy. Żal mi go.
– Kiedy zdradzałaś, nie było ci żal, ale powiedzieć szkoda? Trochę to nielogiczne, nie znajdujesz? – Kinga sięgnęła po swoją szklaneczkę.
– Co ty wiesz? On jest dobry. Krzyczę na niego, wyżywam się, wykończyłam mu nerwy, a on milczy. DomWera odwróciła się i wyszła, zostawiając za sobą drzwi, które zamknęły się z cichym kliknięciem, jak ostatni rozdział ich wspólnej historii.