„Oddaj sukienkę — i tak w nią nie wejdziesz”: teściowa, intrygi i obca rodzina
Teresa właśnie ułożyła synka do snu, gdy przyszła wiadomość: „Będę za chwilę”. Nadawca — Wanda Janowska, jej teściowa. Kobieta o trudnym charakterze, by nie powiedzieć gorzej. Żadnej troski, żadnego udziału — za to pełno buty, samouwielbienia i nieustannej chęci udawania młodszej. Nikt nie znał jej prawdziwego wieku — sama skrzętnie ukrywała cyfry, twierdząc, iż „w duszy ma osiemnaście lat”.
Gdy Tereska była w ciąży, Wanda od razu dała do zrozumienia: nie ma co na nią liczyć. Jej aktywne życie — siłownia, taniec, randki — nie przewidywało miejsca na kołysanie niemowlęcia. Była stanowcza:
— Swoje już odsiedziałam przy pieluszkach. Ani dnia więcej.
I oto, po dziesięciu minutach, dzwonek do drzwi. Na progu — teściowa w jaskrawej sukience, z fryzurą jak u telewizyjnej prezenterki, w butach na tak wysokim obcasie, iż ich stukot roznosił się po całym bloku. Weszła jak do siebie, niedbale zrzuciła obuwie i przeszła do kuchni.
— Tereniu, zrób mi herbatkę, dobrze? Dzisiaj jak wiewiórka — z pracy na obcasach, po zakupy, załatwić sprawy… Strasznie padam. I ot, przyszłam. Pamiętasz twoją zieloną sukienkę? Tę, co miałaś na firmowym przyjęciu.
— Pamiętam — odpowiedziała Teresa, czujna.
— Oddaj mi ją. I tak po porodzie się zaokrągliłaś, nie wejdziesz w nią.
Teresa spuściła wzrok. Ukłuło ją. Tak, figura się zmieniła — ale usłyszeć coś takiego od krewnej, i to takim tonem… było przykro. ale teściowa, jak zwykle, nie odpuszczała.
— choćby nie zapytasz, po co mi?
Teresa milczała. Przywykła, iż Wanda nieustannie szuka kolejnego „księcia” — kogoś młodszego, bogatszego. Całe jej życie to wieczny casting. Żaden romans nie trwał dłużej niż kilka miesięcy.
— Mam nowego adoratora — ciągnęła teściowa z dumą. — Przystojniak, z samochodem i mieszkaniem. Ale pewnie kobieciarz. Chcę go sprawdzić. Ty, Tereniu, pomożesz — napiszesz do niego na Naszej Klasie. Zobaczysz, czy się złapie.
— Wybacz, nie będę uczestniczyć w takich grach — oświadczyła stanowczo Teresa.
— A, tak? Nie spodziewałam się! No trudno. I sukienkę sobie zostaw, możesz nią podłogę wycierać, i tak cię w nią nie wciśniesz! — prychnęła Wanda i wyleciała z mieszkania, zatrzaskując drzwi.
Oczywiście, teściowa nie omieszkała poskarżyć się synowi. Wojtek wrócił do domu, wysłuchał obu stron. Wiedział: matka jest wybuchowa i trzeba do niej „podejść”. Ale w środku gotował się.
— Porozmawiam z nią, nie martw się — szepnął żonie, obejmując ją.
Minęło kilka dni. Na urodziny Wojtka mieli przyjść goście, ale dawny przyjaciel z rodziną nie dotarł. Wanda nie zadzwoniła z życzeniami, tylko… by ponarzekać na kolejny nieudany związek.
A potem znów się zjawiła. Przyniosła słoik konfitur i przeprosiny.
— Wybacz mi, Tereniu. Nie wytrzymałam. Po prostu… jestem zmęczona. Samotność ciąży. Wciąż kogoś szukam, a kończy się tylko rozczarowaniem. Weźmy tego Jurka… Chcieliśmy zamieszkać razem, a tu dzwoni jego syn i oświadcza, iż niszczę ich rodzinę. Że Jurek jest zadłużony, żonaty, a ja tylko chwilowa pociecha. I zerwał ze mną kontakt. Jakby ktoś mnie wyłączył z jego życia.
— Może po prostu się przestraszył? — delikatnie spytała Teresa.
— Może… Albo to po prostu słabeusz. Syn zagroził, iż spłaci jego długi, jeżeli ze mną zerwie. I zerwał. Ot, cała historia. Pewnie bał się, iż zawleczę go do urzędu stanu cywilnego, a potem rzucę się na spadek. Wyobrażasz?
Gdy Wanda narzekała na los, Teresa milczała. Przyszedł Wojtek. Gdy jadł, matka znów zaczęła przedstawienie — opowiadała, jak ją skrzywdzono, jak jest zmęczona samotnością. Chciała, by i on ją pożałował, jak zawsze.
— Mamo, może nie pędź tak? Twój człowiek sam cię znajdzie — powiedział spokojnie.
— Tak? A tymczasem mam siedzieć w domu i żuć smutki?
— Nie, ale może mniej dramatu? Pójdź z wnukiem do parku. Życie to nie tylko romanse.
— Aha, już wiem. Zrobić ze mnie darmową niańkę, co? Nie, wasze dziecko — wasz problem!
— Mamo, znowu wszystko odbierasz jako atak. Znajdź sobie w końcu zajęcie, a nie przygody na własną głowę.
— Zajęcie? Chcę nie być sama, chcę kochać! I choćby jeżeli się mylę — to moje życie! A twoja żona niech się weźmie za siebie, bo po porodzie się rozlała, tylko z dzieckiem siedzi. Ani mężowi już w oczach nie błyszczy, ani iskry w niej nie ma. Myślisz, iż tak się rodziny utrzymują?
— Dosyć! Nie tykaj Teresy! Dopiero urodziła, jeszcze dojdzie do siebie. Lepiej byś ją wsparła, niż krytykowała!
Wanda zatrzasnęła drzwi i wyszła. Teresa stała za ścianą, słyszała wszystko. Gula stanęła jej w gardle, ale tylko cicho przytuliła się do męża.
Bo wiedziała: teściowej nie przerobisz. Jej nie zmienisz. Taka już jest. I jedyne, co pozostaje — nauczyć się z tym żyć. Albo po prostu się odgrodzić.